REKLAMA

Spór youtuberów Atora i Tomasza D. wszedł na nowy poziom - raport z pierwszego dnia procesu sądowego

"Pamiętaj, nigdy się nie przyznawaj!".

Spór youtuberów Atora i Tomasza D. wszedł na nowy poziom - raport z pierwszego dnia procesu sądowego
REKLAMA
REKLAMA

12 kwietnia w sądzie rejonowym w Warszawie odbyła się pierwsza rozprawa na linii Ator – Tomasz D., dotycząca sporu, który ciągnie się już od roku. Jak możecie się domyślić, pierwszy pan jest pokrzywdzonym, a drugi oskarżonym. Akt oskarżenia skierował warszawski prokurator.

Rozprawa zaczęła się punktualnie o 9. Oprócz mnie do sądu przybyli przedstawiciele innych mediów – w tym telewizji, co widocznie było nie po myśli obrony, która wystąpiła o utajnienie procesu. Jako argumentację podano, że w toku postępowania Tomasz D. może opowiadać o prywatnych sprawach, które nie powinny być przedmiotem publicznej dyskusji.

Pełnomocniczka Atora była odmiennego zdania i podkreślała, że Tomasza D. oglądały miliony ludzi, w tym najmłodsi, dla których był i jest autorytetem.

Sędzia podjęła decyzję, że można upubliczniać przebieg procesu bez ujawniania zeznań Tomasza D. i jego wizerunku.

Najciekawsze miało jednak dopiero nastąpić. Przed właściwym rozpoczęciem procesu obrońca wystąpił z wnioskiem, że materiał dowodowy jest niewystarczający i zupełnie nie odnosi się do tego, o co Ator oskarża Tomasza D.

Czego dotyczą zarzuty prokuratora?

Tomasz D. miał w swoich filmach obrażać jego samego i jego rodzinę, chodzi więc o zniesławienie. Do tego dochodzi jeszcze rzucanie oskarżeń bez dowodów, np. o kradzież pieniędzy.

Ator dostarczył prokuraturze płyty z nagraniami, które miały być materiałem dowodowym w tej sprawie. Co ciekawe, są to treści zabezpieczone notarialnie, a więc ich zaistnienie potwierdzono.

Tymczasem obrona twierdzi, że nigdy ich nie było! I to mimo milionów świadków – widzów.

Tym samym Tomasz D. wypiera się, że kiedykolwiek atakował Atora na YouTubie. Jego obrońca podniósł, że zarzuty dotyczą umieszczenia filmów w internecie, a tymczasem ma nie być żadnych dowodów, że tak się stało.

Z dowodami nie mogą zapoznać się internauci, bo sam Tomasz D. usunął wszystkie filmy, które go obciążały (także z gościnnych występów na innych kanałach). Wcześniej Ator, przeczuwając co się święci, wszystkie je kolekcjonował.

Tonący brzytwy się chwyta? Tomasz D. w żadnym ze wcześniejszych materiałów nie wypierał się, że to on oczernianiał Atora.

Na koniec sędzia zadecydowała, że potrzebuje czasu na stwierdzenie, czy wniosek obrony jest zasadny i wyznaczyła nowy termin na 24 kwietnia. Obrona stwierdziła przy tym, że konieczne może być zwrócenie się do centrali YouTube'a, aby potwierdzić, że filmy, o których mówi Ator, rzeczywiście się tam pojawiły.

Do obrony zdaje się nie docierać, że na filmach bez przeszkód można rozpoznać Tomasza D. To zaiste komiczna sytuacja, którą najlepiej podsumowuje ten "klasyczny" fragment polskiego kina:

Motywy obrony są bardzo jasne. Chodzi o opóźnienie wyroku, gdyż ewentualny kontakt z YouTube'em wymagałby zmiany trybu postępowania. Wydaje się jednak, że szanse na przychylenie się do wniosku obrony są nikłe. Wówczas jedyne co zyska Tomasz D. to 12 dni do kolejnego procesu.

Proces Ator - Tomasz D. pokazuje, że za gnębienie w internecie grożą prawdziwe konsekwencje.

Mam nadzieje, że postawienie Tomasza D. przed sądem będzie punktem zwrotnym w myśleniu o internecie jako przestrzeni publicznej. W końcu powinny tam obowiązywać te same zasady, co w tzw. realu, gdzie wolność nie oznacza bezkarności, a złe czyny czekają konsekwencje.

Pisanie o tej sprawie nie jest wcale promowaniem twórczości Tomasza D. i osób jemu podobnych, tak samo jak pisanie artykułów o narkotykach nie jest promowaniem narkomanii. Już dawno na znaczeniu straciło powiedzenie: "nie ważne jak o tobie mówią, ważne aby mówili". A o nienawiści w internecie trzeba mówić, aby prawda trafiła nie tylko do widzów YouTube'a, wśród których są m.in. uczniowie, ale i do ich rodziców.

 class="wp-image-556218"
REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA