Polacy nie chcą amerykańskich produktów. Skrzykują się, żeby znaleźć europejskie zamienniki
Specyficzna – wybaczcie eufemizm – polityka władz USA doprowadziła do tego, że Stany Zjednoczone jeszcze bardziej nie kojarzą się z idealnym miejscem. Niektórzy chcą wyrazić swoje niezadowolenie, głosując portfelem. Rezygnacja z produktów wymyślonych w Ameryce jest możliwa?

Niezgodę na działania amerykańskich władz wyrażać można na różny sposób. Szczególnym symbolem aktów sprzeciwu są te wymierzone w Elona Muska. Jak pisał na łamach Autobloga Marek Stawski:
Przed dealerami Tesli w Stanach Zjednoczonych odbywają się protesty skierowane w stronę prezesa firmy, samochody są palone, właściciele sprzedają swoje auta, albo są szkalowani, a przede wszystkim sprzedaż leci na łeb, na szyję. W Europie sprzedaż samochodów Tesla spadła o bagatela 45 proc. w styczniu 2025 r., spadając jeszcze bardziej w lutym.
Wstyd mi było mieć aktywne konto na X. Było, bo już nie jest – napisał niedawno Maciej Gajewski, uznając, że działania Elona Muska jednak dawno już wykroczyły poza różnice opinii i czas uciec z platformy wykupionej przez miliardera.
Inni chcą pójść jeszcze dalej i uderzyć w więcej amerykańskich firm, wyrażając w ten sposób dezaprobatę. Na polskim Reddice pojawiły się zachęty, by płacić wyłącznie za pomocą polskiego Blika, który może być alternatywą dla rozwiązań firm pochodzących ze Stanów Zjednoczonych. Jeszcze inni szukają zamienników dla popularnych sosów, chcąc korzystać z europejskich bądź polskich wyrobów.
Jak bardzo taki bojkot jest skuteczny? Historia pokazuje, że raczej niewiele się zmienia
Najpierw jest krzyk i ogólne poruszenie, a potem wszystko wraca do normy, tabelki dalej świecą na zielono. Choć nie zgodzą się z tym ci, którzy pamiętają opory niektórych firm, by wyjść z Rosji. Od tego momentu dalej unikają w nich zakupów.
Z jednej strony nie jestem zwolennikiem kupowania czegoś wyłącznie dlatego, że jest z danego kraju (choć i to się zmienia, coraz częściej zauważam blaski i cienie takiego podejścia), ale jednocześnie rozumiem, dlaczego można bojkotować produkty pochodzące z państwa realizującego politykę, która mi się nie podoba. Czy księgowi w ogóle odnotują ten ruch oporu? To już bez znaczenia, istotne jest przecież to, jak się z czymś czujemy. Niektórzy czynią z tego zarzut, ale w końcu każda decyzja zakupowa jest przeważnie czymś motywowana.
W tym przypadku komentujący sprawę na Reddicie zwracają uwagę choćby na wygodę i fakt, że w ten sposób uderzymy przede wszystkim w klientów stojących za nami w kolejce, jeśli transakcja realizowana będzie dłużej.
Inny istotny fakt to ten, że do bojkotu nawołuje się na amerykańskim serwisie, co czyni cały protest niekonsekwentnym.
Lawina wątpliwości rusza. Owszem, możemy zapłacić Blikiem, ale co z tego, jeśli kod wyświetli nam smartfon działający w systemie należącym do amerykańskiego kolosa? Co da bojkot sosów przy jednoczesnym pozostawieniu kont na portalach, których szefowie płaszczyli się przed Donaldem Trumpem?
Szybko okazuje się, że bunt musi być wybiórczy, a konsumenci ciosy wyprowadzają na chybił trafił. Czasami dostanie się też tym, którzy nie ponoszą jakiekolwiek winy za zaistniałą sytuację. Umkną zaś ci, którzy faktycznie korzystają na polityce lub próbują korzystać.
To jednak wcale nie oznacza, że uważam takie bojkoty za bezcelowe
Zakupowa decyzja świata nie naprawi. Może jednak wcale nie musi. Już widać, że dyskusja ma znaczenie. Tworzone są grafiki i strony pokazujące, że europejska alternatywa dla wielu produktów istnieje, o czym niektórzy mogli nie zdawać sobie sprawy. Witryny zbierające cyfrowe zamienniki usług zaskakują obfitością.
Być może to będzie największa korzyść z dyskusji i działań. Nie to, że księgowi wielkich kolosów złapią się za głowy – niewykluczone, że się nie złapią, wręcz przeciwnie, pogardliwie uśmiechną – ale to, że alternatywy istnieją i nie trzeba godzić się z tym, że Ameryka jest pępkiem świata.