Dramat Microsoftu: zrobił Windowsa specjalnie dla twórców, ale twórcy mają go w nosie
Microsoft robi wszystko, by odczarować swój wizerunek. Być firmą dla twórców, dla ludzi kreatywnych, a nie dla księgowych i sekretarek. Niestety, pomimo starań twórcy nadal mają Microsoft głęboko w nosie.
Dziś zadebiutowała jesienna aktualizacja Windows 10 Creators Update. Dziś Microsoft pokazał też genialnego Surface Booka 2. Dwie nowości stricte wycelowane w kreatywnych profesjonalistów, dające im do ręki oprogramowanie i sprzęt, na którym mogą je wykorzystać.
Gigant z Redmond doskonale wie, że aby zawalczyć na polu sprzętowym z Apple musi celować właśnie w tę rynkową niszę. Nie ze względu na to, że przyniesie im ona największe zarobki, ale dlatego, że… jest po prostu cool. I kiedyś może znaleźć przełożenie na sprzedaż.
Nikt nie kupi komputera, bo używa go jego księgowy. Żaden nastolatek nie będzie wzdychał do laptopa, bo zobaczył podobny model na biurku w gabinecie lekarza. Co innego, kiedy zobaczy błyszczące logo firmy na koncercie ulubionego DJ-a, w pracowni ulubionego artysty, czy na kanale youtubera. Nawet jeśli nie będzie go stać na kupno, będzie przekonywał całe swoje otoczenie, że to najlepszy sprzęt na świecie, bo używa go jego ulubiony influencer.
To właśnie od lat ma Apple. Nawet jeśli firma nie robi najlepszych sprzętów na świecie, to z pewnością ma największe wsparcie konsumentów i najlepszą opinię. Każdy chce mieć ich komputer.
Microsoft chciałby mieć to samo. Tyle że… kreatywni nie chcą Microsoftu.
Natrafiłem dzisiaj na przygnębiający obrazek. Twórcy popularnego edytora tekstu na macOS, z którego korzysta mnóstwo ludzi (w tym połowa redakcji Spider’s Web), wrzucili na Twittera ankietę, pytając o zapotrzebowanie na wersję programu na Windows 10. Odpowiedzi? Druzgocące:
Głos zabrało ponad 400 osób i znakomita większość ma Windowsa po prostu w nosie. Oczywiście to stosunkowo niszowy przykład, ale dobrze ilustruje pewną tendencję.
Z moich obserwacji wynika też, że to nie jest jedyny przypadek. Sam w środowisku bliższych i dalszych znajomych oraz twórców, których śledzę w Internecie, wyraźnie widzę, że pomimo wszelkich starań Microsoft nadal nie jest ich w stanie do siebie przekonać.
A jeszcze częściej dochodzi do zgoła odwrotnej sytuacji – twórcy bardzo by chcieli dać szansę sprzętom z Windows 10, ale… nie mogą. Bo Microsoftowi nie udało się przekonać programistów, że na Windowsa też warto pisać poważne programy dla kreatywnych. Co z tego, że Microsoft ma w swoim portfolio trzy doskonale skrojone pod potrzeby kreatywnych twórców maszyny...
- Surface Pro dla grafika
- Surface Laptop dla twórcy treści
- Surface Book dla foto/wideografa
...skoro nadal brakuje na nim oprogramowania, do którego twórcy przywykli pracując przez lata na macOS?
Na Adobe świat się nie kończy.
Muszę tu oddać Microsoftowi co microsoftowe – idą w dobrym kierunku. Ścisła współpraca z Adobe przy nowo zaprezentowanym Surface Booku 2 to strzał w dziesiątkę, bo aktualnie Adobe jest niekwestionowanym liderem rozwiązań dla kreatywnych profesjonalistów i pół-profesjonalistów.
Przykład idzie więc z samej góry, ale… na jednym Adobe świat się nie kończy. Na macOS istnieją dziesiątki programów, których ze świecą szukać na Windows 10. Mnóstwo drobnych, intuicyjnych, a przy tym pięknych narzędzi, z których aż chce się korzystać (podczas gdy niezależne programy na Windows 10 zazwyczaj mają interfejs rodem z Win 95...). Ba, sam Apple oferuje narzędzia, których nie sposób znaleźć po stronie Windowsa. Przykład pierwszy z brzegu? Edytor wideo lub audio.
Kupując MacBooka od ręki dostajemy np. iMovie i GarageBand. Dwa kapitalne programy do nieliniowej edycji wideo i audio, które może i są podstawowe, ale są też bardzo przystępne i stanowią doskonały punkt wejścia do poważniejszych narzędzi.
Tymczasem po stronie Windowsa wieje wiatr. Nie ma, absolutnie nie ma żadnych odpowiedników dwóch wspomnianych programów. Programy darmowe (lub przystępne cenowo), które możemy znaleźć po stronie Windowsa 10, to albo absolutnie bezużyteczne śmieci, albo programy zbyt okrojone z funkcji, albo w drugą stronę – kombajny, które onieśmielają swoim zaawansowaniem.
Myślałby kto, że Microsoft sam powinien zaradzić tym brakom, skoro chce przekonać do siebie kreatywnych, ale cóż, nie, tak nie jest.
Czy ktoś widział zapowiadany Groove Music Maker? Gdzie się podział następca Windows Movie Makera? No właśnie.
Skoro Microsoft nie daje przykładu i nie udostępnia programów zachęcających do próbowania kreatywnej zabawy, to trudno się dziwić, że osoby na wszystkich poziomach zaawansowania stronią od jego ekosystemu.
Nie przekonuje też w żaden sposób programistów, że warto tworzyć na tę platformę. Aplikacje UPW, tak szumnie zapowiadane od lat, to nadal pieśń przyszłości, a Sklep Windows to zwyczajna kpina. Przyznaję, nie jestem developerem, ale nawet dla laika wygląda to na mało zachęcające środowisko biznesowe…
Inna sprawa to niezawodność.
Kolejna kwestia, która ciągle trzyma kreatywnych profesjonalistów z dala od świata Windowsa, to niezawodność. Co by nie mówić o sprzętach Apple, w większości przypadków są to maszyny niezawodne, zarówno po stronie oprogramowania, jak i sprzętu.
Tymczasem po stronie Windowsa nadal partnerzy nie potrafią dostarczyć solidnie działających sterowników, komputery dostępne na rynku to jedna wielka loteria, a nad wszystkim unosi się widmo Niebieskiego Ekranu Śmierci (który widujemy już bardzo rzadko, ale niesmak sprzed lat pozostał).
Dziś Microsoft może po części rozprawić się z mitem awaryjności Windowsa, świecąc przykładem na swoich własnych sprzętach. Firmę czeka jednak tytaniczna praca u podstaw. Microsoft musi zmazać plamę na honorze, która przez ostatnią dekadę porównań Windowsa do macOS urosła do niewyobrażalnych rozmiarów.
Aktualizacja Windows 10 Dla Twórców już jest. Teraz tylko muszą pojawić się twórcy, którzy będą chcieli z niej skorzystać.
Póki co „dla twórców” to Windows 10 jest wyłącznie z nazwy. A przecież Microsoft ma już w rękach mnóstwo argumentów, by przeciągnąć kreatywnych na swoją stronę. Ma świetny sprzęt, przy którym MacBooki zaczynają wręcz trącić myszką. Ma coraz lepszy system operacyjny, który w niczym nie przypomina okienek sprzed lat.
Teraz musi tylko znaleźć sposób, by więcej osób zauważyło te argumenty. I może… wywiązywać się z obietnic, bo czytając o tym, że kolejny raz gro znakomitych funkcji pojawi się „za pół roku”, ogarnia mnie pusty śmiech. Użytkowników sprzętu Apple pewnie też.