Porównali nowy dworzec do krematorium. Oburzyło mnie coś zupełnie innego
Tak łatwo jest oburzyć się na nowy dworzec Łódź Kaliska, że postanowiłem dać mu szansę i zamierzam szukać dobrych stron. Jedną prawie znalazłem.

Nowy dworzec jeszcze nie jest skończony, ale można wejść do hali biletowej. Kasa już działa, co nie jest regułą nawet na działających dworcach. Pierwsi odwiedzający pisali w mediach społecznościowych, że poczekalnia wygląda jak krematorium. Z zewnątrz mamy więc brzydki kontener, a w środku smutne, sterylne warunki. Nie jest dobrze.
To moje małe wyzwanie. Łatwo jest dziś krytykować dworzec Łódź Kaliska, zresztą do tego chóru zdążyłem już dołączyć. Zarzuty są jak najbardziej słuszne, a porównania do kontenera, marketu czy garażu trafne. Podejrzewam jednak, że nawet Robert Lewandowski mniej cieszy się z bramki, która wymagała jedynie dostawienia nogi, a całą robotę wykonali wcześniej koledzy. Skrzydłowy kiwnął obrońcę, minął bramkarza i podał piłkę do napastnika. Postawcie krzesło, a futbolówka i tak wpadłaby do siatki. Tu jest podobnie. Burząc starą i niedoskonałą konstrukcję postawiono coś, co jest jeszcze gorsze. To widać, nie trzeba nic więcej dodawać.
Znaleźć coś pozytywnego – to dopiero sztuka!
Podjąłem wyzwanie. Wyobrażam sobie, że wiosną, kiedy wokół dworca będzie zielono i rośliny urosną, zrobi się naprawdę ładnie. Może drzewa przykryją tę paskudną blachę i kontener dostrzeżemy dopiero przy wejściu, kiedy i tak będzie już nam wszystko jedno, bo będziemy spieszyć się na pociąg? A może z czasem blacha nabierze ciekawszych barw, słońce ją sparzy, lekko zardzewieje, tworząc w końcu interesujący efekt?
Naprawdę chciałem w to wierzyć. Ale wszedłem do hali biletowej i zwątpiłem w swój eksperyment. Moje ćwiczenie jest z gatunku niemożliwych. To tak, jakby ktoś chciał zdobywać osiedlowe górki, więc na start zaczął wspinać się na Giewont bez żadnego przygotowania. Szukanie pozytywów wewnątrz dworca Łódź Kaliska skazane jest na porażkę.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie zrobiłem żadnych zdjęć. Po prostu chciałem jak najszybciej stamtąd wyjść.
Rozumiem, że jeszcze nie wszystko jest skończone, ale naprawdę w środku jest przeraźliwie smutno i przygnębiająco. Na hali nie spodziewam się domowej, przytulnej atmosfery, ale już na starcie jesteśmy obdzierani ze wszystkich pozytywnych odczuć. Przestrzeń na dzień dobry mówi nam, że wkraczamy tu na chwilę, jesteśmy szarą, anonimową masą, która ma kupić bilet albo poczekać na swój pociąg, więc lada moment nas tu nie będzie. A skoro tak, to nic nie znaczymy, nic nam się nie należy, siedzieć i czekać na swoją kolej, zrozumiano?
A jednak w takich nie-miejscach, przestrzeniach niczyich jak parkingi, galerie handlowe czy stacje benzynowe ktoś przynajmniej próbuje udawać, że jest inaczej. Najczęściej nieskutecznie, ale stojąc na nowej hali dworca Łódź Kaliska zatęskniłem nawet za nieudolnymi próbami wprowadzenia jakiejkolwiek atmosfery, czegoś, co dałoby namiastkę miejsca stworzonego z myślą o drugim człowieku.
I znalazłem
Na ścianie korytarza dwie tablice pamiątkowe. Opisana jest historia dworca, a za szybą znajdują się stare płytki, pochodzące z początku XX w. To przynęta, którą zawsze złapię. Uwielbiam, jak w nowych miejscach są jakieś fragmenty starych. Nawiązania, które przypominają o historii. Każą pamiętać, że nie jesteśmy tu jako pierwsi, a więc wymagają wzięcia pod uwagę tych, którzy przyjdą po nas. W Łodzi takich przestrzeni jest coraz więcej i bardzo się z tego cieszę.
Ucieszyłem się i z tych tablic na dworcu, którego raczej nigdy nie polubię. Ale tylko na chwilę. Za moment znowu się oburzyłem. Co dokładnie mamy pamiętać, skoro nowy budynek dworca zdaje się wszystko przekreślać? Tych kilka płytek ma mówić "pamiętamy", podczas gdy cała przestrzeń jest okrutnie bezduszna, oburzająco nieludzka? Dworzec z lat 90. był krytykowany przez niemal wszystkich, ale przynajmniej był jakiś. Ba, dziś już się za nim tęskni. Nawiązywanie do jeszcze wcześniejszego dworca, który w latach 80. został zamknięty, a gdy powstał uznano go za "za jeden z najpiękniejszych budynków użytkowych Łodzi", wydaje się wręcz obrazoburcze. Nie wspominacie historii, a szargacie pamięć - pomyślałem.



Może jednak właśnie dlatego pamięć jest tak potrzebna
Że dało się budować inaczej. Że myślano inaczej. Jest do czego wrócić i od czego się odbić, nawet jeżeli punktem wyjścia jest tylko tych kilka płytek. Obecna przestrzeń oburza, ale nie zawsze tak było. Były przecież też inne plany i pomysły – niezrealizowane, ale były. Wcale nie twierdzę, że trzeba budować tak, jak kiedyś. Niezgoda na rzeczywistość i myślenie o lepszej przyszłości wymaga jednak świadomości, że to, co zostaliśmy, nie jest jedynym możliwym wyborem.
Kto wie: niewykluczone, że w tym tkwi największa siła tych płytek, które nie pasują do nowej przestrzeni. Są niezbędnym wyrzutem sumienia.