Polski Evil West jest cudowny, ale nie mogę go przejść. Świetna gra, głupi błąd
Pod względem samej walki Evil West to jedna z najlepszych gier, z jakimi miałem do czynienia w 2022 roku. Byłem szczerze zachwycony polską produkcją studia Flying Wild Hog, póki nie dotarłem do 11 rozdziału. Wtedy też złe decyzje projektowe zemściły się na producentach. Oraz na mnie.
- Słuchajcie, ta gra to sztos. Prawdziwa perełka. Musicie dać jej szansę. Starcia są cudowne, walczy się lepiej niż w nowym God of War - przekonywałem znajomych na czacie głosowym podczas rytualnego wieczornego grania. Byłem szczerze zachwycony polskim Evil West i tym, jak satysfakcjonująca, mięsista oraz przyjemna jest rozgrywka w nowym tytule studia Flying Wild Hog.
Zacząłem się zastanawiać, czy Evil West to nie moja ulubiona polska produkcja 2022 roku, detronizując Dying Light 2
Jasne, Evil West to tytuł znacznie mniejszy w skali od wielkiej produkcji Techlandu, toteż takie porównania nie są wymierne. Jedno nie ulega jednak wątpliwości: byłem szczerze zachwycony systemem walki z wampirami oraz potworami.
Model opracowany przez Polaków z Flying Wild Hog jest tak przyjemny i tak mięsisty, że God of War Ragnarok się chowa. Poważnie. Tutaj każde starcie to czysta frajda, a żadna walka nie nuży. Gdy widziałem kolejnych przeciwników, biegłem w ich kierunku szczerząc się od ucha do ucha.
Tak rewelacyjny model walki to nie przypadek. Warszawski Flying Wild Hog odpowiada za Shadow Warriora i Trek to Yomi, doskonale wiedząc na czym polegają przyjemne konfrontacje. Grając w Evil West czułem, jakbym cofnął się w czasie, do premier takich serii jak Gears of War, Nier czy God of War. Tam starcia same w sobie były przyjemnością i wielką atrakcją. Każdy cios, każda sekwencja, każdy granat dawał frajdę. Dokładnie tak samo jest z Evil West. To esencja czystego funu. Nic więcej, ale więcej nie trzeba.
W parze ze świetną rozgrywką idzie klimat dzikiego zachodu, doprawiony wampirami, mutantami oraz sektami
Western nigdy nie skradł mojego serca. Nie rozumiałem fascynacji tym gatunkiem, tak samo jak trudno mi zrozumieć powszechną miłość do niego wśród polskich producentów gier. Od Call of Juarez, przez taktyczny Hard West, kończąc na najnowszym Evil West, western regularnie powraca jako tło rodzimych interaktywnych produkcji. Zachwycony więc nie jestem, ale muszę przyznać, że taki dziki zachód pełen wampirów oraz potworów ma swój klimat. Zwłaszcza, jeśli jesteście fanami popularnego Hunt: Showdown.
Gracz wciela się w członka organizacji walczącej z wampirami, podczas gdy nieświadoma ich istnienia ludzkość może czuć się nieco bezpieczniej. Świetnie wpleciono w to wątek postępu: strzelby, kolej oraz inne dobrodziejstwa nauki po raz pierwszy przechylają szalę zwycięstwa na stronę ludzi. Wampiry muszą stosować nowe taktyki, nie chcąc stracić kontroli nad swoją (przesadnie) kreatywną trzodą. Mamy więc zderzenie dwóch światów: nie tylko ludzkiego i wampirycznego, ale także postępu oraz tradycji. Przemysłu i natury. Aglomeracji i dziczy.
Teraz dodajcie do tego ponure małe miasteczka, w których dochodzi do rajdów wampirów. Rafinerie naftowe przejęte przez siły ciemności. Składy kolejowe, z których wygłodniałe ślepia spoglądają w kierunku gracza. Klimat w Evil West jest gęsty jak smoła i nie może się nie podobać, nawet mimo mojej niechęci do westernu. Zwiedzanie kolejnych obszarów to duża przyjemność. Szkoda tylko, że architekci nie pozwalają na swobodny backtracing. Czasem otwierając drzwi tracimy dostęp do obszarów za nami. To frustruje. Zwłaszcza, jeśli chcemy czyścić mapę na 100 proc.
No więc przechodzę Evil West, jestem szczerze zachwycony, aż tu nagle… nie mogę grać dalej
W jedenastym rozdziale przygody mam za zadanie wysadzić pięć legowisk bestii na usługach wampirów. Niestety, przy ostatnim nie wyświetla się ikona interakcji. Natomiast kiedy wrzucam laskę dynamitu wewnątrz legowiska, nic się nie dzieje, nie licząc zwykłej animacji eksplozji. Do otworu zsypałem już morze materiałów wybuchowych, pod różnym kątem oraz z różnej odległości. Nic, zero, nada, null.
Okej, bugi się zdarzają. Evil West jest tak dobre, że bez problemu jestem w stanie zresetować cały rozdział i zacząć go od początku. Problem polega na tym, że twórcy z Flying Wild Hog nie przewidzieli takiej możliwości. Opcja restartu poziomu nie pojawia się w menu. Z kolei wczytanie ostatniego automatycznego zapisu - a tylko na takich gram - nie rozwiązuje problemu.
Pewną alternatywą jest rozpoczęcie rozgrywki multiplayer. Wtedy gospodarz sesji co-op ma możliwość wyboru konkretnego rozdziału. Aby jednak rozpocząć zabawę sieciową, muszę najpierw zaprosić drugiego gracza do lobby. Evil West umożliwia wyłącznie zapraszanie znajomych. Oznacza to, że aby odblokować restart poziomu na którym utknąłem, muszę mieć kolegę posiadającego własną kopię Evil West. Otwarty tryb co-op w stylu Resident Evil 5 tutaj nie działa.
Nie wiem kto zdecydował się na takie rozwiązania, ale to kompletny idiotyzm
Możliwość rozpoczęcia danego poziomu na nowo to naturalny bezpiecznik, który powinien pojawiać się w każdej grze, o ile tylko umożliwia to jej struktura. Żaden deweloper nie jest bowiem w stanie wyłapać wszystkich błędów, a restart zazwyczaj rozwiązuje wiele z nich.
Tymczasem w Evil West nie tylko brakuje takiej możliwości, ale również tryb co-op jest obwarowany przesadnymi wymaganiami, ograniczając pulę moich potencjalnych wybawicieli.
Słowem: zostałem z niczym. Albo gram kompletnie od nowa, albo nie gram wcale. Zdecydowałem się na drugie rozwiązanie. W swoim problemie nie jestem sam. Posiadacze Evil West od dwóch tygodni raportują o bugu w 11 rozdziale. Do tego czasu nie ukazała się aktualizacja która by go naprawiała bądź która dodawałaby możliwość restartu całego poziomu. Jedyne rozwiązanie jakie znalazłem w sieci to speedrunnerski trik polegający na lataniu w powietrzu.
Ależ mnie frustruje, że tak świetna gra potyka się o taką głupotę
Oddałbym wiele, aby móc dokończyć tę świetną przygodę. Zwłaszcza, że system rozwoju bohatera działa rewelacyjnie i już nie mogłem się doczekać wydania środków na nową, niezwykle efektowną umiejętność specjalną. Dlatego czuję złość. Tak dobra, mięsista i tworzona przez speców od czystej akcji produkcja nie powinna cierpieć z powodu niedostatecznie dobrych testów przedpremierowych. Zbyt wiele tutaj świetnych elementów, by przykrywać je takimi babolami. Niestety, stało się, jak się stało.
Mimo tego wciąż uważam, że Evil Dead zasługuję na uwagę. Moich znajomych oraz was wszystkich. Ta produkcja jest znacznie lepsza, bardziej wciągająca i efektowniejsza niż możecie zakładać. To tytuł, w który chce się grać dla samych walk. Dla każdej kolejnej konfrontacji, gdzie proporcje między wyzwaniem, zróżnicowaniem przeciwników oraz frajdą z anihilacji bestii zostały dobrane po mistrzowsku.
Słowem: grajcie w Evil West. Nawet, jeśli ja nie mogę.