Jakie gadżety zabieramy na wakacje?
Wakacje, znów będą wakacje, na pewno mam rację, wakacje będą znów - śpiewał kabaret Ot.to. No…, to już są. Przynajmniej jeśli jesteś uczniem szkoły podstawowej, gimnazjalnej lub średniej. Jeśli jesteś rodzicem delikwenta (lub delikwentki), to też masz ten sam problem. Wbrew pozorom, to nie jest łatwy okres. Praca. Wiesz, że musisz. Tylko jak to przemycić, tak, by wyglądało, że to normalne, naturalne. Gadżety. No tak!
Dawid Kosiński: Jak na prawdziwego gadżeciarza przystało, mam zestaw sprzętów, które absolutnie muszę mieć na wyjeździe. W każdą podróż zabieram ze sobą podstawowe wyposażenie. Należy do nich: smartfon LG G3, który potrafi mi zastąpić aparat oraz Chromebooka Acer CB5-311, którego… zazwyczaj nie uruchamiam. Po prostu liczę się z tym, że nawet na urlopie może trafić się bardzo ważny temat, który tylko ja będę umiał opracować. Takie uroki pracy w Internecie.
Wakacje staram się spędzać aktywnie, z innymi ludźmi, więc na wyjazdy nie zabieram Kindle’a. Oprócz tego, absolutnie na każdym wypadzie mam przy sobie głośnik Bose Soundlink Mini. Długi czas pracy na akumulatorze i jakość dźwięku sprawiają, że jest to ulubiony gadżet nie tylko mój, ale też moich znajomych. Idealnie nadaje się do zrobienia porządnej imprezy w warunkach plenerowych. Jego plusem jest też mocna obudowa, która po dwóch latach intensywnego używania jest tylko trochę pokiereszowana.
Kolejny element mojego zestawu wyjazdowego to myPhone H-Smart. Jest to tani, wzmacniany smartfon, który zabieram tam, gdzie łatwo zniszczyłbym swój standardowy telefon, na przykład na plażę lub mocno zakrapianą nocną wędrówkę. Dodatkowo nie raz służył mi nie tylko jako telefon, ale też jako młotek i otwieracz do butelek. Bardzo ważne podczas wakacji jest dla mnie urządzenie, którego używam nie tylko na wyjazdach. Jest nim opaska Mi Band, która udowadnia mi, że codzienne chodzenie 30 000 kroków na wakacjach nie jest żadnym wyczynem, a mało wyśrubowaną normą.
Piotr Barycki: Może to zabrzmieć dziwnie, ale mój zestaw gadżetów zabieranych na wyjazdy wakacyjne jest… dużo mniejszy niż ten, z którego korzystam na co dzień. Właściwie ogranicza się do dwóch, może trzech elementów.
Pierwszym z nich jest oczywiście smartfon, ten sam, który towarzyszy mi normalnie (obecnie iPhone 4S), przy czym wprowadzam w nim jedną podstawową zmianę - wyłączam transmisję danych. Uruchamiam ją tylko wtedy, kiedy faktycznie potrzebuję coś sprawdzić, zarezerwować nocleg w hotelu (co przeważnie i tak odbywa się przez zadzwonienie na miejsce, więc raczej pomaga tylko znaleźć numer), czy znaleźć jakieś ciekawe miejsca w okolicy. Nie dotyczy to przy tym wyłącznie wyjazdów poza Polskę, gdzie korzystanie z roamingu jest drogie. Po prostu wakacje z powiadomieniami (nawet wyciszonymi!) to nie wakacje. Lubię zerknąć na telefon i widzieć na nim… tylko godzinę.
Drugi, o którym jednak czasem zapominam, bo jego funkcję może spełniać również telefon, jest wysłużony zegarek Garmina. Nie muszę wprawdzie za wszelką cenę zapisywać trasy wycieczki w góry, ale traktuję ją jako pamiątkę z wyprawy, którą miło jest mieć. W końcu kto nie lubi móc zobaczyć, gdzie był, na którym rozstaju pomylił szlaki czy gdzie zjadł naprawdę dobry obiad w malutkiej miejscowości, której nazwy zapominamy jeszcze zanim na dobre ją opuścimy.
Dodatkowo, zapisywanie trasy na zegarku sprawia, że nie muszę obawiać się o to, że gdzieś w środku lasu rozładuje mi się telefon i nie będę miał np. jak wezwać pomocy. W końcu kto wie co może się stać?
