Polska białą plamą na mapie Europy, czyli rzecz o tankowaniu auta na wodór

Lokowanie produktu

Z tankowaniem benzyny czy ropy do naszego samochodu nie mamy żadnych problemów. Powoli oswajamy się także z tym, że niektóre samochody - tak jak smartfony czy komputery - możemy po prostu naładować z gniazdka elektrycznego. Co jednak z samochodami elektrycznymi na wodór? Jak się je tankuje i kiedy będziemy mogli zrobić to w Polsce?

tankowanie wodoru

W tym pierwszym przypadku odpowiedź jest dość prosta. Owszem, drobne szczegóły różnią tankowanie elektrycznych aut zasilanych wodorem od aut z silnikami spalinowymi, ale dla użytkownika końcowego proces ten będzie wyglądał niemal dokładnie tak samo. I, co równie ważne, właściwie tyle samo będzie trwał.

Podjeżdżamy na stację i co dalej?

Właściwie to samo, co przy zwykłym tankowaniu. Zatrzymujemy się przy odpowiednim dystrybutorze, bierzemy w rękę „pistolet” i otwieramy pokrywę wlewu paliwa. Jedyna widoczna w tym procesie różnica polega na tym, że nie wkładamy pistoletu w otwór, a podłączamy go do specjalnego złącza - podobnie, jak w przypadku instalacji LPG, z tą jednak różnicą, że tu system zaprojektowano pod kątem obsługi przez kierowcę, wyposażając go w rozbudowane zabezpieczenia.

Gdybyśmy więc pojawili się na stacji, na której z niektórych dystrybutorów możemy zatankować sprężony wodór, moglibyśmy mieć na pierwszy rzut oka problemy z odróżnieniem, kto tankuje „klasyczne” paliwo, a kto wodór. Z zewnątrz wygląda to bowiem niemal dokładnie tak samo.

Ile tego sprężonego wodoru można zatankować jednocześnie i jaki da nam to zasięg? W przypadku Toyoty Mirai do naszej dyspozycji oddawane są dwa zbiorniki na to paliwo - przedni, o pojemności około 120 litrów i tylny, mieszczący nieco ponad 62 litry.

Napełnienie ich do pełna zajmuje kilka minut (około 3). Po zakończeniu tankowania bez problemu możemy pokonać dystans  ponad 600 km. Czyli np. przejechać z Warszawy do Berlina.

Tyle tylko, że w tym momencie jest jeden problem

O ile bowiem w przeciwną stronę, czyli z Berlina do Warszawy moglibyśmy przejechać bez trudu, o tyle w drugą stronę tak pięknie już nie jest. Głównie z jednego powodu - nigdzie w Warszawie ani okolicy naszego elektrycznego auta na wodór nie zatankujemy.

2016_Toyota_Mirai_055

Ba, nawet gdyby udało nam się w Polsce kupić auto elektryczne na wodór (właściwie to sprowadzić - żaden taki samochód nie jest w naszym kraju sprzedawany), to na tankowanie wodoru musielibyśmy wybierać się do naszych sąsiadów. Chociażby do wspomnianych wcześniej Niemiec,  Czech albo nawet decydować się na dłuższe podróże - do Danii, Holandii, Francji, Austrii, Szwajcarii czy Włoch.

Niestety, jeśli chodzi o stacje pozwalające napełnić bak auta osobowego sprężonym wodorem, Polska jest w tej chwili na europejskiej mapie sporą białą plamą.

Jeśli więc chcielibyśmy przejechać autem elektrycznym na wodór całą Europę, teoretycznie byłoby to możliwe. Trzeba byłoby tylko odpowiednio zaplanować trasę, ale to w tej chwili problem wszystkich aut elektrycznych - czy to tych zasilanych z gniazdka, czy za pomocą ogniw paliwowych.

I oczywiście przy uwzględnianiu naszego planu przejazdu należy pamiętać, żeby podróży nie zaczynać z Polski.

Na szczęście ta sytuacja ma się zmienić

Podobnie jak trwa proces przygotowywania infrastruktury pod samochody elektryczne zasilane z akumulatorów, tak samo planowana jest rozbudowa sieci umożliwiającej klientom swobodne poruszanie się w autach zasilanych wodorem. W tym, co dla nas najważniejsze, również w Polsce.

W marcu zeszłego roku Instytut Transportu Samochodowego ogłosił oficjalnie, że podpisana została umowa o przystąpieniu ITS do europejskiego projektu HIT-2-Corridors. Co przewiduje ten projekt?

TENT

W ogólnym założeniu projekt HIT (Hydrogen Infrastructure for Transport) ma rozwiązać, jak opisują to jego autorzy, tzw. problem „jajka i kury”, czyli tego, co powinno być pierwsze. Z jednej bowiem strony skoro na drogach nie ma aut na wodór, nie ma potrzeby budowania odpowiednich stacji. Z drugiej strony, bez właściwych stacji nie ma po co takiego auta kupować, bo nigdzie się nim nie zajedzie.

