Selfie wchodzi na wyższy poziom. Selfie-line to absurd nad absurdami
Nasza teraźniejszość jest bardziej zaskakująca niż przyszłość. Coraz częściej łapię się na tym, że jej po prostu nie ogarniam. I chyba nawet nie chcę za nią nadążać. W XXI wieku wykształciliśmy cewebrytów, youtuberów, szafiarki i innych ludzi, których przeciętny zjadacz chleba nie zna, a nawet nie potrafi stwierdzić, czym de facto te osoby się zajmują. ASAPy, fuck-upy zastąpiły nam normalne kontakty w pracy i narzuciły tempo rollercoastera.
Wszystko pcha nas do przodu, a głupie nowomody w Internecie mnożą się jak grzyby po deszczu. Ludzie wyzywają się na pojedynki, podpalają, a wszystko to dla sławy bądź tzw. beki. Czasem robią sobie zdjęcie po seksie lub na toalecie. Na Facebooku pokazują swoje majtki, bo sutków nie mogą.
Ostatnio w Stanach Zjednoczonych powstało nowe zjawisko, wpisujące się w powyższe trendy. Mowa o „selfie line” czyli swoistego rodzaju taśmowym zdjęciu, będącym substytutem „staromodnego” autografu. Na różnych spotkaniach, np. VidCon czy Meet-Up ludzie ustawiają się w rzędzie ze smartfonami posiadającymi przednią kamerę i robią selfie z gwiazdą Internetu czy youtuberem (podobno to nie to samo, więc jeśli któreś określenie jest obraźliwe, podaję dwa – dmucham na zimne, jak mówi stare polskie przysłowie), który przechadza się, przystaje za nimi. Brzmi absurdalnie? Tak, wiem.
Kiedyś zdjęcie było dodatkiem, pamiątką, którą się wywoływało
Autograf był najważniejszy. Ludzie mieli grube zeszyty z autografami gwiazd kina, teatru, muzyki. Mnóstwo książek ze wpisami autorów. Dzisiaj autograf to „selfie line” za szybką. Znak naszych czasów? Prawdopodobnie tego samego rodzaju jak penisy, tworzone przez użytkowników Endomondo. Kiedyś rysowało się je w zeszycie kolegi na lekcji języka polskiego albo matematyki, tak, aby nie widział. Dzisiaj po prostu się je „wybieguje”. Choć to akurat jest śmieszne na swój dość prostacki sposób.
Jaki jest tego cel? Nie wiem i nie potrafię znaleźć odpowiedzi na to prozaiczne przecież pytanie. Dlaczego taka forma jest lepsza? Czy przyłączenie się do tej, w wolnym tłumaczeniu, „zdjęciowej linii” jest elitarne? Fajne? Skąd ten pomysł? Przychodzą mi na myśl tylko dwie odpowiedzi. Po pierwsze ta forma ma pokazać afirmację technologii i jej przewagę nad standardową pamiątką ze spotkania z „gwiazdą” (tak, ten cudzysłów został tu użyty celowo), choćby w tym aspekcie, że całość przebiega szybciej niż stanie w kolejce po autografy. Po drugie, po prostu jest inne, dlatego lepsze. Nie kryje się pod tym nic więcej.
Czasem siedzę przed monitorem i zastanawiam się, kto nagania te nowe mody i czy to naprawdę pokazuje, w jakim kierunku zmierzamy
Czas przestawić się na nowe? Podążać za trendami czy mieć je w poważaniu? Nie znam większości ludzi, którzy byli gośćmi na Meet-Up 2014, a absurdalnym wydaje mi się to, że miałabym płacić za wejście i stać w rzędzie, by zrobić sobie fotkę z jakimś znanym z Internetu (albo tylko w Internecie) człowiekiem. Czy to ze mną jest coś nie tak, czy z wami?
Myślę, że w błędny sposób coraz intensywniej powielamy wzorce, które wynieśliśmy z telewizji. Chcemy być za bardzo światowi, za szybko ogłaszamy czyjś sukces. A konsekwencje są takie, że dziś nie Krystyna Janda, Wojciech Pokora czy Magdalena Zawadzka są gwiazdami, tylko... No właśnie, ja nie pamiętam.
Znowu kolejna pierdoła, kolejna rzecz, kolejny wymysł nastolatków, który zostanie rozbuchany, jakby był czymś innowacyjnym, naprawdę ciekawym. Nie przeczę, że takie zjawiska są jakąś miarą społeczeństwa (a przynajmniej określonych grup społecznych) i uważam, że socjologia, psychologia jak najbardziej powinny zajmować się tego rodzaju działaniami społecznymi. Wszak, jeśli człowiek je popełnia świadomie, to one muszą coś mówić o jego pojmowaniu świata, percepcji. Nie jestem w stanie pogodzić się z tym, że przez łatwy dostęp do świata za pomocą Sieci, przez nagromadzenie informacji, przez to, że co sekundę na mojej tablicy Facebooka wyskakuje kolejny post, jesteśmy zalewani stekiem bzdur. Przez to, że przystajemy, że poświęcamy im uwagę, sami tworzymy coś, co nie mówi o rzeczach naprawdę istotnych.
Ten tekst jest poniekąd miarą czasów, w których nie umiem się odnaleźć.
Autorka jest redaktor prowadzącą sPlay.pl – bloga poświęconego cyfrowej rozrywce.
---
Zdjęcia pochodzą z Shutterstock