Google i Apple w edukacji nadal w cieniu innego giganta
Google walczy z Apple na wielu polach, a jednym z nich jest sektor edukacyjny. Chodzi tutaj nie tylko o pieniądze, ale też o wizerunek. Mogłoby się wydawać, że firma z Mountain View wreszcie dopięła swego i pokonała swojego rywala w USA. Sukces Chromebooków nie jest jednak taki oczywisty.
Komputery typu Chromebook uważane są nadal za ciekawostkę przyrodniczą. Jeszcze kilka lat temu można było w nich widzieć ciekawą alternatywę dla bardziej ociężałych i droższych sprzętów z systemem Windows, o horrendalnie drogich Makach nie wspominając. Sytuacja się jednak zmieniła. Komputery Apple nadal są relatywnie drogie, iPady już nie są “sexy”, a tanie i szybkie tabletokomputery z oprogramowaniem Microsoftu stawiają znak zapytania nad zasadnością istnienia sprzętów z Chrome OS na pokładzie.
Jest jednak jeden segment, gdzie Chromebooki mają się dobrze.
Chromebooki nie sprzedają się źle, ale nie są jednoznacznym hitem. W Stanach Zjednoczonych Google’owi udało się jednak przekonać rynek edukacyjny do wykorzystania komputerów opartych o zmodyfikowany system Linux, który został ożeniony z przeglądarką Chrome.
Chromebooki to naprawdę proste komputery, których możliwości ograniczają się do wykorzystania webowych aplikacji. Wiele osób odrzuca taki koncept jako zbyt ograniczony, ale tak naprawdę do wielu zastosować będą one wystarczające.
Chromebooki prezentują się zresztą nieźle pod względem możliwości, jeśli zamiast porównywać do laptopów postawi się je obok… iPadów.
Do tej pory bardzo chętnie wybieranym sprzętem przez szkolne władze w USA jako sprzęt dla uczniów kupowany w dużych ilościach były tablety Apple. To się jednak właśnie zmieniło, a zamiast iPadów dyrektorzy i inne osoby odpowiedzialne za zamówienia sprzętu wybierają właśnie Chromebooki.
Różnica nie jest wysoka, ale z podanymi przez portal ft.com liczbami pochodzącymi z badań IDC trudno się kłócić: Google dostarczyło bowiem do szkół w USA 715,5 tys. tanich komputerów z Chrome OS (których ceny zaczynają się od 199 dol.), podczas gdy Apple wysłało “zaledwie” 702 tys. iPadów (nowy iPad Air 2 kosztuje najmniej 379 dol.).
To bezprecedensowa sytuacja.
Po raz pierwszy w ujęciu ilościowym sprzedaży sprzętu do sektora edukacyjnego Google przegoniło Apple. Oczywiście nasycenie rynku to zupełnie osobna sprawa i zanim tutaj dokona się zmiana minie wiele czasu - i to tylko pod warunkiem, że trend sprzedażowy się utrzyma. Warto też zauważyć, że Google przegrywa z Apple, jeśli do wyników iPadów dołączy się… sprzedaż komputerów Mac.
Wygląda więc na to, że Apple w całościowym ujęciu nadal wygrywa z twórcą Chromebooków. Nawet zresztą jeśli ogłosi się Google’a (trochę niesłusznie) zwycięzcą, to przed firmą z Mountain View znacznie większe wyzwanie. Fotel lidera w sprzedaży sprzętu do szkół nadal zajmuje bowiem Microsoft. iPady i Chromebooki są dla osób zarządzającymi finansami w szkołach ciekawą alternatywą ze względu na niską cenę.
Microsoft jednak ma asa w rękawie.
Co prawda ekran dotykowy w iPadzie może być bardzo ciekawym dodatkiem, ale Chromebooki z kolei wygrywają fizyczną klawiaturą, która sprawdza się znacznie lepiej przy wprowadzaniu tekstu, a ta funkcja w sferze edukacji jest przecież bardzo istotna. Microsoft łączy jednak obie te zalety, dlatego firma Satyi Nadelli ma dużą szansę obronić swoją pozycję przed oboma rywalami.
Już teraz do sprzedaży trafia mnóstwo tabletolaptopów, które cenowo nie wypadają wcale źle w porównaniu do iPadów oraz Chromebooków. Sprzęty na Windowsie z podobnej półki cenowej wcale nie oferują gorszej wydajności, a niejednokrotnie mają większe możliwości i są kompatybilne wstecznie z oprogramowaniem pisanym na platformę Microsoftu przez ostatnie kilka dekad.
Apple lubi o sobie mówić jako o liderze segmentu edukacyjnego w Stanach, ale sytuacja wcale nie jest taka jednoznaczna.
Rynek edukacyjny w Stanach Zjednoczonych to dla firmy nie tylko możliwość poprawy wizerunku; to też szansa na “wychowanie” sobie przyszłych klientów przez zachęcenie ich do korzystania ze sprzętu konkretnej marki od najmłodszych lat. To też oczywiście rynek warty miliardy dolarów.
Apple wielokrotnie chwaliło się, że iPady stały się hitem jak tylko trafiły do szkół. Teraz jednak widać, że tablety Apple wyhamowały, co jest tożsame z sytuacją na rynku konsumenckim. W obu przypadkach wolumen dostaw spada, zyski są coraz mniejsze, a wiele placówek edukacyjnych wybiera Chromebooki i wraca do Windowsów.
Dla Apple na utrzymanie pozycji jest jednak szansa ze względu na oprogramowanie, który równie ciężko zmienić, co platformę sprzętową. W sklepie App Store znajduje się bowiem już 75 tys. aplikacji edukacyjnych, a firma z Cupertino zachęca do tworzenia kolejnych. Google nie stoi jednak w miejscu i też wydzieliło sektorowi edukacyjnemu specjalne miejsce w Google Play.
Bardzo ciekawi mnie, jak sytuacja rozwinie się w 2015 roku i jakie będzie miało to przełożenie na rynku europejskie.
Część grafik pochodzi z serwisu Shutterstock.