Celem jest więc równomierny, zaplanowany rozwój stacji wodorowych w taki sposób, aby długodystansowy transport wodorowy, przynajmniej po głównych drogach Europy, był w ogóle możliwy.

W pierwszej części projektu (nazwanej po prostu HIT) wzięło udział konsorcjum składające się z czterech europejskich krajów - Danii, Holandii, Francji i Szwecji. W HIT-2-Corridors udział weźmie już więcej państw - według założeń odpowiednie plany miały powstać dla Belgii, Finlandii, Polski oraz Łotwy, natomiast Szwecja i Finlandia miały zdecydować się na budowę i testy specjalnych stacji.

Stacje wodorowe wszędzie? Spokojnie…

Nie oznacza to jednak, że już za chwilę na każdym skrzyżowaniu wyrosną nagle stacje wodorowe. W ramach HIT-2-Corridors odpowiednia infrastruktura będzie pojawiać się początkowo przy drogach, które stanowią część tzw. Transeuropejskiej Sieci Transportowej (TEN-T). Przez Polskę przebiegają dwa „korytarze sieci bazowej” - Bałtyk - Adriatyk (od Gdańska i Gdyni po Triest, Wenecję i Rawennę) oraz Morze Północne - Bałtyk (trasa z Rotterdamu, Amsterdamu, przez Polskę do granicy białoruskiej, przez Litwę, aż do Finlandii).

TEN-T

Pierwszymi krokami w upowszechnieniu stacji wodorowych będzie więc zapewnienie możliwości swobodnego przejazdu przez całą Europę, bez żadnych większych „plam”, gdzie nie możemy nigdzie zatankować samochodu.

Zresztą nawet w dokumentach związanych z HIT wprost stwierdza się, że pełne urynkowienie technologii wodorowej w transporcie nastąpi dopiero w latach 2040-2050. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę liczbę obecnie oferowanych z taką formą zasilania samochodów oraz liczbę odpowiednich stacji. Na początku 2015 było ich na świecie jedynie 184, z czego 82 w Europie. W 2020 roku globalnie powinno być ich już jednak ponad 1000, a w 2030 - około 4 tysiące.

Tankowanie wodoru - gdzie i kiedy w Polsce?

Pod koniec listopada 2015 ITS opublikował kolejne informacje na temat realizacji projektu HIT-2-Corridors, w tym te, które mogą nas interesować najbardziej, tzn. gdzie i kiedy powstaną w Polsce pierwsze stacje pozwalające na tankowanie wodoru.

2016_Toyota_Fuel_Cell_Vehicle_036

Według komunikatu, do 2030 roku ma powstać w naszym kraju 30 stacji oferujących tankowanie wodoru, co będzie kosztować około 12-15 mln euro. Pierwsze stacje powstaną w okolicach wytypowanych przez ITS miast - Poznania, Warszawy, Białegostoku, Szczecina, Łodzi, Trójmiasta, Wrocławia, Katowic i Krakowa, czyli wzdłuż polskich fragmentów TEN-T.

Dwie pierwsze stacje demonstracyjne powstaną natomiast w Warszawie i Poznaniu, o czym w tym samym czasie poinformowało PGE.

ITS jest zresztą bardzo optymistyczny w swoich prognozach.

Według nich, zrealizowanie do 2030 wytycznych projektu HIT-2-Corridors miałoby pozwolić na swobodne poruszanie się samochodów z ogniwami paliwowymi „na większości obszaru kraju”.

Od zakończenia budowy stacji wodorowych miałoby też stopniowo rosnąć znaczenie tego sposobu transportu, zarówno jeśli chodzi o zakup nowych samochodów osobowych i np. autobusów, jak i ruch tranzytowy (około 60 tys. aut na rok).

Jak widać, mamy jeszcze kilka dobrych lat, żeby podjąć ostateczną decyzję odnośnie tego, co będzie „paliwem wyboru”, jeśli chodzi o napędzanie naszego auta. W tej chwili stacji wodorowych w naszym kraju nie uświadczymy, ale tak samo jeszcze niedawno nie widzieliśmy punktów ładowania „akumulatorowych” aut elektrycznych, które - w większości - doładowywać trzeba znacznie częściej.

Nic zresztą nie stoi na przeszkodzie, aby w najbliższej przyszłości różne rodzaje zasilania silnika elektrycznego - czy to z akumulatorów czy z ogniw paliwowych, współistniały zarówno na rynku, jak i w infrastrukturze. Z tą tylko różnicą, że tankujący wodór ze stacji odjedzie z pełnym bakiem po kilku minutach. Ładujący akumulatory - po kilkudziesięciu, o ile dobrze pójdzie.

Lokowanie produktu
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu