Mark Zuckerberg robi wszystko co trzeba, by zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. Przypadek? Nie sądzę
Oficjalnie Mark Zuckerberg chce mieć jak najmniej wspólnego z polityką. Nieoficjalnie mówi się jednak, że start właściciela największej sieci społecznościowej na świecie w wyborach prezydenckich w 2020 r. to całkiem możliwy scenariusz.
Potwierdzać to mogą niektóre ruchy wykonywane przez właściciela Facebooka, z których można skonstruować całkiem wiarygodną teorię spiskową. Nawet jeśli obecnie Zuckerberg deklaruje, że nie ciągnie go do polityki, do 2020 r. zostało jeszcze sporo czasu na zmianę tej deklaracji.
Co zrobiłby Mark Zuckerberg, gdyby chciał zostać prezydentem USA?
Cóż, na pewno zatrudniłby jakiegoś eksperta od kampanii prezydenckich, prawda? Tak się składa, że właśnie to zrobił. Tym ekspertem jest Joel Benenson, który doradzał m.in. prezydentowi Obamie i był jednym z ekspertów zatrudnionych przy kampanii prezydenckiej Hillary Clinton.
Co jeszcze? Na pewno chciałby objechać Stany Zjednoczone, żeby spotkać się ze swoimi potencjalnymi wyborcami z każdego okręgu. Ciekawe, że Zuckerberg już ogłosił, że zrobi to w tym roku. Oficjalnym powodem całej trasy są oczywiście rozmowy o Facebooku, który ostatnimi czasy nie ma najlepszej prasy na świecie.
Mając za sobą takie imperium medialne, jakim obecnie stał się Facebook, Zuckerberg na pewno nie raz rozważał rozpoczęcie kariery politycznej. Nie byłby przy tym pierwszym miliarderem, który podążył tą ścieżką.
Oficjalnie Zuckerberg nie chce zmieniać branży.
Powyższa teoria (a raczej jej zalążek) brzmi oczywiście ciekawie. Oficjalne informacje są jednak trochę mniej interesujące. Benenson został zatrudniony do pomocy przy prowadzeniu charytatywnej organizacji Marka Zuckerberga i jego żony – Chan Zuckerberg Initiative. Nie jest to zresztą pierwszy specjalista od polityki zwerbowany przez tą parę. Dla Chan Zuckerberg Initiative pracują również David Plouffe (menadżer kampanii Obamy w 2008 r.), Ken Mehlman (odpowiedzialny za kampanię W. Busha w 2004 r.) i Amy Dudley (doradca ds. komunikacji senatora Tima Kaine).
Zdrowy rozsądek podpowiada, że Zuckerbergowie chcą mieć u siebie specjalistów od polityki. Takie osoby mogą się okazać bardzo cenne dla organizacji charytatywnej. W końcu sporo filantropijnych projektów realizowana jest przy ścisłej współpracy z lokalnymi władzami.
Jednak gdyby zmienił zdanie…
Według badań przeprowadzonych w zeszłym roku, 44 proc. Amerykanów wskazało sieć społecznościową Facebook jako swoje główne źródło informacji. Nie jest to budująca informacja. Facebook został już przyłapany na kilku manipulacjach. Strony i wiadomości o charakterze konserwatywnym bardzo często mają mniejsze zasięgi, niż powinny.
Czasem też są po prostu usuwane. Taka „akcja” miała miejsce chociażby w Polsce i to dość niedawno. Oficjalne tłumaczenia najczęściej zawierają takie wyrażenia, jak „błąd systemu”, czy „nieumyślne działanie naszych algorytmów”. Może to jednak biorące górę, prywatne poglądy polityczne właściciela portalu?
Zuckerberg w końcu nie jest żadnym aniołem. Żeby zapewnić sobie prywatność na swojej 700-akrowej posiadłości, którą kupił na hawajskiej wyspie Kauai, miliarder nie miał żadnych skrupułów, by pozwać lokalnych właścicieli gruntów do sądu. W niektórych przypadkach wymagało to badań genealogicznych, żeby ustalić komu wysłać pozew. No, ale jeśli jest się właścicielem Facebooka, to ma się środki pozwalające na walkę o swoje.
Jeśli Zuckerberg postanowi powalczyć o fotel prezydencki, to będzie miał spore szanse na wygraną.