REKLAMA

Gdybym kilka lat temu blogował o internecie, dzisiaj byłbym własnym hejterem

Funkcjonuję w sieci od dłuższego czasu. Przez kilka ostatnich lat internet nie raz bawił mnie do łez, wkurzał do granic wytrzymałości i nieprzerwanie zadziwiał. Ostatnio zauważyłem, że gdybym kilka lat temu spisał swoje mądrości dotyczące tego jak funkcjonuje (i funkcjonować powinna) sieć, to dzisiaj byłbym hejterem samego siebie.

Gdybym kilka lat temu blogował o internecie, dzisiaj byłbym własnym hejterem
REKLAMA
REKLAMA

Damian napisał dzisiaj o braku blokad stron internetowych na naszym polskim podwórku. Postawione w nim tezy są mocne i nie każdy może się z nimi zgadzać. Czytając ten tekst dotarło do mnie, że jeszcze kilka lat temu sam byłbym jednym z hejterów, którzy nie zostawiliby na autorze suchej nitki. A dzisiaj? Mogę Damianowi przybić piątkę.

Gdy usłyszałem pierwszy raz o pomyśle, który zakładał, że w celu założenia nowego adresu email użytkownik musiałby się wcześniej wylegitymować, pomyślałem: to absurd! To uderza w sposób, jaki funkcjonuje internet. Na taki pomysł mogła wpaść tylko i wyłącznie grupa osób, które nie mają pojęcia o tym jak działa sieć, czym jest adres email i w jakich okolicznościach tworzymy nowe konta poczty internetowej. Dzisiaj nadal uważam podobnie, choć są takie dni, że zaczynam myśleć, że to nie do końca poroniony pomysł.

W normalnym świecie istnieją organy ścigania, za każdą osobą stoi jakiś dokument, nr. PESEL lub inny identyfikator jak NIP czy jego odpowiednik. Jeśli ktoś oszuka jeden bank, to drugi odmówi mu współpracy. Tak samo sytuacja wygląda w przypadku operatorów komórkowych i innych instytucji, które w “dobrej wierze” udostępniają nam jakieś dobra lub pieniądze. Osobnik, który oszuka kilku partnerów, dostaje wilczy bilet i w ten sposób zamyka sobie kolejne drzwi.

W prawdziwym życiu zmiana tożsamości nie jest tak łatwa, jak ma to miejsce w internecie. Tutaj wystarczy jeden programik, restart routera lub inny prosty zabieg, aby zmienić adres IP i figurować jako nowa twarz. To jest złe.

Skoro w normalnym świecie wprowadziliśmy sposoby identyfikacji osób takie jak numery dowodów osobistych, paszportów, praw jazdy, PESELi to można przypuszczać, że były one konieczne. To ludzie, lata ewolucji, edukacji i rozwoju wypracowały takie rozwiązania.

Skoro nawet wiejska dyskoteka może wystawić komuś wilczy bilet i powiedzieć ochroniarzowi, że “tego pana nie obsługujemy”, to dlaczego takich samych rozwiązań nie wprowadzamy w internecie. Godzimy się przecież na nie zawsze, gdy wychodzimy z domu. Gdy zaś zasiadamy przed komputerem, udajemy, że tu liczy się wolność, wszyscy jesteśmy równi i potępiamy wszelkie formy cenzury oraz moderacji.

W realnym świecie nie robimy sobie operacji plastycznej twarzy, gdy tylko coś przeskrobiemy. Dlaczego zatem w internecie pozwalamy na takie, chore i nienaturalne rozwiązania? Nie po to przez setki lat wypracowywaliśmy pewne rozwiązania, aby udawać teraz, że w internecie nie są one potrzebne.

inetrnet hejt agresja

Internet tworzą ludzie. Ci sami co chodzą na studia, mają szkoły tańca, kwiaciarnie, są taksówkarzami, dentystami i psychologami. Ale też ci, którzy mają nerwice, są złodziejami, oszustami, zboczeńcami i zwyrodnialcami. Dlaczego zatem mamy w internecie pozwalać im na wszystko? W imię czego?

Dzisiaj zastanawiamy się nad pytaniem, czy rząd powinien móc blokować strony internetowe. Ja stawiam pytanie inaczej - w imię czego rząd jeszcze nie ma do tego prawa?

Rząd tworzą ludzie, których większość obywateli postanowiła wybrać do reprezentowania ich poglądów. Tak działa demokracja. Rząd jest przedłużeniem ręki każdego obywatela.

Rząd i instytucje państwowe mogą aresztować obywatela, który coś przeskrobie. Mogą zarekwirować mu nielegalnie zdobyty majątek, broń, narkotyki i inne przedmioty. Wachlarz możliwości jest naprawdę szeroki. Można człowieka ubezwłasnowolnić lub zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.

Dlaczego zatem rząd i organa państwowe nie mogą wykonać tak prostej czynności jak zablokowanie jednym kliknięciem strony poświęconej pornografii dziecięcej, namawiającej do ruchów terrorystycznych, czy nielegalnych walk psów?

Rozumiem, że można obawiać się nadużyć. W teorii instytucja posiadająca taką władzę mogłaby zamykać nieprzychylne serwisy opiniotwórcze, które krytykują rząd i obnażają niewygodną dla niego prawdę.

REKLAMA

Czym jednak jest możliwość wyłączenia strony internetowej, gdy w normalnym życiu godzimy się na istnienie uprawnień pozwalających zamknąć człowieka w więzieniu lub zakładzie psychiatrycznym, a część z nas popiera nawet karę śmierci?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA