Myśleliśmy, że zginiemy. Awaryjne lądowanie samolotu linii Wizzair
W środę 20 lipca podczas lotu z włoskiego Bari do Krakowa doszło do bardzo nietypowej sytuacji. Linia lotnicza otrzymała anonimową informację, według której na pokładzie samolotu znalazły się ładunki wybuchowe. Po przekazaniu informacji na pokład samolotu rozpoczął się wyścig z czasem.
Większość anonimowych informacji o podłożeniu ładunków wybuchowych, niezależnie czy to na pokładzie samolotu, czy też w dowolnym budynku okazuje się być zwykłym kłamstwem. Nie zmienia to jednak faktu, że każdorazowo załoga samolotu i służby naziemne muszą działać zgodnie z zatwierdzonymi procedurami, które mają na celu zminimalizować zagrożenie dla zdrowia i życia pasażerów, załogi i samego samolotu na wypadek gdyby jednak hipotetyczny ładunek wybuchowy eksplodował.
Tak się składa, że jeden z naszych czytelników znalazł się wraz z całą swoją rodziną na pokładzie feralnego lotu W6 5058 i postanowił podzielić się z nami swoimi spostrzeżeniami i wrażeniami z lotu.
Airbus 321 wykorzystywany przez linię Wizzair zabiera na pokład maksymalnie 239 pasażerów. Nad bezpieczeństwem pasażerów czuwa zawsze dwóch pilotów i pięcioosobowa załoga pokładowa. Zgodnie z procedurami stosowanymi w liniach lotniczych w przypadku zaistnienia sytuacji awaryjnej, to właśnie załoga pokładowa odpowiada za przygotowanie kabiny do awaryjnego lądowania i za bezpieczną i sprawną ewakuację pokładu samolotu już po wylądowaniu.
Szanowni Państwo, będziemy awaryjnie lądować
Nasz czytelnik wskazuje, że regularny i przewidywalny lot zamienił się w mocno nietypowe wydarzenie w momencie, kiedy jeden z członków załogi pokładowej poinformował pasażerów, że pilot podjął decyzję o wykonaniu awaryjnego lądowania na lotnisku w Budapeszcie. Natychmiast po tej informacji załoga zaczęła przygotowywać kabinę. Pasażerowie otrzymali informację o tym, że wszyscy mają ściągnąć wszystkie niepotrzebne przedmioty, np. szpilki, okulary, czy biżuterię.
Załoga w tym czasie zaczęła sprawdzać, czy w korytarzach między fotelami lub na kolanach pasażerów nie ma żadnych bagaży, czy wszyscy pasażerowie mają zapięte pasy, itd. Z uwagi na niemal pełne obłożenie lotu trwało to kilka minut. W tym czasie piloci dość szybko obniżali wysokość lotu samolotu zbliżając się do lotniska w Budapeszcie.
Szybkie zmniejszenie wysokości lotu w przypadku zagrożenia eksplozją ładunków wybuchowych ma na calu jak najszybsze zmniejszenie różnicy ciśnienia między wnętrzem kabiny a ciśnieniem panującym na zewnątrz. W przypadku ewentualnej eksplozji ma to pozwolić na ograniczenie zniszczeń struktury i poszycia samolotu.
Pasażerowie podkreślają, że na pokładzie przez resztę lotu - od momentu poinformowania o lądowaniu awaryjnym do momentu lądowania minęło ok. 20 minut - panowała atmosfera strachu, związana z brakiem informacji o przyczynie lądowania awaryjnego. Nic zatem dziwnego, że pojawiły się obawy o to, czy czasem samolot nie jest uszkodzony i w związku z tym nie uda się wylądować w całości. Jednocześnie pasażerowie wskazują na to, że mimo bardzo stresującej sytuacji, załoga zachowywała się absolutnie profesjonalnie, wykonując kolejne punkty odpowiednich procedur przewidzianych na taki wypadek.
Stres związany z lądowaniem awaryjnym sprawił, że niektórzy pasażerowie nawet nie zarejestrowali momentu bardzo gładkiego przyziemienia na pasie startowym w Budapeszcie.
Ewakuacja w tempie iście olimpijskim
Zaraz po lądowaniu rozpoczęła się ewakuacja samolotu. Zgodnie z instrukcjami przekazanymi przez personel pokładowy, pasażerowie mieli pozostawić swój cały bagaż i ewakuować się najbliższym wyjściem. Po otwarciu drzwi rozwinęły się trapy ewakuacyjne, dzięki którym całą ewakuację można było zakończyć w ciągu zaledwie kilku minut. Owszem, po drodze kilku pasażerom zdarzyły się otarcia, jednak w takiej sytuacji jest to całkowicie dopuszczalne.
Jak w wielu przypadkach tak stresowych sytuacji reakcje pasażerów były różne. Część pasażerów za wszelką cenę zdążała do najbliższego wyjścia ewakuacyjnego, a część powodowana specyficznym rodzajem paniki uparcie ociągała się szukając swoich bagaży w schowku nad głową.
Po opuszczeniu samolotu pasażerowie zostali dokładnie policzeni, a następnie musieli zidentyfikować swoje bagaże. Szczegółowe przeszukanie samolotu, które zakończyło się dopiero w okolicach godziny 20:00 nie wykazało obecności żadnych ładunków wybuchowych na pokładzie samolotu. Po pasażerów natomiast w międzyczasie przyleciał inny samolot podstawiony przez przewoźnika, dzięki czemu pasażerowie po kilkugodzinnej przerwie - mogli w końcu dotrzeć do Krakowa.
Wizzair komentuje
O komentarz do całego wydarzenia zapytaliśmy także przedstawicieli linii Wizzair. W odpowiedzi otrzymaliśmy następujący komentarz:
Tak więc i tym razem okazało się, że idiotyczny anonim był przyczyną stresu niemal dwustu osób. Ostatecznie jednak wszystko zakończyło się dobrze, a pasażerowie lotu W6 5058 będą mieli co opowiadać znajomym jeszcze przez długie lata.
Zdjęcie główne: Oleksandr Naumenko