Perły z lamusa: Prince Of Persia - czyli jak upchać masę smaczków w godzinie rozgrywki
Seria Prince Of Persia to jedna z najbardziej rozpoznawalnych serii w świecie gier. Powstało wiele odsłon i rebootów na różne platformy, a gra doczekała się nawet ekranizacji: w roli Księcia Persji wystąpił Jake Gyllenhaal.
Przed współczesnymi grami o Księciu, istniały bardzo popularne odsłony z tej serii które wychodziły na PlayStation 2, PC, i pierwszego Xboksa - wprowadziły one nowatorską technikę manipulacji czasem. W grach zamiast checkpointów, istniała możliwość cofnięcia się do momentu sprzed śmierci postaci lub pomyłki gracza.
Gdy cofniemy się - podobnie jak Książę - w czasie jeszcze bardziej, zobaczymy, że seria ma swoje korzenie aż w latach 80-tych. Pierwszą platformą, na której można było zagrać w przygody Księcia był komputer Apple II. Był to rok 1989. Kolejne platformy otrzymały swoje wersje w latach 1990-1992.
To właśnie ta gra, w wersji MS-DOS, była jedną z pierwszych gier na komputer, które skończyłem wielokrotnie, i które zapewne sprawiły, że polubiłem gry wideo. Do dziś pamiętam, jak zarywałem noce, próbując przejść kolejny poziom lub wyśrubować wynik czasowy.
Stworzona przez Jordana Mechnera gra, nie była typową platformówką. Nie zachęcała do grania bez końca - tak naprawdę mieliśmy z góry założony maksymalny czas rozgrywki wynoszący 60 minut. W trakcie tej godziny musieliśmy - jako bezimienny książę - wydostać się z lochów, do których wtrącił nas zły wezyr, i uratować księżniczkę.
Jordan Mechner rozpoczął pracę nad grą już w roku 1985. Bardzo realistyczne jak na tamte czasy ruchy postaci stworzył filmując swojego brata w trakcie biegu, zatrzymywania się w miejscu, schylania się etc. Była to wtedy w grach wideo rzadkość. Mechner nie był debiutantem - mimo młodego wieku miał już wydaną swoją poprzednią grę Karateka, która odniosła dość duży sukces.
Mechner sprawia na mnie wrażenie osoby z dość obsesyjnym zamiłowaniem do szczegółów: okazuje się, że zapisywał prawie wszystko w trakcie tworzenia swoich gier, zachował swoje oryginalne projekty, by następnie wydać wszystko w formie… książek Making of Prince Of Persia oraz Making Of Karateka. Pierwszą z tych książek nawet kupiłem i przeczytałem, ale liczba szczegółów na temat życia Mechnera i opis procesu pisania gry były trochę za duże jak na mój gust.
Wróćmy jednak do gry. Jaki jej element składowy sprawił, że zrobiła na mnie aż tak duże wrażenie? Prawdopodobnie była to mieszanka wielu jej cech, która powodowała że gracz musiał nie tylko uważać na typowe platformówkowe przeszkody, ale i powalczyć na miecze, rozwiązać prostą łamigłówkę, no i pilnować upływającego czasu i malejącego zdrowia bohatera.
Co takiego czyhało na sterowaną przez nas postać? W lochach mogliśmy łatwo spaść w przepaść - na dnie której zazwyczaj znajdowały się przebijające nas kolce. W korytarzach znajdowały się rytmicznie zaciskające się metalowe ostrza, wymagające zaplanowania naszych ruchów. Czasami naciśnięcie konkretnego miejsca na podłodze wysuwało kolce, czasami powodowało zawalenie się podłogi - a czasami otwarcie kraty pozwalającej nam przejść gdzieś dalej. Gorzej, że często zaraz obok był kafelek, który tą samą kratę gwałtownie zatrzaskiwał… Projekt poziomów zachęcał do eksploracji i schodzenia z najkrótszej drogi - zazwyczaj gracz bywał nagrodzony jakimś eliksirem lub innym przedmiotem.
Kolejnym niebezpieczeństwem czekającym na śmiałka, próbującego wydostać się z kazamatów wezyra byli wszędobylscy strażnicy. Istniało kilka ich wariacji: od najsłabszych, padających od dwukrotnego trafienia szpadą, po dopakowanych „minibossów”, którzy próbowali zazwyczaj zepchnąć nas w przepaść. Sama walka była bardzo satysfakcjonująca, i przypominająca tę z pierwszego Wiedźmina: należało odpowiednio odmierzać w czasie bloki i ataki. Równocześnie pilnując, by nie cofnąć się za bardzo i nie spaść. Po jakimś czasie gracz zdobywał na tyle umiejętności, że można było przycisnąć przeciwnika do muru, lub - co było bardzo przyjemne - zrzucić go w pułapkę.
Każde trafienie szpadą strażnika zabierało nam punkt życia. Odnawiać mogliśmy je, wypijając odpowiednie eliksiry. W grze znajdowały się również eliksiry zwiększające „pasek życia” na stałe, jak również trucizny (zabierały życie), eliksiry lewitacji, a nawet odwracające ekran i sterowanie do góry nogami…
W grę wpleciono elementy fabuły. Uratowana z pułapki myszka naciskała podłogowy kafelek, otwierając nam drogę. Bohater, rozbijając lustro, powodował powstanie swojego alter-ego - lustrzane odbicie Księcia, z którym przyszło nam się zmierzyć - niestety zadawane mu ciosy zabierały nam zdrowie… Takich smaczków w grze, którą kończyło się w czasie poniżej godziny, było mnóstwo - więcej niż w wielu grach, których skończenie zajmuje wiele godzin.
Dziś w oryginalnego Księcia można zagrać albo odblokowując tę grę w jednej z nowszych gier (np. w Prince Of Persia: The Forgotten Sands) albo grając w nią na Xbox 360 gdzie ukazała się jako Prince Of Persia Classic na Xbox Live. Wyszły również wersje na urządzenia mobilne.
Gra do dziś się broni - nie jest ani za łatwa ani za trudna dla współczesnego gracza. Niesamowite, biorąc pod uwagę, że niedawno minęło 27 lat od jej debiutu na rynku!