NFS Unbound budzi kontrowersje. Sam byłem NA NIE, ale kupił mnie trailer
Po serii plotek i przecieków, Need for Speed Unbound nareszcie otrzymał oficjalny zwiastun. Możemy na nim zobaczyć jak odmienna wizualnie będzie ta odsłona od wszystkich poprzednich. Tytuł ewidentnie jest adresowany do młodszego pokolenia graczy i nie każdemu się to podoba.
Gdy pisałem pierwszy tekst o Need for Speed Unbound, jeszcze na podstawie kilku sekund materiału który wyciekł do sieci, byłem zdecydowanie NA NIE. Dziwaczne efekty wizualne jak skrzydła, czaszki i płomienie kojarzyły mi się z bazgrołami uczniów na marginesach zeszytów. Widać było, że EA celuje w młodszych odbiorców, chcąc do nich trafić przy pomocy niewysublimowanych sztuczek graficznych. Jednak zamiast "cool" bardziej wyglądało to na "cringe". Ot, kolejna próba wkupienia się w łaski fanów Fortnite'a.
Teraz, gdy oficjalny zwiastun Need for Speed Unboud zadebiutował w sieci, przecieki się potwierdziły: EA faktycznie ryzykuje z oprawą graficzną, łącząc realistyczne modele pojazdów i otoczenia z komiksowymi efektami specjalnymi, mającymi przypominać sztukę graffiti. Na papierze brzmi to okropnie, ale w akcji… Muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś znacznie, znacznie gorszego. Pierwszy zwiastun zmienił moje podejście do tej gry, a im więcej o niej czytam, tym bardziej jestem przekonany: dam jej szansę, z poniższych 5 powodów:
Po pierwsze, nareszcie jakaś gra EA wyłącznie na konsole nowej generacji.
Need for Speed Unbound to pierwsza produkcja finansowana przez Electronic Arts, która powstaje wyłącznie na PC, PlayStation 5 oraz Xbox Series. Dzięki temu w tytuł zagramy w rozdzielczości 4K, zachowując przy tym 60 fps-ów. W przypadku gier wyścigowych - nawet tych zręcznościowych - klatki na sekundę są bardzo ważne i cieszę się, że EA również w końcu to zrozumiało. Dynamiczna, zrywna jazda i 30 fps - to się nie do siebie po prostu nie klei.
Postawienie na PS5 i XS cieszy mnie z jeszcze jednego powodu. Zawężenie platform docelowych do nowej generacji sprzętu sprawia, że deweloperzy mogą sobie pozwolić na śmielsze idee podczas projektowania gry. Przykładowo, miasto Lakeshore po którym będziemy się swobodnie przemieszczać, może być gigantyczne bądź bardziej szczegółowe niż jakakolwiek inna aglomeracja w serii. Criterion Games ma szansę skorzystać z mocy która była poza zasięgiem deweloperów poprzednich odsłon.
Po drugie, jestem fanatykiem Undegrounda i nic nie poradzę, że mam słabość do ulicznych wyścigów.
Chociaż zakochałem się w serii NFS dzięki pierwszemu Hot Pursuit, to z odsłonami Underground oraz Most Wanted mam najlepsze wspomnienia. Dlatego, gdy w 2015 roku pojawił się Need for Speed nawiązujący do ulicznych wyścigów, odliczałem dni do jego premiery. Niestety, wyszło tak sobie. Teraz EA po raz kolejny sięga po motyw Undergrounda i Carbona, a ja ponownie ślinię się do ekranu, widząc te wszystkie neony i modyfikacje.
Szkoda tylko, że tym razem w grze zabraknie drugiej, bardziej rockowo-metalowej nóżki. Wygląda na to, że Need for Speed Unboud koncentruje się głównie wokół hip-hopowej subkultury. To zrozumiałe, biorąc pod uwagę muzyczne preferencje młodych pokoleń, ale Doomsday od Overseera czy Out of Control zespołu Rancid to ważna część klimatu Undergrounda. Punk, rock, hip-hop tworzą niesamowitą kombinację, co pamięta każdy, kto grał chociażby w Tony'ego Hawka.
Po trzecie, Need for Speed Unbound to pierwszy NFS od lat, który jest po prostu JAKIŚ.
