Mieszkam w smart domu od ponad pół roku. Relacja z miejsca, gdzie nawet okien nie trzeba otwierać samodzielnie
Ok, głównie dlatego, że nie da się do nich dosięgnąć. Ale o tym za chwilę.
Pierwotnie planowałem napisać ten tekst kilka tygodni po instalacji całego systemu, ale ostatecznie się powstrzymałem. Nie dlatego, że jestem leniwy, ale dlatego, że postanowiłem sobie dać więcej czasu na poznanie całego systemu, jego wad i zalet. W końcu często na początku wszystko jest piękne, cudowne i nowe, a później zaczynają się schody.
Co więc najbardziej podoba mi się w życiu w smart domu Fibaro, co mnie drażni, a co ewentualnie bym zmienił?
Ach, ta integracja - wszystkiego ze wszystkim
Rozmawiałem kiedyś ze znajomym i opowiedziałem o tym, jak fajnie mieć zdalnie sterowane rolety. Odpowiedział, że po co było wydawać tyle kasy na system bezprzewodowy, skoro centralne sterowanie roletami da się zrobić dużo łatwiej i bez takich nakładów finansowych? No i wystarczy nacisnąć jeden przycisk albo zaprogramować jakiś timer.
Podobnych pytań można zresztą zadać mnóstwo. Po co zdalnie sterowane żarówki, skoro można po prostu odpowiednio zaprojektować instalację elektryczną w domu? I po co u diabła podpinać do tego wszystkiego kosiarkę?
Odpowiedź jest prosta. Bo taka zdalna obsługa pozwala sprawić, że to wszystko będzie się ze sobą odpowiednio komunikować. Nie pamiętam, kiedy ostatnio sięgałem po aplikację, żeby zgasić jakieś pojedyncze światło. Nie pamiętam, kiedy z poziomu aplikacji opuszczałem rolety. W sumie to z samej aplikacji korzystam raczej rzadko - gdybym musiał korzystać z niej często, uznałbym, że cały system jest źle zaprojektowany.
Przykładowo gniazdko Fibaro, które wykrywa uruchomienie podłączonego do niego TV, przekazuje centralce informację o tym, że należy w salonie opuścić rolety i zgasić światła. W skrócie - obsługuję smart dom... niezbyt smart pilotem od telewizora.
Takich kombinacji mogę zresztą robić tyle, ile mi się podoba. Czujnik ruchu wcale nie musi aktywować np. wyłącznie światła - może aktywować dowolne sprzęty w domu. To samo otwarcie drzwi. Opuszczenie rolety w jednym pokoju. Zapalenie światła w pomieszczeniu. Uruchomienie bieżni. Nie da się tego zrobić w łatwy sposób bez pełnej bezprzewodowości.
Miliony możliwości, miliony pilotów. Ba, nawet pogoda czy pora dnia może być takim pilotem. Pada deszcz? Zamykają się okna dachowe. Zachód słońca? Zapala się światło w domu. Ciemny poranek? Światło zapala się, po czym gaśnie, kiedy na dworze jest już jasno i nie ma potrzeby marnowania energii. Zresztą m.in. do tych automatycznych świateł przyzwyczaiłem się do tego stopnia, że czasem na wyjazdach do nie-smart domów czekam na moment, aż wieczorem wszystko się zaświeci i dopiero po chwili orientuję się, że jednak muszę włączyć światło zrobić samodzielnie.
Ech, to trzeba przemyśleć.
W Fibaro do dyspozycji mamy trzy tryby tworzenia scen, czyli tych wszystkich opisanych powyżej zależności - mamy albo podstawowe sceny (jeśli X, to Y), albo bloki (dużo bardziej rozbudowane), albo możemy taką scenę samodzielnie zakodować/zaprogramować.
Wersja podstawowa jest banalna w obsłudze, ale też daje trochę za mało możliwości - w rezultacie nie mam zbyt wielu aktywnych scen, które opierałaby się na tej konfiguracji.
Większość scen w moim domu opiera się natomiast na scenach blokowych i tutaj wydawałoby się, że będzie łatwo. I tak jest, jeśli chodzi o samo ustawianie, natomiast jeśli chodzi o konsekwencje, to... jest różnie. Przy czym nie chodzi o to, że coś jest nie tak po stronie Fibaro - po prostu logika komputera nie zawsze jest taka jak logika człowieka. Albo coś, co na początku wydaje się dobrym pomysłem, w konsekwencji nim nie jest i cały zestaw bloków domaga się doszlifowania. No i im głębiej idziemy w las, tym więcej możemy znaleźć błędów w naszym pozornie doskonałym rozumowaniu.
Przykłady? Stworzyłem sobie prostą scenę, która gasiła wszystkie światła. Przypisałem ją sobie do kolejnych scen - do sceny pójścia spać, do wspomnianego wcześniej gaszenia światła po wschodzie słońca i do kilku innych. Miało to sens, ale tylko pozornie - przykładowo okazało się (trudno nazwać to zaskoczeniem), że gaszenie światła po wschodzie słońca to dobry pomysł, ale nie wtedy, kiedy gaśnie ono też w łazience, która dostępu do światła naturalnego nie ma. Wyrzuciłem więc łazienkę z tej sceny, ale wtedy nie działało gaszenie światła w łazience w bazującej na tej scenie scenie gaszenia wszystkiego, gdy idzie się spać.
Tak, to trochę przerysowany i jednocześnie banalny do naprawienia przykład (poradziłem sobie), ale dobrze pokazuje, jak te wszystkie zależności mogą generować efekty uboczne, o których orientujemy się dopiero po chwili i potem musimy wszystko odkręcać.
Po części dlatego też nie pisałem o całym systemie tuż po jego instalacji. Musiałem się go poznać, nauczyć się jego logiki i ułożyć wszystko pod siebie tak, żeby to grało. I tak - jest to jak najbardziej możliwe, chociaż marzy mi się przyszłość, w której zamiast układać bloki, powiem do smartfonu „Hej, Fibaro, wyłączaj światła po wschodzie słońca, ale nie w łazience, jeśli ktoś tam jest, wtedy ich nie ruszaj". Teraz muszę to sobie wybudować z bloków.
Ach, nic mnie nie ogranicza.
Przyzwyczaiłem się kiedyś do tego, że jeśli przy drzwiach jest włącznik, to włącza światło, a jak jest podzielony na dwie części, to pewnie gdzieś jest jego drugie źródło. I tak ma pozostać niezmienne, chyba że odpowiednio wcześnie zaprojektuje się inne zastosowanie. O ile w ogóle się o tym pomyśli.
Ja częściowo nie pomyślałem i tak np. część świateł w kuchni było sterowanych z przycisku przy drzwiach, a część - oświetlenie LED-owe nad blatem - z innego przycisku. Bez sensu, bo wchodząc wieczorem do kuchni trzeba było osobno odpalać te dwa źródła światła.
Dwa moduły Fibaro (gniazdko/wtyczka i Single Switch pod gniazdkiem przy drzwiach) rozwiązały ten problem w najprostszy możliwy sposób. Po prostu teraz, kiedy włączę światło głównym włącznikiem, ukryty wewnątrz moduł Fibaro wysyła do centrali powiadomienie o tym fakcie, a ten z kolei informuje wtyczkę od oświetlenia nad blatem, że czas się uruchomić. Proste - i tak samo rozwiązane - jest gaszenie. Oczywiście finansowo jest to trochę rozwiązanie na wyrost, ale kto powiedział, że to ma się opłacać?
Kto powiedział też, że to jedyne zastosowanie? Przykładowo w siłownio-garderobie jedna połówka włącznika przy drzwiach służy u mnie do włączania światła. Druga natomiast... włącza światło, zasilanie bieżni i wentylator.
Zresztą pisałem już kiedyś o tym, jak pięknie można sterować domem z pomocą najzwyklejszych na świecie przycisków roletowych. I dalej podtrzymuję zdanie, że to jeden z najlepszych pilotów smart domu, jakie istnieją - przynajmniej w moim przypadku.
