Kontrowersyjny Megaupload wraca, czyli ciąg dalszy kabaretu Kima Dotcoma
Bohater grający na nosie chciwym korporacjom czy nieudolny pajac? Postać Kima Dotcoma jest trudna do zdefiniowana. A teraz, po Megaupload i Mega, uruchamia nową usługę, o podobnym charakterze.
O Kimie Dotcomie było głośno właściwie od zawsze. W centrum uwagi zaczął być jednak dopiero po aferze z Megaupload. Jako właściciel, delikatnie rzecz ujmując, nie dopilnował tego, by użytkownicy nie umieszczali na tym e-dysku nielegalnych danych, takich jak pirackie wersje filmów czy aplikacje bez licencji.
Uciekł jednak przed wymiarem sprawiedliwości i otworzył nową, bliźniaczą usługę, mającą być jeszcze lepszą od Megaupload. Została nazwana, tak po prostu, Mega i szczyciła się wyjątkowo zaawansowanymi mechanizmami mającymi na celu ochronę prywatności użytkowników przed zakusami władz i hakerów.
Z Mega został jednak wysiudany (jak sam twierdzi) i „nie odpowiada za to, co w tej chwili dzieje się na serwisie”. A że dawno nie było o nim głośno zakłada nowy serwis. Następcę Mega. Który jest następcą Megaupload. Dwóch serwisów, nad którymi stracił kontrolę.
Usługa o nieznanej jeszcze nazwie ma oferować, jak wynika z powyższego tweeta, 100 GB darmowej, szyfrowanej przestrzeni i aplikacje mobilne do jej obsługi. Czekamy. Choć nie jestem pewien, czy z przesadnym entuzjazmem.