Monitor skrojony na miarę domowego biura. Przedpremierowo sprawdzamy BenQ EW3270U
Z roku na rok coraz mniej osób korzysta z komputerów stacjonarnych, wybierając w zamian laptopy. Jednocześnie z roku na rok coraz więcej osób pracuje z domu. Jedno z drugim niestety często prowadzi do bardzo niedobrego połączenia.
Przerzucając pracę na komputer mobilny, jednocześnie spędzając większość czasu w domowym biurze, dajemy sporo pracy i uciechy lekarzom i fizjoterapeutom. Stacjonarna praca na laptopie to bodajże największa krzywda, jaką możecie wyrządzić swojemu kręgosłupowi, nadgarstkom i oczom.
Więcej o tym, jak zmienić ten stan rzeczy, przeczytacie w naszym poradniku dotyczącym ergonomii miejsca pracy. W tym miejscu powiem tylko, że kluczową zmianą, aby nie robić sobie krzywdy w domowym biurze, jest skorzystanie z zewnętrznych peryferiów – klawiatury, myszki i monitora – które podłączymy do naszego laptopa na czas pracy w domu.
Tak się składa, że na ostatnie dwa tygodnie porzuciłem swój komputer stacjonarny na rzecz testowanego Surface Booka 2 15”. Kiedy jednak pracowałem w domu, niemal w ogóle nie korzystałem z wbudowanego wyświetlacza, lecz dokowałem komputer, podłączając go do bohatera tego tekstu – monitora BenQ EW3270U, który miałem przyjemność testować przed oficjalną premierą.
BenQ EW3270U to (niemal) idealny monitor do domowego biura. Rzekłem.
Jego panel VA ma 31,5” przekątnej i rozdzielczość 3840 x 2160 pikseli. Wyświetlacz może odwzorować nawet 95 proc. przestrzeni barw DCI-P3, odtwarzać 10-bitowy kolor, a do tego wspiera HDR 10. Ma wbudowane głośniki, a także gniazdo USB-C, którym możemy jednocześnie przesyłać obraz i dane z laptopa (niestety – nie prąd).
Parametry istotnie imponujące. Imponujące jeszcze bardziej, gdy spojrzymy na cenę urządzenia. BenQ EW3270U w chwili publikacji tego testu nie jest jeszcze dostępny w sprzedaży, ale gdy trafi na sklepowe półki będzie kosztował… 2600 zł.
Kwota doprawdy śmieszna, biorąc pod uwagę specyfikację monitora i jego unikatowe możliwości. O korzyściach dla zdrowia nie mówiąc.
Dlaczego BenQ EW3270U powinien stanąć w domowym biurze?
Jest ku temu wiele powodów. Pierwszy z nich to rozmiar. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że 31,5” to stanowczo zbyt wiele – w praktyce jest wprost przeciwnie. To dokładnie w sam raz. Przy rozdzielczości 4K i rekomendowanej odległości od monitora treści wyświetlane na ekranie mają idealny rozmiar.
Do tego w Windows 10 przy takich wartościach nie ma problemu ze skalowaniem interfejsu. Jeśli ustawimy skalowanie elementów na 150 proc., osiągniemy wartość około 99 ppi, zalecanych w systemie Windows 10. Z nielicznymi wyjątkami, niemal nie widziałem na tym monitorze smużących, rozmytych okien. Nawet Steam, który skaluje się wprost fatalnie na monitorach o wysokiej rozdzielczości, tutaj wyglądał normalnie.
Taka rozdzielczość i przekątna to też ogrom przestrzeni roboczej. Na 31,5-calowym panelu zmieścimy bez porównania więcej treści niż na malutkim, 13,3- bądź 15-calowym panelu laptopa.
W tym miejscu wspomnę też o jakości samego wyświetlacza, ale nie ma się tu nad czym przesadnie rozwodzić – jest świetnie. Kolory są żywe i piękne, kontrast bardzo głęboki, kąty widzenia może nie tak doskonałe jak w matrycach IPS, ale nadal więcej niż wystarczające.
BenQ EW3270U nie jest w żadnym wypadku profesjonalnym monitorem graficznym i nie polecałbym go fotografom, ale z powodzeniem można na nim wykonywać podstawowe prace w obrębie przestrzeni sRGB i DCI-P3.
B.I. + Tech oraz HDR – dwa asy w rękawie.
Monitor BenQ EW3270U wspiera treści HDR 10, a nawet tym niewspieranym znacząco poszerza zakres dynamiczny, sprawiając, że kolory wręcz wyskakują z ekranu. Z HDR w monitorze BenQ miałem przyjemność zetknąć się ostatnio w graficznym SW320 i z przyjemnością melduję, że w kosztującym ponad dwukrotnie mniej EW3270U HDR prezentuje się równie imponująco.
To kolejny solidny argument za użyciem monitora BenQ w domowym biurze. Przy tak dużej przekątnej może on z powodzeniem zastąpić dedykowany telewizor, tym bardziej, że dzięki mnogości złącz i wbudowanym głośnikom możemy spokojnie podpiąć do niego konsolę do gier.
HDR to rozrywkowy as w rękawie. B.I. + Tech to zaś as użytkowy.
Monitor od BenQ oferuje zaawansowaną funkcję ochrony wzroku, Eye-Care, realizowaną poprzez technologię Low Blue Light oraz Brightness Intelligence Plus. Za tą przydługą nazwą skrywa się czujnik, który dynamicznie dostosowuje ustawienia wyświetlacza do jasności i temperatury barw otoczenia, bez wpływu na wyświetlany obraz.
B.I. + Tech odpowiada za wyrównanie jasności, aby uniknąć nadmiernej ekspozycji jasnych obszarów monitora i wzmocnić szczegółowość w ciemnych obszarach. To, jak dobrze działa ta technologia, odczułem dopiero gdy zdjąłem EW3270U z biurka i postawiłem na nim monitor pozbawiony tego dodatku.
Pracując na EW3270U oczy męczą się mniej. Z jednej strony zawdzięczamy to technologii B.I., z drugiej zaś ograniczeniu emisji szkodliwego światła niebieskiego: Low Blue Light.
Pracuję przy komputerze średnio 10-12 godzin dziennie. Wiem, kiedy zazwyczaj dopada mnie zmęczenie wzroku. Mając przed oczami BenQ EW3270U mogłem pracować dłużej bez uczucia suchości oczu, bólu głowy i innych symptomów, którymi organizm zazwyczaj stara mi się przekazać, że „już wystarczy”.
Dla osób pracujących z domu to bezcenne udogodnienie. Możemy pracować dłużej, jednocześnie nie niszcząc sobie wzroku.
Zarówno HDR jak i B.I. + Tech kontrolujemy jednym, dedykowanym przyciskiem na obudowie monitora.
BenQ EW3270U nie jest jednak monitorem bez wad.
Na szczęście nie ma ich wiele. Tak naprawdę uwierała mnie tylko jedna kwestia, a trzy pozostałe są do przeżycia, lecz z recenzenckiego obowiązku muszę o nich wspomnieć.
Największą bolączką tego monitora jest brak jakiejkolwiek regulacji na wysokość. Co prawda monitor jest na tyle duży, że stawiając go na biurku zapewne będziemy siedzieć w odpowiedniej pozycji, lecz często miałem ochotę odrobinkę chociaż podnieść wyświetlacz – niestety, tutaj możemy tylko minimalnie pochylić panel, i na tym koniec regulacji.
Tyle dobrego, że BenQ EW3270U nie ma przesadnie ogromnej masy jak na swoje gabaryty (tylko 10,2 kg), więc wystarczy zwykła, niedroga podstawka lub zwyczajny stojak z mocowaniem VESA, żeby utrzymać go na miejscu.
Z drobiazgów bolał mnie przede wszystkim brak systemu zarządzania kablami. Opcji podłączenia przewodów mamy sporo, za to żadnego mechanizmu by spiąć je razem i schować za podstawką.
Inną estetyczną bolączką jest jakość systemu OSD – jest on funkcjonalny i prosty w obsłudze, ale od strony wizualnej przywodzi na myśl stare monitory CRT.
Ostatnim minusem tego monitora są wbudowane głośniki. Słyszałem smartfony, które grają lepiej.
To jednak drobiazgi w porównaniu z tym, jak wiele BenQ EW3270U robi dobrze.
Ten monitor to naprawdę fantastyczny strzał. BenQ wyciągnęło wnioski z mniejszych i większych bolączek poprzednich monitorów ze serii EW, i oddaje w ręce konsumentów dopracowany produkt, w bardzo przystępnej cenie. Do tego wprost skrojony na miarę domowego biura.
EW3270U:
- Jest uniwersalny
- Ma bardzo ładny obrazek
- Idealny stosunek rozdzielczości do rozmiaru
- Oszczędza wzrok
- Pozwala podłączyć laptop jednym przewodem (bez zasilania)
- Nadaje się do gier, dzięki 4 ms czasowi reakcji i obsłudze HDR
- Zużywa niewiele prądu (76W w czasie pracy i 0,5W w trybie oszczędzania energii)
- Kosztuje bardzo rozsądne pieniądze.
Jeśli spędzasz całe dnie w domowym biurze i z jakiegoś powodu do tej pory twoim głównym narzędziem był laptop, niepodłączony do zewnętrznego monitora… to wyświadcz sobie przysługę i zainwestuj w BenQ EW3270U, gdy tylko ten sprzęt trafi do sklepów.
Spędziłem z tym monitorem kilka tygodni i wiem jedno: rzadko zdarza się produkt, który mogę z taką swobodą polecać innym. O ile nie jesteś profesjonalnym fotografem lub grafikiem, ten sprzęt nada się do wszystkiego.