Rivals. Heat. No Limits. Payback. The Run. Wszystko to zlewa mi się w jedną masę takich sobie, przeciętnych produkcji o których zapominało się najpóźniej w kilka tygodni od premiery. Unbound może się nie podobać, może do kogoś nie przemawiać, ale bez wątpienia jest jakiś. Otrzymał wyraźną tożsamość, której serii Need for Speed brakuje od przynajmniej dekady.
Okej, Need for Speed Unbound może okazać się niewypałem. Być może rozczaruje fanów serii i nie przyciągnie do niej nowego pokolenia. Criterion Games jednak już na starcie ma u mnie plusa za odważną wizję artystyczną, dzięki której patrzysz na dowolny zrzut ekranu i od razu wiesz: to Unbound. Od zręcznościowych tytułów z bardziej klasyczną oprawą mam rewelacyjną Forzę Horizon. Gdy z kolei chcę urwać setną sekundy z okrążenia na prawdziwym torze, włączam Gran Turismo. Nowy NFS zagospodarowuje z kolei dziką niszę, w której ma szansę przeżyć. O ile będzie znośny.
Po czwarte, szacun dla twórcy i wydawcy za datę premiery. Coś takiego nie zdarza się często.
W nowe wyścigi zagramy bowiem jeszcze tego roku! Need for Speed Unbound zadebiutuje już na początku grudnia. Premiera w dochodowym oknie świątecznym mnie nie dziwi. Dziwi natomiast, że tytuł był tak długo trzymany w tajemnicy. Przyzwyczailiśmy się już do sytuacji, gdy nowa gra jest zapowiadana na dwa, nawet trzy lata przed premierą. Unbound to z kolei krótka piłka: tak wygląda gra, wychodzi za dwa miesiące, bierzesz albo nie.
Mój paranoidalny umysł podszeptuje, że trzymając tytuł w mroku tak długo, EA ma coś na sumieniu. Z drugiej strony to byłoby naprawdę niesamowite, gdyby zapowiedź każdej gry wideo pojawiała się najwcześniej kilka miesięcy przed jej debiutem. Nie musiałbym wtedy łapać się za serce, czytając o przesuniętych premierach takich tytułów na które czekam jak STALKER 2.
Po piąte, kampania offline dla jednego gracza w stylu Most Wanted to coś, czego chciałem najbardziej.
Fabularna opowieść dla jednego gracza - w dodatku offline - ma stanowić bardzo ważny element Need for Speed Unbound. W niej będziemy przebijać się na coraz wyższe szczeble ulicznej listy, rywalizując o rozpoznawalność, szacunek i pieniądze z coraz zacieklejszymi rywalami. Takie to banalne, takie odtwórcze, a takie… wystarczające. Nie chciałbym niczego bardziej skomplikowanego. Wystarczy mi prosta opowieść o dzieciaku znikąd, który utrze nosa największemu cwaniakowi w mieście.
Za każdym razem, gdy kampania w grze Need for Speed stawała się bardziej filmowa i epicka, źle kończyło się to dla całej odsłony. Gry wyścigowe to jeden z tych gatunków, gdzie fabuła powinna być doklejana do czterech kółek. Nigdy odwrotnie.
Oczywiście mam masę obaw. Część niezwykle poważnych, jak te dotyczące modelu jazdy.
Obawiam się, że skoro EA chce dotrzeć do nowego pokolenia graczy, doprowadzi to do jeszcze większego uproszczenia i zubożenia modelu jazdy. NFS nie powinien być symulatorem (chociaż Shift był rewelacyjny, muszę przyznać), dlatego nie oczekuję rozbudowanej mechaniki liczącej w czasie rzeczywistym wilgotność na torze. Forza Horizon pokazała jednak, że zręcznościowy model jazdy również może być satysfakcjonujący, zachowując pewien stopień głębi. Czuję w kościach, że owej głębi będzie w Unbound mocno brakować. Chciałbym się mylić.
Drugą kwestią, która nie daje mi spokoju, jest partnerstwo z artystami, influencerami oraz firmami modowymi, doprowadzona do skrajności. W informacji prasowej, jaką otrzymaliśmy od EA na redakcyjną skrzynkę, wydawca wychwala, z jakimi to domami modowymi nie nawiązali współpracy oraz jakie to agencje kreatywne ich nie wspomagają. Kompletnie mnie to nie interesuje. Jeśli będę grał w Unbound, to dlatego, aby zdobyć Mitsubishi Lancera Evolution X, nie kurtkę Balenciagi dla mojego awatara.