REKLAMA

Propozycja nie do odrzucenia, czyli kulisy jednego z największych transferów w historii polskiego e-sportu

Złota Piątka wygrała niemal wszystko w barwach polskiej organizacji PGS (Pentagram G-Shock). Dlaczego więc najlepsi gracze na świecie zdecydowali się na opuszczenie jej szeregów?

Propozycja nie do odrzucenia, czyli kulisy jednego z największych transferów w historii polskiego e-sportu
REKLAMA

Przeczytaj też:

REKLAMA

W ostatnim odcinku śledziliśmy drogę Polaków na e-sportowy szczyt. Złota Piątka w pokonanym polu zostawiała wszystkiech konkurentów, pokazując opanowanie, precyzję, refleks i szczyptę szaleństwa.

To było fantastyczne uczucie. Pomimo tylu niepowodzeń i trudnych chwil zdołaliśmy podnieść się i wygrać trzy największe imprezy na świecie… Nie da się tego opisać słowami – komentował Taz.

Niestety przyszłość miała pokazać, że triumfy 2007 roku rozbudziły apetyt mistrzów, którego rodzima organizacja - PGS - nie była w stanie zaspokoić.

MYM, czyli szastający kasą hegemon e-sportu, złożył Polakom propozycję z gatunku tych nie do odrzucenia

– Inne drużyny grające na tym samym poziomie, co my, zarabiały przynajmniej dwa, trzy razy więcej. Nie chodzi mi tutaj o zachłanność czy coś podobnego. Ale pracujemy (…), poświęcamy się w całości temu, dlatego powinniśmy zarabiać takie pieniądze tłumaczył w wywiadzie z Carmackiem kuben.

Duńczycy zaoferowali Polakom kilkukrotnie lepsze warunki płacowe. Złota Piątka nie schyliła się jednak od razu po pieniądze leżące na stole. Zwróciła się do zarządu PGS-u z prośbą o renegocjację kontraktów w świetle duńskiej propozycji. Organizacja sięgnęła do kieszeni, ale, jak mówił później Lord w wywiadzie dla Frag eXecutors, zmiany były jedynie wirtualne.

– [Zawodnicy] czekali ponad dwa miesiące na aneksy do umów i obiecane podwyżki. Zarząd chciał jednak podpisania umowy na kolejny rok, przez co całe przedsięwzięcie nie doszło do skutku – relacjonował Krolewicz na łamach esports.pl. Gracze złożyli organizacji wypowiedzenie umowy. – Teraz to oni [PGS] wisieli na sznurku opisywał Lord.

Pozytywnemu rozwiązaniu sytuacji nie sprzyjał organizacyjny miszmasz wewnątrz PGS-u. Ryan przestał zajmować się operacyjnie Złotą Piątką i skupił się na swoich studiach, choć to on był ojcem sukcesu PGS-u.

– Odwalał kawał dobrej roboty zarówno dla nas, jak i całej organizacji. To najlepszy manager na świecie, znał Counter-Strike’a od strony taktycznej, był utalentowanym młodym człowiekiem i dobrym przyjacielem. Nigdy nie spotkałem managera lepszego od niego, jego unikalny zestaw cech i umiejętności trzymał nas razem i miał duży udział w naszych sukcesach – komentował Taz w wywiadzie.

W decydującym momencie gracze poczuli jednak brak ryana

– Zostawił drużynę Darky’iemu z mnóstwem niezałatwionych do końca spraw, z którymi Marcin miał problemy – mówi Mariusz.

Jedną z nich były kwestie organizacyjne wyjazdów. Najważniejszą imprezą sezonu było jak zawsze WCG, które tym razem zorganizowano w amerykańskim Seattle. Okres przygotowawczy PGS – zgodnie z tradycją – spędzał w partnerskiej kafejce w centrum Sztokholmu, Inferno Online. Tym razem bootcamp miał być jednak krótki i mało efektywny.

– Musieliśmy grać mecze pokazowe, np. na urodzinach SK Gaming, przez co traciliśmy dodatkową okazję na trening. Skończyło się tym, że o turnieju z Seattle wolelibyśmy zapomnieć – stwierdza Lord.

Obrońcy tytułu zawiedli w play-offach. Polegli już w pierwszej rundzie

I to z Team Roccat (wcześniej 69N-28E), który jeszcze kilka tygodni wcześniej nie stanowił dla nich dużego wyzwania. Już na miejscu okazało się, że skoro Polacy są w Stanach Zjednoczonych, to mogliby wziąć udział w kolejnym turnieju na zachodnim wybrzeżu – Intel Extreme Masters II, które od imprezy w Seattle dzieliły niespełna dwa tygodnie. Niestety, decyzja podjęta ad hoc, miała się wkrótce zemścić.

Po przylocie do Miasta Aniołów okazało się, że Złota Piątka nie ma się gdzie zatrzymać.

