Blizzard wybuczany na konferencji. Diablo Immortal jest największą katastrofą wizerunkową w historii firmy
Podczas panelu Diablo Immortal pracownicy Blizzarda najpierw zostali wyśmiani, a później wybuczeni. Zwiastun mobilnej produkcji dostał tak wiele łapek w dół na YouTubie, że firma musiała go udostępniać na nowo. Do tego dwa razy! Na domiar złego okazuje się, że kontrowersyjna aplikacja jest tylko wariacją chińskiego produktu, który od dłuższego czasu istnieje na rynku…
Blizzard ma na swoim koncie wiele potknięć. Wystarczy wspomnieć fatalną premierę Diablo 3, awarie serwerów, a także niesławny Dom Aukcyjny w którym kupowano wirtualne przedmioty za prawdziwe pieniądze. Wszystko to negatywnie rzutowało na renomę mistrzów, którzy kiedyś dali nam niesamowite Lord of Destruction. Jednak jeszcze nigdy, absolutnie nigdy wcześniej, Blizzard nie stał przed takim kryzysem wizerunkowym jak teraz. Powód? Oczywiście Diablo Immortal, ale cała sprawa ma również drugie dno.
„Czy to spóźnione Prima Aprilis?“
Sesja Q&A poświęcona grze Diablo Immortal była katastrofą. Blizzard nie przewidział, że rozczarowanie komputerowych graczy będzie na tyle wielkie, iż zaczną zadawać pytania spoza katalogu tych miłych i przyjemnych. Zazwyczaj osoby zabierające głos dobiera się według wcześniej nakreślonego scenariusza. Najpierw obsługa pyta się widowni jak brzmią ich pytania. Potem selekcjonerzy decydują, które są właściwe i komu oddać głos.
Gdyby obsługa panelu wiedziała, jakie pytanie chce zadać Matthieu Chedid, ten raczej nie dostałby mikrofonu. „Koleś w czerwonej koszulce“, jak ochrzcił chłopaka Internet, zadał krótkie, ale bardzo konkretne pytanie wymierzone w kierunku twórców: - Czy to spóźnione Prima Aprilis?
Moment później cała hala zatrzęsła się od śmiechu, gwizdów oraz oklasków. Przedstawiciele Blizzarda przez sekundę byli zbici z tropu. Następnie rozpoczęli PR-ową formułkę o pełnej, rozbudowanej produkcji dostosowanej do urządzeń mobilnych. Zdaje się, że Blizzard naprawdę nie spodziewał się aż tak otwartego, aż tak jawnego, aż tak głośnego sprzeciwu wobec Diablo Immortal na własnej konferencji.
„Nie macie telefonów?“
Przedstawiciele Blizzarda dolali oliwy do ognia podczas innego pytania, które padło w trakcie panelu dyskusyjnego. Młody, podłamany chłopak zauważył, że wiele z pomysłów postulowanych przez społeczność Diablo 3 nie trafiło do Diablo 3. Zamiast tego pojawia się w Diablo Immortal. Stąd słuszne pytanie, czy nowe mechanizmy z czasem zawitają również do pełnoprawnej stacjonarnej odsłony, która cierpi na permanentny niedobór nowej zawartości.
To pytanie było ważne i zasadne. Bycie wielkim fanem Diablo 3 to jedna z bardziej upokarzających rzeczy, jakie może spotkać gracza. Przez sześć lat od premiery gry Blizzard wydał jeden (bardzo dobry!) dodatek oraz jedną (bardzo przyjemną!) nową klasę postaci. Sześć. Długich. Lat. Diablo 3 powinno być z kolei traktowane jak World of Warcraft. Jak Destiny 2. DLC winno gonić DLC, a gracz powinien stale mieć po co wracać na serwery. Tak jednak nie jest. Dlatego nic dziwnego, że wśród fanów D3 pojawia się ogromny głód nowej zawartości.
Pracownik Blizzarda pośrednio zaprzeczył, jakoby nowe mechanizmy miały się pojawić również w stacjonarnym Diablo. Mówienie prawdy to ważna i cenna cnota. Jednak rzucenie tego prosto w twarz rozczarowanego chłopaka z drżącym głosem nie było najbardziej subtelną zagrywką, na jaką mógł zdecydować się Blizzard. M.in. dlatego na sali rozległo się donośne buczenie wymierzone przeciwko producentom Diablo Immortal.
Twórcy mobilnej gry odpowiedzieli na niewybredną krytykę najgorzej, jak to było możliwe. Po kolejnej niezręcznej sekundzie jeden z prelegentów wypalił: - Nie macie telefonów komórkowych? Chyba trudno o lepszy, bardziej celny obraz tego, jak Blizzard oddalił się od swoich fanów. Jak przestał rozumieć ich potrzeby, ich specyfikę, ich profil, nawet ich postulaty.
Lekceważące pytanie o posiadanie smartfonu jest symboliczne. Pokazuje bowiem, że bolesny, trwający kilka ostatnich lat proces rozłamu między fanami oraz twórcami uległ zakończeniu. Blizzard dla wielu przestał być tym wyjątkowym studiem pełnym nerdów i pasjonatów gier wideo, a zaczął być bezduszną machiną do zarabiania pieniędzy, która niczym nie różni się od 2K czy Electronic Arts.
Reskin chińczyka
Wizerunku firmy nie wygładza również fakt, że Blizzard nieco rozminął się z prawdą podczas prezentacji gry Diablo Immortal. Przedstawiciele studia zarzekali się, że to poważny projekt nad którym pracują od wielu lat. Sam dałem się złapać na te słowa, ponieważ pierwszy materiał z rozgrywką wygląda naprawdę imponująco. Oczywiście jak na grę mobilną. Niestety, okazuje się, że Diablo Immortal to niewiele więcej jak skórka nałożona na inną grę dla smartfonów i tabletów, która jest już na rynku.
Współproducentem Immortala jest NetEase - gigantyczna chińska firma technologiczna, która wcześniej wprowadzała na rynek ChRL kilka produktów Blizzarda. W tym StarCrafta II, World of Warcraft oraz Overwatcha. NetEase produkuje również własne gry, głównie na smartfony. Ironią jest, że te w dużej mierze przypominają kopie Diablo, ale dostosowane do ekranów dotykowych. Teraz NetEase dostał możliwość stworzenia legalnej kalki, już bez żadnego silenia się na oryginalność artystyczną.
Internauci zauważyli, że Diablo Immortal to w dużej części nakładka na inną grę NetEase: Crusaders of Light. Chińscy deweloperzy nie natrudzili się nawet, aby odpowiednio zmienić interfejs. Umiejętności, mapa, opis zadania, niebieskie znaczniki ataku - wszystko pozostało na swoim miejscu. Aż dziw, że przenieśli pozycje mikstur w inne miejsce. To by było na tyle, jeśli chodzi o produkt tworzony od podstaw przez Blizzard.
Jasne, twórcy oryginalnego Diablo na pewno odpowiadają za ogólną warstwę artystyczną. Dlatego modele klas postaci wyglądają rewelacyjnie. Dlatego historia jest w miarę spójna z uniwersum Sanktuarium. Jednak cała brudna robota spada na azjatyckiego molocha, który rozpocznie proces recyklingu plików Diablo 3, jak również wszystkich poprzednich kalek tego tytułu.
Ponad 200k łapek w dół na YouTube.
Najlepszym wymiarem niezadowolenia graczy jest relacja pozytywnych i negatywnych ocen Diablo: Immortal na YouTube. Pierwszy, oficjalny zwiastun aplikacji doczekał się ponad 200 000 łapek w dół, przy kilku tysiącach łapek w górę. Trudno o bardziej sugestywne pokazanie Blizzardowi, co fani serii sądzą o ich najnowszym, amerykańsko-chińskim dziecku.
Zwiastun został wrzucony ponownie, już jako film niepubliczny (!), aby można było go zamieścić na platformie Battle.net. Tam nie widać skandalicznej proporcji negatywnych oraz pozytywnych ocen. Internauci przyłapali firmę na gorącym uczynku i zbombardowali również nowy materiał. Dlatego ten… także przestał istnieć.
Aktualnie Blizzard publikuje zwiastuny Diablo Immortal po raz trzeci. Klipy dedykowane dla Battle.netu znowu są niepubliczne. Niesamowite, jak bardzo kultowy wydawca miota się w sieci. Jak nieporadnie próbuje gasić pożar, który powstał na jego własne życzenie. Niczym dziecko we mgle.
Tutaj nie chodzi o Diablo Immortal.
Tak naprawdę wcale nie chodzi o grę mobilną. Nie chodzi o Diablo Immortal, o chińskie korzenie tej produkcji albo o butną postawę podczas konferencji. Nie chodzi nawet o rozmijanie się z prawdą. Wściekłość społeczności Diablo ma inne podłoże. Bierze się z rozczarowania tym, gdzie seria znajduje się współcześnie. Blizzard dobitnie pokazał, że nie ma już pomysłu na Diablo.
Gdy organizujesz zamkniętą imprezę z płatnym wejściem dla fanów, którzy w większości grają na PC, nie zachowujesz gry mobilnej jako gwoździa programu. Diablo Immortal może być bardzo przyjemnym tytułem. To kompletnie nieistotne. Gdyby gra została zapowiedziana obok Diablo 4, Diablo 2 Remastered albo nowego dodatku do Diablo 3, na pewno nikt by się nie obraził. Problem polega na tym, że mobilna aplikacja pojawia się ZAMIAST Diablo 4, Diablo 2 Remastered albo dodatku do Diablo 3.
Kiedy społeczność fanów jest potwornie głodna nowej zawartości do stacjonarnego Diablo, nie pokazuje się jej gry na komórki. Nie mam pojęcia, jak w głowie któregokolwiek PR-owca mógł powstać tak szalony plan. To trochę jak gdyby do klatki z bardzo głodnym, bardzo zdesperowanym lwem wejść z bukietem kwiatów. Żeby mu się umierało z głodu w przyjemniejszej atmosferze. Dobrze wiecie, gdzie taki lew ma wtedy te kwiatki. Dokładnie tam, którędy będzie wychodził zjedzony gość jego więzienia. Tutaj trzeba mięsa. Trzeba konkretów.
Blizzard nigdy wcześniej nie oddalił się tak bardzo od swojej społeczności. Firma jest głucha na wołanie fanów. Nie ma pomysłu na rozwój marki, a do tego nie rozumie czego chcą i potrzebują jej wierni klienci. Oczywiście, że Diablo Immortal zarobi tonę pieniędzy. Albo i ze trzy tony. Oby tylko dźwięk monet zagłuszył zamykane drzwi, jakie zostawiają za sobą fani, którzy byli z Blizzardem przez ostatnie lata. Trudno się im dziwić. Każdy ma jakiś limit cierpliwości.