Trzecim obowiązkowym sprzętem, w przeciwieństwie do tego, co napisał Dawid, jest dla mnie Kindle. Nie wyobrażam sobie prawdziwego odpoczynku bez dobrej książki po całodziennym wędrowaniu czy zwiedzaniu. Przy czym i Kindle’a czasem zapominam. W końcu co za problem wpaść do pierwszej lepszej księgarni i wyjść z niej z ciekawym tytułem?
Żaden. Tak więc mój obowiązkowy zestaw składa się tak naprawdę tylko z jednego produktu - telefonu. Telefonu, który bez transmisji danych trudno nawet nazwać smartfonem.
Wszystko to więc, o ile niczego nie zapomnę, spokojnie mieści się nawet do najmniejszego plecaka, ba, nawet na dobrą sprawę plecaka nie wymaga. Zegarek na rękę, telefon do kieszeni, Kindle do samochodowego schowka.
Ograniczenie liczby gadżetów nie wynika przy tym z ograniczonej „ładowności”. Kiedyś zabierałem ze sobą praktycznie wszystko co się dało - laptopa, tablet, aparat, dwa smartfony, etc, a mój sposób podróżowania nie zmienił się w ogóle. Dopiero jednak z czasem nauczyłem się, że najlepszym gadżetem, który można zabrać ze sobą na wakacyjny wyjazd jest… brak gadżetów.
Łukasz Kotkowski: Wakacje? A co to?
Z wielu powodów od kilku lat nie miałem jako takiego urlopu, który mógłbym przeznaczyć na prawdziwe wakacje.
Kiedy jednak zdarzają mi się trzy – cztery dni wypoczynku, to mój zestaw gadżetów niewiele różni się od tych, wykorzystywanych na co dzień. Zmienia się za to sposób, w jaki z nich korzystam.
Oczywiście mojej kieszeni nie opuszcza smartfon, ale robię wszystko, żeby w czasie wolnym walczyć z własnym FOMO i nie zaglądać do czytnika RSS. Ograniczam też moją aktywność w social media, choć ta generalnie nie jest jakaś wysoka.
Nie wyobrażam sobie za to odpoczynku bez książki, dlatego odkąd mam Kindle’a, nie opuszcza on mojej torby. Zazwyczaj jednak mogę pozwolić sobie wyłącznie na kilka krótkich sesji z lekturą. W czasie podróży czytam za to długo i bez obaw, że zaraz obowiązki odbiorą mi przyjemność.
Zasadniczo jednak preferuję korzystać z technologii jak najmniej, wybierając długie spacery, w czasie których nie towarzyszy mi nawet muzyka. To pomaga odzyskać równowagę w życiu.
Hubert Taler: Muszę się przyznać, że do tej pory byłem prawdziwym mistrzem zabierania za dużej liczby gadżetów na wyjazd wakacyjny. Ponieważ jeździmy z rodziną samochodem najczęściej w polskie góry lub nad morze, to nie muszę przejmować się limitami bagażu. Doprowadzało to do sytuacji, że miałem ze sobą laptopa, pada od Xboxa, dwa tablety, 3DS, telefon, własny router, odtwarzacz mediów (do podłączenia do hotelowego telewizora), zewnętrzny twardy dysk i Kindle’a.
Teraz staram się z tym walczyć i jakoś zrozumieć, że wyjazd na urlop nie musi oznaczać odtworzenia sobie części domu w hotelu. Tym bardziej, że okazywało się, że korzystałem zazwyczaj tylko z Kindle i laptopa.
W minimum, które na pewno zabiorę w tym roku, znajdzie się na pewno smartfon, aparat fotograficzny, Kindle (żeby nie dźwigać książek), oraz laptop (który będzie leżał w pokoju hotelowym, do używania wieczorem). Być może wezmę także przenośny głośnik na Bluetooth oraz powerbank.
W sumie, przydałby się też iPad…
Piotr Grabiec: Nie będę tutaj zbytnio oryginalny, ale wyjeżdżając zwykle zabieram ze sobą cały park maszynowy, którego czesto nawet nie uruchamiam. W torbie od laptopa noszę też tablet - czasem z dodatkową klawiaturą - powerbank lub dwa i kilka kabli. Najważniejszy na urlopie jest jednak Kindle i bezprzewodowe słuchawki do słuchania audiobooków. Czasem do torby trafi też Nintendo 3DS. Rzecz tylko w tym, że taki sam zestaw sprzętów ląduje w moim bagażu… na wyjazdach służbowych.