REKLAMA

Nie umiem wybrać technologicznej porażki roku. Waham się między trzema opcjami

Zakładam, że do końca 2016 roku nie wybuchnie już na rynku tech ani żadna bomba, ani kolejny Note 7, ani żaden inny smartfon. Dlatego postanowiłem podsumować to, co wydarzyło się w ciągu kilku ostatnich miesięcy i wybrać największa wpadkę, największą porażkę i największe rozczarowanie w jednym. Niestety nie udało mi się to. Wytypowałem trzy pozycje.

Technologiczna porażka 2016 roku
REKLAMA
REKLAMA

To był dość ekscytujący rok dla branży technologicznej. Tesla rozpycha się łokciami już nie tylko na rynku motoryzacyjnym, Elon Musk pokazał nam, jak polecimy na Marsa, Huawei jakościowo dogonił takich graczy jak Apple czy Samsung, samochody z “autopilotami” i innymi inteligentnymi systemami będącymi namiastką autonomicznej jazdy są już na drogach… Mógłbym tak wymieniać długo i pewnie zrobię to, ale w innym tekście. W tym chciałbym skupić się na tym, co w 2016 roku się nie udało.

Nowy sztandarowy smartfon Samsunga, model Galaxy Note 7 był wyjątkowy z kilku względów.

Po pierwsze charakteryzował się topową specyfikacją techniczną, nienagannym wykonaniem, wykorzystaniem najnowszych rozwiązań i technologii, co niemal gwarantowało mu rynkowy sukces.

Po drugie, Samsung zdecydował się na przeskoczenie cyfry 6 w numeracji serii Note. Zabieg ten miał na celu ujednolicenie oferty - w 2016 roku firma chciała sprzedawać modele: Galaxy S7, Galaxy S7 edge oraz Galaxy Note 7. Taka nazwa sztandarowego smartfona miała również pozwolić Note’owi na dogonienie/przegonienie iPhone’ów, które w tym roku również oznaczono siódemką.

Po trzecie w przeciwieństwie do poprzednika - Note’a piątego - trafił na znacznie większą liczbę rynków i doczekał się hucznej, globalnej premiery, co również miało bardzo korzystnie wpłynąć na wzrost sprzedaży.

Plan wziął jednak w łeb, gdy akumulatory w Samsungach Galaxy Note 7 zaczęły płonąć, a czasem nawet eksplodować. Koreańczycy włożyli sporo siły i pieniędzy w to, aby ugasić pożar i ściągnąć z rynku wadliwe urządzenia. Ruszyła wymiana telefonów na nowe wolne od wad, które… również okazały się wadliwe.

Gdy do Samsunga dotarło, że obie partie urządzeń stwarzają realne zagrożenie dla zdrowia i życia klientów, firma podjęła decyzję o kapitulacji. Note 7 został wycofany ze sprzedaży, a lokalne oddziały zajęły się obsługą tysięcy zwrotów - klientom zaproponowano wymianę na Galaxy S7 (edge) lub zwrot pieniędzy. Ta specjalna akcja obsługi klientów trwa do dzisiaj.

Kazus Samsunga Galaxy Note 7 jest szczególny. Nie przypominam sobie podobnej wpadki firmy technologicznej. Sprawa była niesłychanie głośna, temat został podjęty przez mainstreamowe media, a podróżujący odwiedzający porty lotnicze na całym świecie byli bombardowani komunikatami przestrzegającymi przed korzystaniem z nowych telefonów Samsunga. To ogromny kryzys wizerunkowy, którego konsekwencje widzimy już dzisiaj - Huawei wyprzedził Samsunga.

Niewykluczone, że marka Note oberwała tak mocno, że za rok jej już nie zobaczymy.

AR, VR i wideo 360

Wierzę, że AR - rozszerzona rzeczywistość - może być w ciekawy i przydatny sposób wykorzystywana. Wierzę, że VR - wirtualna rzeczywistość - może w niektórych przypadkach i scenariuszach użycia świetnie się sprawdzić. Nie wierzę jednak, że obecne pomysły na wykorzystanie AR, a w szczególności VR, promowane w obecnym kształcie osiągą znaczący sukces.

Producenci sprzętu i oprogramowania zwęszyli szansę na wylansowanie mody na nową kategorię urządzeń, więc pompują balonik w nadziei, że jak najszersze grono klientów połknie haczyk. W praktyce obecne rozwiązania są bardzo drogie, oferują niskiej jakości doznania, wymagają dodatkowego przygotowania otoczenia i często są tylko ciekawostką, atrakcją na stosunkowo krótki czas zabawy. A to nie jedyne problemy.

