20 mld zł wyrzucono w piach. To miała być nowoczesna kopalnia wyprzedzająca przyszłość
Wałbrzych jest dziś symbolem tego, że nie wszędzie ustrojowa transformacja przebiegła bez zarzutu, otwierając miasta na nowe możliwości. O mieście wspomina się głównie w kontekście biedy czy tego, że biedaszyby wciąż działają, będąc szansą dla mieszkańców na zdobycie węgla czy pieniędzy. Historia Wałbrzycha mogła potoczyć się inaczej. I wcale nie potrzeba wielkiej wyobraźni - wystarczy zadać pytanie, co by było gdyby udało się dokończyć prace związane z szybem Kopernik.

Reportaż o Wałbrzychu otwiera książkę Magdaleny Okraski "Nie ma i nie będzie". To nie przypadek, bo w Wałbrzychu wszystko, co dobre już było. Teraz nie ma nic, nawet perspektyw na lepszą przyszłość. Media wracają do tematu biedaszybów, choć przewijający się w nagłówkach ich "powrót" jest nie na miejscu. Tak naprawdę biedaszyby nigdy nie wygasły, choć w Wałbrzychu robiono wiele by je zasypać, przerywając w ten sposób wydobycie węgla na własną rękę.
Wcale nie amatorskie. Przy biedaszybach pracowało wielu górników ze zlikwidowanych wcześniej wałbrzyskich kopalni. Dzielili się swoim doświadczeniem, tłumaczyli i pomagali. Nie wszędzie, bo chęć szybkiego zysku sprawiała, że do pracy brali się nieprzygotowani i niedoświadczeni, na dodatek w nieodpowiednich porach. Płacili za to życiem.
Wałbrzych jest ofiarą transformacji. Nie trzeba jednak zadawać pytań, czy mogła ona mieć bardziej ludzki charakter, jak robi się to dziś w Łodzi. Wałbrzych miał perspektywy. Była nią wielka jak na połowę lat 80 XX. wieku inwestycja – na ówczesne pieniądze było to 20 mld zł.
Szyb "Kopernik" miał połączyć w jeden duży i dochodowy zakład wydobywczy wszystkie kopalnie w Wałbrzychu
"W ramach zadania, między innymi wydrążony został nowy szyb wydobywczy o głębokości 1166 metrów od powierzchni ziemi i średnicy 7,5 metra. Stanęła nad nim ponad 80-metrowa wieża szybowa. Kopia tych, które stoją w Lubinie, Rudnej i Polkowicach. Szyb został połączony z poziomami +70, -50, -200, -400, -600. Na każdym z tych poziomów wykonano podszybia wraz z infrastrukturą" – opisywał budowę wałbrzyski serwis.
- Budowano go najpierw z najlepszej stali. Na dole już były chodniki szerokie (…) urządzenia, elektronika. On już był prawie gotowy, była płuczka, za pół roku wszystko miało ruszyć. Stamtąd ładunek miał iść na przeróbkę i do Europy, na sprzedaż – opowiadał w książce "Nie ma i nie będzie" były wałbrzyski górnik.
W 1990 roku podjęto decyzję o zaprzestaniu budowy. Górnik do dziś wierzy, że gdyby inwestycję skończono zgodnie z planem, dziś Wałbrzych mógł być największą w Europie "potęgą pod kątem antracytu". Zamiast tego po decyzji o wygaszeniu górnictwa w Wałbrzychu, które według rządzących miało być przez lata nieopłacalne, urządzenia z szybu wywożono na zachód, "za bardzo grube pieniądze". Z kolei do dziur po szybach zwożone były chemikalia i odpady z całego kraju.
Jak doszło do wstrzymania budowy i likwidacji „Kopernika”? Ja słyszałem, że o tym zadecydowały trzy alfa romeo, które w prezencie poszły dla kilku ludzi. A sam z obrzydzeniem oglądałem audycję w telewizji, gdzie wypowiadał się jeden z dyrektorów, sympatyczny zresztą młody człowiek, którego bardzo lubiłem, bo był jako pracownik mierniczo-geologicznego zawsze dobrze przygotowany (...) więc wypowiadał się, jaki cudowny interes zrobiła kopalnia, bo udało im się znaleźć przedsiębiorstwo złomowe, które rozbierze "Kopernika” za cenę złomu tak, że kopalnia nie będzie musiała już niczego płacić. A tam było 5 tys. ton super stali. Na przykład rury, które tworzyły nogi szybu, o średnicy 3,5 m, to była stal najwyższej jakości z Huty 'Ferrum'. To nie był przeciętny złom, jak z pralki, tylko stal super, zbrojeniowa. I to wszystko zniszczyli – aparat spawalniczy, ciąć na kawałki, wywozić – mówił inżynier Zdzisław Polak, inicjator przedsięwzięcia, w opublikowanym w 2006 roku reportażu "Fabryka ludzkich śmieci".
W Wałbrzychu przez lata powtarzano, że Warszawa wydała wyrok śmierci na kopalnie w ramach zemsty za lewicowe poglądy mieszkańców. Górnicy mieli również żal do Solidarności czy kolegów po fachu z Dolnego Śląska, którzy nie wstawili się za nimi i nie pomogli ramię w ramię bronić również wałbrzyskich miejsc pracy.
Brzmi to jak teorie spiskowe, ale trzeba zrozumieć mieszkańców, którzy poczuli się zdradzeni - wszyscy o nich zapomnieli. W wywiadzie, którego udzielił mi Marcin Napiórkowski i który niebawem ukaże się na łamach Spider's Web+, autor książki "Naprawić przyszłość", przyznał, że zrozumiał lęki i poglądy mieszkańców Wałbrzycha po tym, gdy z nimi porozmawiał.
Z ich perspektywy właśnie tak to wyglądało: miała być wielka, sprawnie działająca kopalnia, łącząca wszystkie miejskie zakłady. Widzieli, że węgla nie brakuje i można wydobywać go przez lata. Zamiast tego na żyletki pocięto wielką i drogą inwestycję, a nikt z tej wyraźnej niegospodarności nie musiał się tłumaczył.
Ktoś jednak zyskał. Jak pisał Artur Szałkowski, "maszyna wyciągowa, która była zamontowana w głowicy wieży szybowej 'Kopernika', został kupiona przez Czechów". Jeszcze w 2011 roku normalnie funkcjonowała. Kto wie – być może działa nawet i do dziś.