Recenzja: mój nowy MacBook Air, część 1
Stało się. Na początku lipca stałem się posiadaczem MacBooka Air - "najcieńszego notebooka na świecie" - jak promował go swego czasu producent, firma Apple. Oto zapis moich wrażeń pod kątem używalności, a nie technicznych zawiłości. W pierwszej części skupię się na aspektach zewnętrznych MacBooka Air.
Przed zakupem
Planowałem ten krok od 2007 r. kiedy po raz pierwszy przesiadłem się na platformę Mac OS X - zrezygnować z Windows kompletnie. Przez te dwa lata uczyłem się Mac OS X na podstawowym modelu, czyli białym MacBooku. W połowie 2009 r. uznałem, że jestem wystarczająco przygotowany na rezygnację z "dobrodziejstw" systemu operacyjnego z Redmond. Jednocześnie dosyć miałem denerwującego podziału: PC w pracy - Mac w domu, bo przecież ten tradycyjny podział na życie prywatne i zawodowe dawno już przestał być wyraźnie zarysowany. Potrzebny był nowy Mac, który spełniłby moje oczekiwania pod względem wyglądu, funkcjonalności, mobilności i kompatybilności z systemami korporacyjnymi.
Szczególnie w tym ostatnim aspekcie łatwo nie było, bo rzeczywistość biznesowa w Polsce jest mało przyjazna Makom. Należało więc samemu zatroszczyć się o pełną kompatybilność z korporacyjnymi specyfikacjami. Po kilku tygodniach rozmów, "negocjacji", poszukiwań klientów makowych programów używanych powszechnie w pracy, ustalenia sposobu konwersji wszystkich kanałów kontaktu z kontrahentami przystąpiłem do wyboru Maka.
Air, czy unibody
Ze względu na określony budżet inwestycji wybór ograniczony był w zasadzie do dwóch możliwości: MacBook Air lub MacBook Pro 13''. Budżet uwzględniał oczywiście zakup notebooka poza oficjalnym "sklepowym" kanałem dystrybucji w Polsce. Nie będę się rozwodził nad problemem, bo chyba każdy zdroworozsądkowy klient, który potrafi przeliczyć dolary na złotówki zauważy, że polscy dystrybutorzy Apple "mylą się" o 30 - 40%. Ważne, że znalazłem źródło, które zapewniało cenę bez "pomyłki", pewność jakości oraz świadczenia gwarancyjne.
Po ciężkich wewnętrznych bojach zdecydowałem się na MacBooka Air z uwzględnieniem konsekwencji wyboru. To oczywiście nowy komputer, ale model z drugiej połowy 2008 roku, z procesorem 1,6GHz Intel Core 2 Duo, pamięcią 2 GB (DDR3), karta graficzną NVIDIA GeForce 9400M oraz dyskiem twardym o pojemności 120GB. Obiegowa nazwa tego modelu to RevB.
Wygląd
Można mówić "lans", "szpan", "pozerstwo", ale faktem jest, że spędzam przed komputerem pomiędzy 11 a 13 godzin dziennie. Czy to więc gra pozorów, że chciałbym, aby atrakcyjnie wyglądał? Nie dla kogoś, lecz dla mnie, który spędza z nim większą część dnia.
MacBook Air wygląda zjawiskowo. Czy ktoś może się z tym nie zgodzić? Jego niesamowicie zgrabne kształty są po prostu bardzo przyjemne dla oka. Nie dziwi mnie, że często pisze się o nim "najbardziej sexy komputer na świecie". To pewnie nie tylko dlatego, że jest tak cieniutki jak modelka na wybiegu, ale również ze względu na brak ostrych, 90-stopniowych wykończeń, kapitalnie wyglądającej podświetlanej klawiatury i bezkompromisowej ergonomii obecnej w najdroższych produktach Apple.
Ograniczenia
Wygląd oraz nacisk na mobilność skutkują jednak sporymi ograniczeniami w MacBooku Air, z których ci, którzy myślą o jego zakupie muszą sobie zdać sprawę przed wyjęciem pieniędzy z portfela. Przede wszystkim notebook nie wyposażony jest w napęd optyczny, co czyni pierwsze instalacyjne kroki dość uciążliwe. Dlatego wraz Airem zdecydowałem się na SuperDrive, specjalny zewnętrzny napęd optyczny współpracujący jedynie z MacBookami Air. Oczywiście nie jest koniecznym zakup SuperDrive'a, ponieważ Apple wyposażyło system operacyjny Mac OS X Leopard dla Aira w odpowiednie oprogramowanie umożliwiające zdalne wykorzystywanie napędu w innym komputerze PC lub Mac.
MacBook Air posiada tylko jeden port USB. To bardzo istotne ograniczenie, szczególnie ze względu na fakt, że Air nie ma także wbudowanego modemu 3G (co uważam, za najgorszy błąd Apple w kontekście Aira). Jeśli więc pracujemy z mobilnym dostępem do internetu zapomnijmy o używaniu w tym samym czasie myszki (to jeszcze można przeżyć; gładzik Aira skutecznie niweluje konieczność używania myszki) bądź też wydrukowaniu dokumentu w przewodowy sposób podłączonej do komputera drukarki.
Co więcej, port USB jest tak kiepsko dostępny, że niewiele (a w praktyce w zasadzie żaden) modemów 3G aktualnie dostępnych na rynku będzie można bezpośrednio połączyć z komputerem. Potrzebna jest specjalna przejściówka, której Apple oczywiście nie dostarcza w komplecie z Airem.
W MacBooku Air próżno również szukać portu Ethernetu, więc stacjonarne połączenie z internetem bez specjalnej przejściówki USB (dostępnej oddzielnie) jest niemożliwe.
Air ma jedynie jeden głośnik mono (o czym - przyznam - wcześniej nie wiedziałem). Na dodatek wbudowany on jest po prawej stronie, więc nie można mieć nawet złudzenia, że docierający do nas z niego dźwięk jest stereo.
Niezwykłym ograniczeniem MacBook Aira (a także wszystkich innych nowych komputerów z linii MacBook Pro) jest brak możliwości łatwej i samodzielnej wymiany baterii. O ile w przypadku MacBooków Pro można by na siłę doszukiwać się racjonalnych przesłanek dla tego typu rozwiązania (w końcu często służą one jako specjalistyczne komputery o charakterze stacjonarnym), to w przypadku Aira z pewnością ich brak. MacBook Air pozycjonowany jest przecież jako niezwykle mobilne urządzenie, dla użytkowników w ciągłym ruchu, często w podróży i na delegacjach służbowych. Brak możliwości zastosowania zamiennej baterii po tym, jak ta wbudowana w Air nam padnie, jest niewytłumaczalna. I na nic zapewnienia Apple, że ich komputery chwalą się jedną z najwyższych żywotności baterii na rynku, bo w przypadku MacBooka Air nie o to chodzi. Air jest ultra-mobilnym notebookiem i użytkownik powinien mieć możliwość podłączenia zastępczej baterii. Koniec kropka.
Ekran, klawiatura i gładzik
Można powiedzieć, że ze względu na swoją mobilność i ograniczenia Air jest przedstawicielem (choćby pośrednio) gatunku netbooków - małych komputerków przenośnych, które robią aktualnie furorę na rynku PC. Mimo niedociągnięć Air nie uznaje kompromisu - co jest niestety standardem w przypadku netbooków - w trzech niezwykle istotnych pod kątem przyjemności z użytkowania komputera elementów: ekranu, klawiatury oraz gładzika.
O tym ostatnim postaram się napisać więcej słów w części drugiej opisu (kiedy skupię się na opisie wrażeń z codziennej pracy z Airem), bo gładzik w MacBooku Air to coś, czemu warto przyjrzeć się bardziej szczegółowo. Dzisiaj w opisie zewnętrznych cech MacBook Aira wspomnę tylko, że wprawdzie Apple nie zastosowało w nim jeszcze rozwiązań znanych z najnowszej odsłony linii Pro (tam gładzik jest jednocześnie przyciskiem), to jak na ograniczone gabaryty jest on w Airze niezwykle duży i bardzo wygodny. Jakość powierzchni gładzika jest jego wyróżniającą cechą. Palce leżą na nim w delikatny, jednakże zdecydowany sposób. Przesuwając je i wykonując gesty doskonale czuć pod palcami przesuwanie się po powierzchni, co powoduje, że zawsze mamy nad nim pełną kontrolę (ktoś kto pracował na gładzikach Della, czy HP będzie wiedział jak jest to ważne)
Klawiatura Aira to jedna z jego najważniejszych cech przewagi nad konkurencyjnymi modelami ultra-cienkich komputerów przenośnych. W przeciwieństwie do netbooków Apple zmieściło w Airze pełne wymiary klawiatury QWERTY. Co więcej, wydaje się, że między poszczególnymi klawiszami jest aż nadto miejsca. Jak w przypadku MacBooków Pro klawiatura Aira jest podświetlana. Nie dość, że niezwykle funkcjonalne to rozwiązanie, to także bardzo spektakularne, gdyż srebrno-białe światło bijące spod klawiszy klawiatury nadają całemu komputerowi niezwykłego wyglądu w przyciemnionych pomieszczeniach.
Nie wiem do końca z jakiego materiału wykonane są klawisze, ale dla kogoś, kto pisze naprawdę szybko (tak jak ja), nie ma chyba bardziej wygodnej klawiatury od tej w Airze. Palce nie spadają z klawiszy (co notorycznie zdarzało mi się na HP i co uniemożliwiało mi wręcz pracę na Toshibach), co skutkuje znacznie mniejszą liczbą błędów w edytowanym tekście. Przyciski klawiatury Aira nie asymilują także tłuszczu w jakiś bardzo zauważalny sposób, więc zarówno wygląd klawiszy, jak i ich używalność pozostają w zasadzie przez cały czas w "świeżym" stanie.
Air wyposażony jest w trzynastocalowy ekran, a mimo to notebook waży tylko niecałe 1,5 kilograma. Wygląda i sprawuje się bez żadnego zarzutu. W zasadzie nie odczułem żadnych negatywnych różnić pomiędzy ekranem mojego białego MacBooka a Airem. Tak krytykowana przez niektórych powłoka "glossy" bardzo przypadła mi do gustu. Ci, którzy lubią bardzo jasne ekrany (ja nie lubię) z pewnością docenią Aira, ponieważ w optymalnym rozświetleniu jego ekran może wręcz razić.
Oceniając sam aspekt zewnętrzny niezwykle trudno odpowiedzieć na pytanie czy warto płacić za MacBooka Air tyle, ile żąda za niego Apple (bo tyle, ile żądają za niego polscy resellerzy na pewno nie). Z jednej strony zyskujemy niezwykle atrakcyjny wygląd oraz fenomenalnej jakości podstawowe narzędzia komunikacji z komputerem, co zapewne sprawi, że na nowo odkryjemy motywację i chęć do wytężonej pracy. Z drugiej strony użytkownik MacBooka Air musi zaakceptować kilka niezwykłych ograniczeń, z których najważniejsze wydają się być brak wbudowanego modemu 3G w połączeniu z bardzo niewygodnym w dostępie jedynym porcie USB oraz brak możliwości samodzielnej wymiany baterii.
Jedno jest pewne - nie jest to komputer dla przeciętnego użytkownika, bo najgorsze dla Aira byłoby to, gdyby dostał się w przypadkowe ręce. Każdy z potencjalnych nabywców musi więc przeanalizować wszystkie za i przeciw znając swój system pracy z komputerem.
Jeśli właśnie się zastanawiacie nad zakupem MacBooka Air (np. nowej generacji przedstawionej przez Apple w czerwcu) i ten wpis jeszcze nie wyjaśnił Wam wszystkich wątpliwości, to zapraszam wkrótce do przeczytania kolejnych części mojej recenzji. W drugiej części recenzji o wrażeniach z codziennej pracy na MacBook Airze.