Ech, rzeczy, których nie musiałem wcześniej robić
Tak, smart dom oszczędza czas. Sekundy, ułamki sekund, ale jednak oszczędza. Natomiast ma też swoje potrzeby, wymagając czynności, których normalny dom nie wymaga.
Przykładowo: kiedy ostatni raz ładowaliście... głowicę termostatyczną? U mnie w domu jest ich 8, wszystkie instalowane były mniej więcej w jednym czasie i wszystkie postanowiły mniej więcej w jednym czasie się rozładować albo być w stanie bliskim rozładowania.
To z kolei oznaczało konieczność biegania po domu z powerbankiem i kablem USB i ładowaniu jednej głowicy po drugiej. Tak, to nie jest w żaden sposób wada systemu Fibaro i dotyczy każdego zasilanego z akumulatora urządzenia, ale mimo wszystko warto pamiętać, że smart dom całkowicie samodzielny nie jest i czasem trzeba mu pomóc.
Ach, ogrzewanie
Jeśli miałbym wybrać jedną rzecz, której nienawidzę najbardziej na świecie, to byłyby to termostaty. Walczyłem z nimi od lat i zawsze irytowało mnie to, jak są zaprojektowane i jak się je obsługuje. Potem przesiadłem się na Tado i byłem całkiem zadowolony, ale Tado nie bardzo chciało porozumiewać się w prosty sposób z Fibaro, wiec przyszedł czas na coś nowego - padło na dwa termostaty MCO, połączone z ośmioma głowicami termostatycznymi i... nie mogę narzekać.
Na początek może szybko o mojej sytuacji domowej związanej z ogrzewaniem. Mam dwa grzejniki na piętrze (osobne pomieszczenie) i sześć na parterze (dwa w salonie, reszta w osobnych pomieszczeniach). Do tego w salonie i łazience mam elektryczne ogrzewanie podłogowe, z którego z różnych powodów nie chciałem rezygnować.
System jest u mnie tak skonfigurowany, że termostaty ścienne MCO sterują ogrzewaniem podłogowym, a jednocześnie pełnią rolę pilotów dla głowic w pomieszczeniach, w których jest ogrzewanie podłogowe. W prostszej wersji - w łazience mam grzejnik z głowicą i termostat sterujący ogrzewaniem podłogowym, a cała praca sterowana jest zdalnie z pomocą harmonogramu. Jeśli jednak będę chciał ręcznie zmienić temperaturę dla całego pomieszczenia, mogę to zrobić z poziomu termostatu ściennego - wklepanie na nim np. 25 stopni przekaże też informację o grzaniu do 25 stopni grzejnikowi. Proste i skuteczne. I działa.
Jedyne, co w sumie mogę zarzucić głowicom Fibaro to to, że... są stosunkowo głośne - zarówno podczas zmiany temperatury, jak i podczas automatycznych kalibracji. Przy czym czasem wydaje mi się, że kilka głowic nagle zgaduje się, żeby zacząć swój taniec i z każdego zakątka domu dobiega do mnie charakterystyczny dźwięk kręcenia. Nie mogę jednak napisać, że kiedykolwiek mnie to np. zbudziło, więc daję tylko mały minus.
Trochę też brakuje mi jednego rozwiązania z Tado, które sprawdza się bardzo dobrze przy niskotemperaturowych albo bezwładnych systemach ogrzewania, jakie mam u siebie w domu. Chodzi o system nauki czasu potrzebnego na nagrzanie pomieszczenia, żeby o ustalonej godzinie nie tyle zaczynać ogrzewanie, ale było tam już wystarczająco ciepło. Tutaj trzeba po prostu eksperymentować.
Wciąż też nie mogę ze sobą ustalić, czy wybrany przez Fibaro sposób pokazywania ręcznej zmiany temperatury (kolorowe podświetlenie zamiast podania temperatury) jest właściwy. Ale może to dlatego, że przy odpowiednim harmonogramie rzadko kiedy w ogóle do nich podchodzę. I o to chodzi.
Bonusowy plus za dostępność w ofercie sensownie wycenionych zewnętrznych czujników temperatury do łatwego spięcia z głowicami. Testowałem je w różnych miejscach pomieszczenia i zdecydowanie robi to różnicę - szczególnie jeśli punkt, gdzie przebywamy, jest daleko od źródła ciepła, albo mamy kilka punktów grzewczych. Plus osoba, której sprzedałem swoje termostaty Tado dokupiła sobie głowice Tado i wiem, że poszukiwała podobnego rozwiązania właśnie do pastylek Fibaro, głównie z powodu tego, że odczyt tuż przy grzejniku zdecydowanie nie należy do najbardziej precyzyjnych.
Ech, te integracje.
Dlaczego teraz "ech", skoro wcześniej było "ach"? Z prostego powodu - Fibaro oferuje multum integracji z setkami, a pewnie nawet tysiącami sprzętów. Podejrzewam, że zgodnych z systemem urządzeń jest więcej niż dla Google Home, Alexy czy HomeKita... razem wziętych. Ale ma to swoje wady.
Głównie takie, że o ile możliwa jest integracja prawie wszystkiego, o tyle nie zawsze jest to takie proste, jak przyzwyczaiły nas inne systemy. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich urządzeń Fibaro lub niektórych innych producentów - tam przeważnie po prostu włączamy, szukamy nowego sprzętu, klik, jest.
Nie wszystko jednak tak wygląda. Przykładowo termostaty MCO musiały zostać odpowiednio wprogramowane w mój system i nie wiem, czy udałoby się to na takim poziomie i z taką skutecznością, gdybym musiał zrobić to sam. Integracja Sonosa? W HomeKicie wygląda to mniej więcej tak: uruchamiamy aplikację, aplikacja mówi „o, masz Sonosa, chcesz go dodać?”, potwierdzamy, po czym głośnik już jest w systemie. Tak samo wygląda to np. w przypadku Hue.
W Fibaro często tak prosto nie jest. Często musimy sami znaleźć odpowiednią wtyczkę. Wtyczkę trzeba skonfigurować. Trzeba utworzyć i najlepiej skonfigurować VD (Urządzenia Wirtualne), żeby móc korzystać z tych urządzeń w scenach.
Żeby nie było - to wszystko jest do ogarnięcia dla nawet przeciętnie ogarniętego człowieka (czyli mnie) i właściwie wszystkie tego typu popularne integracje są udokumentowane i odpowiednio opisane krok po kroku w internecie. Natomiast trudno dyskutować z tym, że taka otwartość i zgodność z szeroką gamą produktów wymusza jednak pewne kompromisy.
Ach, to po prostu działa
W sumie, przez ponad pół roku, nie miałem chyba poważniejszej awarii systemu. A już na pewno nie takiej, którą bym zapamiętał na dłużej.
Może z wyjątkiem jednej, która związana była w jakiś dziwny sposób z telefonem mojej żony. Kiedy próbowałem zalogować się z niego do aplikacji Fibaro, wszystko... zamrażało się - po stronie aplikacji, jak i po stronie centralki. Na szczęście jeden czy dwa resety pomogły i teraz może mi, siedząc w pracy, migać światłami.
Poza tym właściwie konieczne było tylko podładowanie (głowice) albo wymiana (czujnik zalania) akumulatorków/baterii. To tyle. Nie mogę narzekać.
Ach, ta aplikacja
To może być niepopularna opinia, ale... lubię aplikację Fibaro w nowej wersji. Ze starszej prawie nie korzystałem, natomiast ta nowa jest po prostu sensowna. A do tego działa na Androidzie, co było koniecznością i jednym z powodów, dla których nie korzystam z HomeKita zbyt intensywnie - po prostu odciąłbym żonę od zdalnego sterowania domem.
Za co lubię aplikację Home Center? Po pierwsze za to, że... działa. Może to się wydawać trochę zabawnym wymogiem, ale nie ma nic gorszego od aplikacji-pilota, która nie działa. I tutaj przez ponad pół roku nie miałem ani jednego problemy. Jedyne, co bym poprawił, to czas ładowania od zera. Nie jest długi, ale klikając w ikonę, chciałbym od razu mieć dostęp do sterowania, a nie dopiero po 2-3 sekundach.
Lubię też fakt, że aplikacja - tak jak powinna - sama dostosowuje się do moich potrzeb i najczęściej używanych opcji. Przykładowo nic w niej sam nie ustawiałem, a od razu po uruchomieniu mam zawsze pod ręką ulubione sceny, pomieszczenia i urządzenia, kolejkowane według częstotliwości klikania.
Na plus zaliczam przy okazji całkiem przyjemny i dobrze przemyślany interfejs. Nie jest tak atrakcyjny jak w HomeKicie, ale jest zdecydowanie lepiej pomyślany - chociażby uwzględniając grupowanie po typie urządzeń.
Aczkolwiek tutaj mam mały zgrzyt. O ile bowiem świetne jest to, że po jednym kliknięciu mam dostęp np. do wszystkich świateł, o tyle ktoś chyba zapomniał o tym, żeby dodać np. przycisk szybkiego wyłączenia ich wszystkich. Co ciekawe, jest on w starej wersji iPadowej aplikacji, a tutaj go zabrakło albo jest bardzo skutecznie ukryty. Drobna wada, ale zawsze jedno kliknięcie jest lepsze niż 5.
Ech, aplikacja na iPada
Ok, to jest trochę na siłę. Ta aplikacja nie jest zła. Ale zdecydowanie przydałoby się jej odświeżenie, bo jej wzornictwo pasuje bardziej do nakładki HTC z pierwszych modeli z Androidem albo wręcz którejś generacji Windows Mobile niż współczesnych systemów operacyjnych...
Ale działa, to zdecydowanie jej plus.
Ach, okna
Tak, po raz któryś piszę o tych nieszczęsnych oknach dachowych, ale głównie po to, żeby pokazać, że nawet zdalnie sterowane rzeczy mogą być... lepiej zdalnie sterowane.
Domyślnie bowiem moje okna (Fakro z obsługą Z-Wave) sterowane były z pilota, plus na bazie danych z czujnika deszczu zamykały się samodzielnie w razie opadów. Proste. Ale niezbyt funkcjonalne i wygodne. Przykładowo wychodząc na spacer z psem dochodziłem do wniosku, że miło byłoby przewietrzyć dom. Wracać się po pilota? A gdzie tam. Albo otwierałem okna, wychodziłem na dłużej, a potem cały dom był wychłodzony, bo oczywiście dlaczego miały się same zamknąć.
Tutaj z rozwiązaniem przyszło Fibaro. Po pierwsze - mam prostą scenę, która te okna otwiera i drugą, która je zamyka, powiązaną z kilkoma innymi. Przykładowo jeśli temperatura na zewnątrz spadnie poniżej 12 stopni, okna natychmiast zamykają się same. Tak samo zamykają się, jeśli temperatura na zewnątrz przekroczy 25 stopni, bo nie chcę wpuszczać takiego gorąca do domu. Natomiast jeśli nie pada i temperatura wynosi 15-19 stopni, okna otwierają się same i wietrzą mój dom. W sumie mógłbym jeszcze sterować nimi z aplikacji, ale nie mam przesadnie powodu, żeby poprawiać system.
Ech, cena.
Przy czym niekoniecznie na tle bezpośredniej konkurencji, bo tutaj aż takiej różnicy nie ma. Mało tego - z zestawień, które widziałem, wychodziło, że często Fibaro jest jednym z tańszych rozwiązań.
Niekoniecznie też na tle trochę mniej renomowanej konkurencji albo rozwiązań, które trzeba sobie w dużym stopniu zrobić samemu.
Nie będę przy tym podsumowywał łącznej wartości sprzętu w moim domu, ale tego się nie da ukryć - nie jest tanio. Albo jeszcze inaczej - jeśli chcecie mieć podłączone do Fibaro wszystko - przełączniki, grzejniki, drzwi, okna, czujniki i tak dalej, to będzie po prostu drogo. Tego się po prostu nie da zrobić tanio i tyle. Koniec i kropka. Można wprawdzie liczyć oszczędności np. na oświetleniu czy ogrzewaniu, ale... nie dam głowy, czy - jeśli brać pod uwagę wyłącznie wątek finansowy - to się kiedykolwiek zwróci.
Tak, to fantastyczne rozwiązanie i potrafi fantastycznie ułatwić życie. Jeśli - tak jak ja - robicie generalny remont, to pewnie uda się to gdzieś bezboleśnie przemycić w kosztach. Jeśli planujecie rozbudowywać system stopniowo, to też nie będzie to bardzo bolesne. Ale nie da się ukryć, że trzeba wydać trochę pieniędzy.
Ach, w dowolnym momencie.
Początkowo w ogóle nie planowałem przy okazji remontu robić smart domu, więc nie mierzyłem głębokości puszek, nie rozważałem wszystkich połączeń, nie planowałem dodatkowych gniazdek i tak dalej. Dom jak dom.
Kiedy jednak ostatecznie zapadła decyzja na Fibaro, okazało się, że w niczym to specjalnie nie przeszkadza. Instalator przyszedł, pomierzył, pozaglądał tu i tam, po czym powiedział, że jasne, spoko, wszystko da się zrobić. Po czym zgodnie z deklaracją zrobił to i od tej pory wszystko działa - nic się nie zepsuło, nic się nie spaliło, nic nie budzi wątpliwości. Nawet pomimo tego, że niektóre elementy - i mowa tutaj o poprzedniej ekipie - były robione niezbyt profesjonalnie, jak się okazało...
Zresztą to nawet lepiej, że Fibaro było już zakładane u mnie na istniejącej instalacji. Pozwoliło to rozwiązać masę problemów, jakie wygenerowały poprzednie ekipy. Uzdrowienie pomieszanych przełączników schodowych normalnie wymagałoby kucia ścian albo czarnej magii. Tutaj wystarczyły Double Switche od Fibaro i kilka prostych scen.
Ach, światła.
Nie znalazłem kolejnego "ech", więc dorzucam bonusowe "ach". Za co? Za to, że z Fibaro i jego Single Switchami oświetlenie w moim domu działa niemal w 100 proc. tak, jak tego oczekuję. Czyli mogę sobie zgasić światło dowolnym pilotem (aplikacja, scena, etc.), ale mogę też bez problemu obsługiwać je normalnymi przełącznikami. Zero problemów. To był zresztą jeden z powodów, dla których nie zdecydowałem się pójść w Hue - musiałbym wtedy w całym domu pomontować dodatkowe przełączniki od Philipsa, więc w rezultacie miałbym podublowane przełączniki od światła.
Tutaj tego problemu nie ma - przełącznik od światła jest faktycznie przełącznikiem od światła, a nie od żarówki (choć pewnie dałoby się jakoś sensownie zaprogramować to i z Hue). Jedyna niedogodność? Niektóre przełączniki mam retro-obracane i trzeba je czasem dwa razy przekręcić, żeby znalazły się w odpowiedniej pozycji przełączeniowej, ale tyle jestem w stanie znieść.
Czy zdecydowałbym się drugi raz?
W obecnej sytuacji - bez wahania tak. Tym bardziej że alternatywą (z przyczyn estetyczno-użytkowo-ideologicznych) jest dla mnie właściwie wyłącznie HomeKit, którego rozwój w ostatnim czasie nie jest tak dynamiczny, jak się tego spodziewałem. Właściwie to większość zastrzeżeń, które miałem do HomeKita przy okazji poprzedniego tekstu, jest nadal aktualna.
Co będzie jednak za 5 czy 10 lat, kiedy może będę budował sobie kolejny dom albo - oby nie - robił kolejny generalny remont? Tego nie wiem, ale chętnie napiszę wtedy kolejny tekst. Póki co - ani przez chwilę nie żałowałem, że podjąłem taką, a nie inną decyzję.