Wystarczyło kilka miesięcy z Androidem, żebym zaczął mieć go dość
Dziś chciałem zrobić zdjęcie telefonem. Po raz kolejny okazało się to nie lada wyzwaniem dla mojego - niegdyś topowego - smartfona. Przestaję rozumieć, jak działa kontrola jakości podczas prac nad Androidem.
Osoby które czytują moje teksty regularnie zapewne wiedzą, że do ostatniej chwili używałem telefonu z Windows 10 Mobile. Dalej bym go używał, tyle że – niestety – to przestało mieć sens. Sam Microsoft porzucił swoje dziecko, to samo już dawno uczynili twórcy aplikacji. I choć nadal uważam Windows 10 za jeden z najlepszych mobilnych OS-ów na rynku, tak – raz jeszcze – używanie go przestało mieć sens.
Miałem do wyboru iPhone’a i coś z Androidem. Wybór dla mnie był łatwy. Uważam, że najbliższe kilka lat na rynku konsumenckim prym będzie wiódł Google. Chociażby z uwagi na efekt skali; żadna inna firma nie jest karmiona tyloma informacjami od swoich użytkowników co Google i żadna inna nie potrafi tego tak skutecznie przetwarzać celem tworzenia coraz bystrzejszej sztucznej inteligencji.
To oczywiście rodzi problemy związane z prywatnością, no i ktoś mógłby argumentować, że Microsoft też ma gigantyczną ekspertyzę w zakresie SI. Tak, tyle że i tak przed tym skanowaniem Google’a na razie nie uciekniemy, a ekspertyza Microsoftu na razie leży głównie w biznesie. Na dodatek przecież jestem pająkowym „typem od Microsoftu”, a z uwagi na otwartość Androida mogę znacznie zgrabniej połączyć swój telefon z aplikacjami i usługami tej firmy.
Został więc Android. Nie chciałem wydawać dużo pieniędzy, a jednak chciałem mieć coś porządnego. Już prawie kupowałem LG G6, jednak w końcu ktoś mi uświadomił, że przecież zeszłoroczne sztandarowce są nadal świetne. Z uwagi na to, że głównie mi zależało na jak najlepszym aparacie, ostatecznie kupiłem Samsung Galaxy S7. G6 jest świetny, ale aparaty w Galaxy S jeszcze lepsze.
Pierwsze tygodnie z Galaxy S7 – byłem zachwycony.
Tak, brakowało i brakuje mi wielu pomysłów z systemu Microsoftu, jednak możliwości jakie dają nowoczesne aplikacje telefonom są nie do przecenienia. Że nie wspomnę o świetnym Google Now czy Mapach Google, których w Windowsie próżno szukać. Galaxy S7 był wygodny, żwawy, bezproblemowy i bezawaryjny. Na dodatek sposób, w jaki Samsung przebudował Androida, jest bardzo sensowny.
Świadomie od samego początku podkreślam, że to samsugowy Android, bowiem moje doświadczenia niezupełnie mają przełożenie na inne telefony z Androidem. Producenci na tyle głęboko ingerują w system Google’a, że w zasadzie można je uznać za osobne, zgodne ze sobą, systemy operacyjne.
Fani Apple’a, których w zespole Spider’s Web nie brakuje, drwili z mojego wyboru. – Poczekaj, poczekaj – pisał mi na redakcyjnym Slacku Rafał. – Poużywasz kilka miesięcy, to ci zrzednie mina – prorokował. Zbywałem go, żartobliwie wyzywając od wiernych sekty Apple’a. No i poużywałem te kilka miesięcy. Mina faktycznie mi zrzedła.
Pozwólcie, że - dla przykładu - opiszę dzisiejszą sytuację.
Dziś, jak prawie co piątek, ustawiam się z kolegą Tomkiem na wieczór pełen wrażeń. Co w przypadku podstarzałych nerdów oznacza wygonienie pierwiastka żeńskiego z zasięgu wzroku i oglądanie filmów, granie na konsoli i inne równie szampańskie uciechy. Chciałem mu wysłać fotkę mojej kolekcji Blu-ray, byśmy się zastanowili z wyprzedzeniem, czy coś oglądamy, czy jednak opracowujemy inne plany. Cała czynność od wykonania zdjęcia do wysłania go koledze powinna trwać maksymalnie 10 sekund. Mój Galaxy S7 postanowił zrobić z tego krótki dramat, pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji.
Pierwsza fotka - rozmazana. OK., miała prawo, kiepskie światło, ruch ręką. Włączam lampę błyskową. Druga fotka i… crash aplikacji Aparat, powrót do ekranu głównego. Trzecia fotka. Uff! Udało się.
Ale w sumie małe te literki na okładkach filmów, więc postanowiłem nakręcić krótkie wideo, filmując półkę od lewej do prawej. Wciskam REC i telefon… się cały zamraża. Niezupełnie zawiesza, bowiem jak zacząłem w niego pukać i macać jego ekran w końcu ruszyło nagrywanie (po kilku sekundach, gdy już dawno nie celowałem obiektywem w półkę). Podejście czwarte i akurat ktoś zadzwonił. Telefon się tak nad tym zamyślił, że ani nie włączył nagrywania, ani nie był w stanie zdążyć wyświetlić mi menu do odbierania połączeń. Choć na przykład dalej mogłem rozwinąć górną belkę z powiadomieniami, na której nerwowo i bez powodzenia szukałem jakiegoś alternatywnego przycisku do odebrania połączenia.
Rejestrowana chwila na szczęście nie była ulotna, a połączenie przychodzące nie było z jakąś szczególnie istotną sprawą. Mogło jednak przecież być zupełnie inaczej.
Jeden raz bym wybaczył. Wybaczyłbym nawet 5 razy. Tyle że ja takie przygody przestałem już liczyć.
A to aplikacje – wszystkie – nagle się zamrażają w stanie, w jakim są, i jakiekolwiek w nie pukanie nie przynosi efektu (choć sam system działa normalnie, mogę się płynnie między nimi przełączać czy rozwijać belkę powiadomień). A to czytnik linii papilarnych przestaje na chwilę reagować zmuszając mnie do wklepania PIN-u. A to jednego dnia akumulator – z zupełnie niezrozumiałych przyczyn – domaga się ładowania kilka godzin (!) szybciej, niż zwykle, choć nie zwiększyłem częstości sięgania po telefon. Galaxy S7 to prawdziwa przygoda. Szkoda tylko, że nie zawsze jej szukam.
Kolega Łukasz „na moim Galaxy S8 wszystko działa” Kotkowski sugerował mi wręcz, że pewnie mam coś sprzętowo zepsutego w telefonie. Tę teorię wydaje się jednak wykluczać fakt, że zazwyczaj ten telefon jednak działa bez zarzutu. W 95 na 100 przypadków S7 działa świetnie. To te skromne 5 razy sprawia, że mam ochotę rzucić nim o ścianę.
Niestety, nie mam możliwości zestawienia tego z problemami oprogramowania na telefonach innych producentów.
Nieważne, czy za pomocą Google’a zacznę szukać informacji o problemach na telefonach marki Sony, LG, HTC czy Apple, zawsze wyszukiwarka zwróci mi tysiące zgłoszeń na temat niezliczonych usterek. Również po wpisaniu „lumia windows 10 problem”, a ja ze swoją nie miałem żadnych. To tak od razu by odnieść się do potencjalnych komentarzy „ale ja mam S7 i u mnie działa”. Moim autorytetem pozostają więc koledzy ajfoniarze ze Spider’s Web.
A ci zgodnie i murem stoją za iPhone’em, twierdząc, że takie sytuacje na telefonach Apple’a są nie do pomyślenia. Z kolei koledzy z naszej pajęczej antyapple’owej opozycji potwierdzają, że również i ich urządzenia miewają problemy.
Mówi się, że Android to taki nowy Windows XP. Obawiam się, że na więcej sposobów, niż byśmy sobie tego życzyli.
Android jest na dobrej drodze do dominacji na rynku platform operacyjnych, zdaniem niektórych wręcz już go osiągnął. Wszystkie trendy rynkowe wskazują na to, że system Google’a będzie takim nowym Windowsem XP. Czyli rynkowym standardem, który zepchnie coraz słabszą konkurencję na margines. Zdecydowanie przychylam się do tej teorii i wręcz z niepokojem patrzę na pozycję Google’a, którego już teraz według nieznacznie już naciąganych kryteriów można nazywać monopolistą.
Windows XP był jednak systemem dziurawym, niestabilnym, sprawiającym wiele problemów. Miał problemy zarówno z bezawaryjnym działaniem, jak i z bezpieczeństwem. Historia jednak wyraźnie lubi się powtarzać, bo Android dziedziczy większość istotnych dla kontekstu tego tekstu cech Ikspeka. Czy to oznacza, że szykuje się na Spider’s Web kolejny tekst z cyklu „moja historia kupowania iPhone’a”?
Nie. Moja rezerwa do Apple’a nie zmalała ani trochę. Wszystkie argumenty za dalszym noszeniem w kieszeni urządzenia z Androidem zamiast z iOS-em z – podkreślam – mojego punktu widzenia pozostają w mocy. Tak właściwie, to motywacja ta wręcz przypomina motywację, jaką miałem do kupowania komputerów z Windows XP na pokładzie. Były do bani. Ale gdzie indziej, choć z innych względów, było jeszcze gorzej.
I tu dochodzimy do smutnej pointy.
Widzę dużą korelację pomiędzy otwartością jakiegoś rozwiązania a jego zawodnością. Ściśle kontrolowane i krępujące użytkownika oprogramowanie, ograniczające jego możliwości wyboru i utrudniające dopasowanie go pod jego potrzeby działa znacznie sprawniej od bardziej wszechstronnego, elastycznego oprogramowania. Lata mijają, a powyższe nadal jest truizmem.
Firmy inwestują miliony dolarów w swoje działy badawczo-rozwojowe pracujące nad nowym oprogramowaniem. Google i Samsung to tytani na rynku IT. Należą do absolutnej czołówki innowatorów. Minęło prawie pół wieku odkąd wysłaliśmy człowieka na księżyc. Odkrywamy kolejne tajemnice fal grawitacyjnych. Potrafimy przetwarzać DNA i już patrzymy się w stronę kwantowych komputerów. A tymczasem nadal nasi wyżej wskazani liderzy nadal mają problem by zrobić tak, że jak robię klik guziczkiem na urządzeniu, to ono robi fotkę...