– Miło jest wpaść na drugi koniec świata o północy i dowiedzieć się, że nie mamy noclegu. Żyć nie umierać

– opisywał w wywiadzie Neo i przywoływał inne niedociągnięcia organizacyjne.

– Lubimy spać na podłogach, na lotnisku czy w Inferno Online oraz opłacać hotele z własnych kieszeni. Zabawna była też pewna podroż do Szwecji, gdy dowiedzieliśmy się, że źle obliczony został kosztorys i nie wliczono drogi powrotnej. Ostatecznie zrzucaliśmy się na chleb tostowy ze stacji benzynowej, który jedliśmy z wędlinami zabranymi z domu przez Wiktora. Mamy również miłe wspomnienia z jednego z bootcampów w Sztokholmie, gdy musieliśmy przenocować w kafejce. Siedzieliśmy na kompach od południa do godziny czternastej następnego dnia. Nie ma to jak dobry treningdodawał ironicznie.

Różnica stref czasowych sprawiła, że nikt z Polski nie mógł zająć się graczami. Lord z własnych pieniędzy opłacił drużynie hotel. Później dogadał się z organizacją na zwrot funduszy na jego konto, ale – jak to się mówi – niesmak pozostał.

– Nikt nie myślał już o turnieju. To był moment, kiedy powiedzieliśmy „STOP”. Tak nie może być i trzeba coś z tym zrobić

podkreśla Lord.

Polacy mieli trenować w amerykańskich kafejkach, ale plany spaliły na panewce, co miało swój kulminacyjny moment na IEM-ie, gdzie zdołali wygrać tylko jeden mecz.

– Trudno zagrać na takim turnieju dobrze, nie rozgrywając przez dwanaście dni ani jednego meczu razem – komentuje Lord.

W zespole zapanowała nerwowa atmosfera. Choć Złotej Piątce udało się wygrać turniej Heyah Logitech Cybersport 2007, to na kończącym sezon Poznań Game Arena mistrzowie doznali historycznej porażki na własnej ziemi. W drugiej rundzie ulegli Frag eXecutors 16 : 7. Podrażniony PGS odbił się jednak w drabince dla przegranych i w wielkim finale pokazał pionasowi i spółce ich miejsce w szeregu.

Stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Neo też może przegrywać!

Oliwy do ognia dolewały artykuły redaktora naczelnego serwisu PGS-u, Macieja „guandi’ego” Śliwińskiego, który otwarcie krytykował postawę Złotej Piątki.

„[Mają czytelników] głęboko w dupie, olewają wszystkie maile z pytaniami do wywiadów i ich to nie interesuje”, pisał.

W wymianę komentarzy zaangażował się również Lord.

„W PGS-ie mało komu można ufać na słowo, o czym nie raz już się przekonaliśmy”, odpisał Mariusz.

Później sprawy potoczyły się już z górki. Kontrakty zostały zerwane za porozumieniem stron. Najlepsi polscy kanterowcy trafili na wolny rynek, skąd zebrał ich MYM. Społeczność znów się podzieliła. Jedni uważali Złotą Piątkę za zdrajców ojczyzny, dominowało jednak zrozumienie.

„[Transfer ma] gorzki posmak. Większość fanów będzie nas pamiętać jako PGS. Pod tym szyldem wygraliśmy nasze największe trofea. Kilku z nas grało w zespole od momentu jego utworzenia, wobec tego mamy sentyment i wielki szacunek. Pomimo tego ciągle chcemy powtórzyć nasze osiągnięcia”, wyjaśniał Kuben.

Pierwsze miesiące w Danii były wręcz idylliczne. W skali od 1 do 6 Mariusz ocenił organizację na 7. Ocenę dla PGS-u pominął milczeniem

– Organizacja chce zrobić wszystko, żebyśmy czuli się dobrze w MYM i umożliwić nam osiąganie sukcesów. Sukcesów, na które głód obecnie jest u nas tak duży, jak nigdy dotąd – opisywał pełen entuzjazmu.

W przeprowadzanym na gorąco wywiadzie Carmac zauważył, że na MYM-ie wisiała dotychczas klątwa. Organizacja zatrudniała najlepszych zawodników, ale ci nie przynosili jej sukcesów. Przyszłość miała pokazać, że przejście pod zagraniczną markę naznaczyło Złotą Piątkę zupełnie innym rodzajem klątwy, która za zawodnikami miał się ciągnąć przez długie lata.

Wcześniej przekonamy się jednak, jak najgłośniejszy transfer w historii polskiego e-sportu wyglądał z drugiej strony.

Właśnie o tym przeczytacie w kolejnym odcinku cyklu.

REKLAMA

Materiał pochodzi ze zbioru reportaży  Karola Kopańki „Polski e-sport”.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA