Latający samochód w cenie sportowego auta. Oto BlackFly
BlackFly to latający samochód, który wzbił się z sukcesem powietrze. Świat osobistych latających wehikułów jest coraz bliżej, ale to nie znaczy, że nasze miasta szybko zaczną wyglądać jak te z Blade Runnera czy Piątego Elementu.
Nie mam pojęcia, czy małe pojazdy latające, zaludniają kiedyś niebo, ale mądrzejsi ode mnie wierzą, że tak się stanie. I intensywnie w to inwestują.
Najnowszy projekt firmy Opener ma już pozwolenie na latanie na terenie Kanady. I to nie dlatego, że kanadyjczycy godzą się na wszystko, wygląda na to, że ten latający samochód naprawdę może działać.
Latający samochód BlackFly
Osobisty pojazd podniebny przeznaczony dla jednej osoby. Wehikułem można przelecieć 64 km z prędkością 116 km/h. BBC dowiedziało się, będzie kosztował mniej więcej tyle, ile kosztuje obecnie sportowy samochód, czyli dużo, ale nie na tyle, żeby nikogo nie było na niego stać.
Według firmy może go obsługiwać nawet laik, który najbliżej pilotowania był, machając joystickiem przy komputerze. BlackFly sam startuje i sam podchodzi do lądowania, co zdecydowanie obniża poziom umiejętności niezbędnych do prowadzenia go. Wystarczy podstawowy trening i już można wzbić się samemu w powietrze.
Jeśli wszystkie te projekty kiedyś wypalą, na niebie będzie latający cyrk.
BlackFly jest finansowany między innymi przez Larrego Page’a, który nie trzyma jednak wszystkich latających jajeczek w jednym koszyku. W zeszłym roku pokazano, jak unosi się w powietrzu inny finansowany przez niego pojazd. Ten konkretny projekt firmy Kitty Hawk wygląda jak przerośnięty dron z miejscem na człowieka i dwoma bojami przyczepionymi od spodu. Wzbił się w powietrze na pokazie dla prasy, a potem zniknął wszystkim z oczu i od tej pory nie bardzo wiadomo, co się z nim dzieje. Informacji o nim nie ma nawet na stronie producenta, choć są tam zaprezentowane dwie inne latające maszyny.
Joby Aviation wspierany finansowo między innymi przez Intel i Toyotę, podchodzi do sprawy nieco inaczej i pracuje nad czymś, co ma być podniebną taksówką, a wygląda po prostu jak malutki samolot. W podobnym kierunku idzie Uber, który o latającym samochodzie mówi od lat i choć koncepcje i projekty się zmieniają, to firma już kombinuje jak umieścić na dachach sieci lądowisk miejskich. Do wyścigu dołączają też producenci tradycyjnych samochodów, tacy jak Audi, które połączyło niedawno swoje siły z Airbusem.
Na całym świecie marzenia o latających samochodach, mają inwestorów, zaczynają nabierać konkretnych kształtów i mieścić się w konkretnym przedziale cenowym. Trudno powiedzieć, ile firm zajmuje się budową latającego samochodu, nie wątpię, że o niektórych usłyszymy dopiero wtedy, kiedy wyjdą z piwnicy i pokażą swoje projekty. Tak było z BlackFly, który przez 9 lat w ciszy tworzył własny wehikuł, a kiedy skończył, okazało się, że to całkiem niezła propozycja.