Podejrzewam, że AR na rynku konsumenckim jest tylko etapem przejściowym. Za kilka(naście) lat IoT (internet rzeczy) zadomowi się na tyle, że wszystkie np. domowe sprzęty, w tym również meble, będą podłączone do sieci. Wtedy będziemy mogli wyświetlać obrazy na blacie, drzwiach lodówki, desce rozdzielczej samochodu itp. Potrzeba obserwowania małych obrazów w rogu okularów zniknie szybciej, niż się pojawiła.

AR ma szansę na realne wykorzystanie u wąskiej grupy specjalistycznych odbiorców. Wojsko, medycyna, policja… w tych zawodach można sobie wyobrazić realne zastosowanie dla rozszerzonej rzeczywistości. Jeśli chodzi o zwykłych Kowalskich, to niestety u nich i dla nich AR nie ma większego sensu.

Z VR-em jest trochę inaczej. Rzeczywistość wirtualna może być świetnym źródłem rozrywki, ale nie w obecnej formie. Dzisiaj na rynku są szalenie drogie sprzęty, które oferują niską jakość wrażeń oraz jeszcze mniejszą liczbę tytułów, w które można zagrać. Klienci są królikami doświadczalnymi i za własne pieniądze biorą udział w eksperymencie, który może się nie udać.

Mała liczba dostępnych materiałów to problem nie tylko VR-u, ale również filmów w 360 stopniach. Mimo że technologia nie jest super świeża, to produkcji, które można oglądać jest jak na lekarstwo. Wybitnych lub zasługujących na miano kultowych nie ma chyba wcale.

Duże koszty, niska jakość i mała liczba materiałów oraz realnych zastosowań dla AR-u i VR-u sprawiają, że technologie te mogą na zawsze pozostać ciekawostką i nie wyjść poza niszę entuzjastów.

2016 rok zapamiętam przede wszystkim jako ostatni rok, w którym próbowałem ekscytować się inteligentnymi zegarkami. Producenci zaserwowali tyle odgrzanych kotletów, że na sam ich widok robi się już niedobrze.

Smartwatche to kolejna kategoria urządzeń konsumenckich, która okazała się wielką klapą. Po kilku latach prób zaczęło docierać do klientów i producentów, że odbieranie powiadomień z Facebooka na nadgarstku nie jest tym, za co warto zapłacić kilkaset lub grubo ponad tysiąc złotych.

Zegarek to element mody, wiele osób ma ich kilka lub kilkanaście i nosi zależnie od stylizacji i reszty ubioru. W smart zegarku możemy co najwyżej zmienić pasek i na tym kończy się jego modowe DNA. Przejechał się na tym Apple, który pierwszego Watcha promował właśnie jako produkt modowy. Okazało się, że nikt tego pomysłu nie wziął sobie do serca i choć Apple na Watchu swoje zarobił, to drugą generację promuje zupełnie inaczej - celując w sport i aktywnych klientów. To akurat ma sens, bo firmy, które postawiły na inteligentne zegarki dla sportowców (amatorów) liczą dzisiaj zyski.

REKLAMA

Zaś firmy tech, które postawiły za bardzo na kwestię bycia smart mają problem. Z rynku wycofuje się już Lenovo, czyli właściciel marki Moto - pod którą wyszedł na rynek pierwszy smart zegarek, o którym było naprawdę głośno. Problemy nie omijają również Pebble’a, który według spekulacji ma spore problemy ze sprzedażą nowych zegarków, a firmą zaczyna interesować się konkurencja, która jest silna w kategorii fitness - Fitbit.

Korzystając z okazji, że w centrach handlowych trwa przedświąteczne zakupowe szaleństwo pokręciłem się trochę po sklepach z zegarkami oraz elektromarketach, sklepach ze sprzętem Apple oraz Brand Store'ach Samsunga. Wnioski są przytłaczające dla branży tech - klienci są bardzo zainteresowani zakupem zegarków, ale nie tych smart. U jubilerów, którzy sprzedają zegarki i w sklepach, które zajmują się tylko tymi urządzeniami jest masa osób zainteresowanych zakupem, zaś w elektromarketach itp. klienci tłoczą się wyłącznie przy smartfonach, a smartwatche omijają zwykle szerokim łukiem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA