Czy Grand Theft Auto V zasługuje na "jedynkę"? Recenzja Polityki podzieliła graczy
Zrobiło się bardzo głośno. Olaf Szewczyk, dziennikarz piszczący na łamach Polityki o grach i nowych technologiach, wystawił najnowszemu hitowi Rockstara ocenę 1 na 6. Doceniając wszystkie zalety produkcji, autor tekstu nie widział innej możliwości, ze względu na jedną składową tytułu – ta ma na imię Trevor. Internet zaczął huczeć.
Uwaga, tekst zawiera spoilery z gry
Trevor to chyba najbardziej szokująca postać w całym uniwersum GTA. Oczywiście seria Rockstara od samego początku była znana z kontrowersji. Ba, ona na tych kontrowersjach celowo wspinała się na szczyty list sprzedaży, o czym możecie przeczytać tutaj. Mimo tego, wszystkie skandale związane z Grand Theft Auto zawsze podawane były graczom z lekką dozą humoru bądź w bardzo karykaturalnej formie. Pracownicy Rockstara to mistrzowie manipulacji opinią publiczną, którzy wiedzą, jakiej granicy nie mogą przekroczyć. Chociaż lepiej jest napisać – nie wiedzieli, do tego momentu.
Grand Theft Auto V również jest przerysowane. Zdrady małżonki Michaela czy seksualne eksperymenty jego córki – wszystko otacza znana z gier Rockstara otoczka humoru i nieprawdopodobności. Trevor jest jednak inny. Trzecia grywalna postać w GTA V wydaje się być najbardziej realistycznym i namacalnym charakterem tej odsłony. Przy okazji jest całkowitym psycholem, nieobliczalnym sadystą, katem i mordercą. To trochę jak Joker z filmowej trylogii Nolana – nieobliczalny, niebezpieczny, niestabilny.
Chociaż przerywniki filmowe z jego udziałem to prawdziwy majstersztyk, jest w nich tyle agresji oraz autentyczności, że początkowo byłem naprawdę zaskoczony, dopiero z czasem wyrabiając własny, niełatwy do osiągnięcia dystans. Co bardzo ciekawe, najbardziej nierealistyczna postać GTA V, jaką jest Trevor, jest jednocześnie tą najbardziej namacalną, skomplikowaną i wiarygodną. Humor Rockstara wyparowuje wtedy, kiedy pojawia się Trevor. Komedia zamienia się w thriller, a sama przemoc ze śmiesznej, w szokującą.
Pisząc dla Was pierwsze wrażenia z Grand Theft Auto V, Trevor od razu przykuł moją uwagę. Pod śródtytułem „Boję się Trevora” napisałem:
Nie licząc niedziałających serwerów GTA Online, Trevor był jedynym znakiem zapytania, jaki pojawił się w moich tekstach o hicie Rockstara. Właśnie ze względu na kontrowersyjną postać, Olaf Szewczyk wystawił tej grze ocenę 1 na 6. Wszystko rozchodzi się o wspominaną przeze mnie scenę tortur, która jest obligatoryjna, zmusza gracza do męczenia swojej ofiary w interaktywny sposób, bez możliwości pominięcia tej sekwencji.
Po recenzji na łamach Polityki, w polskiej społeczności graczy zawrzało. Ci, którzy już grali w GTA V i mają tę scenę za sobą, zwracają uwagę na to, że twórcy wskazują na bezsens i krytykę tortur w kolejnych scenkach dialogowych, następujących bezpośrednio po pastwieniu się Trevora nad ofiarą. Pojawiają się analogie do Guantanamo oraz bezpodstawnego „przesłuchiwania” więźniów w amerykańskich więzieniach, zamkniętych przed oczami kamer, dziennikarzy oraz opinii publicznej. Gracze tłumaczą twórców, którzy przecież nie propagują tortur, lecz wręcz przeciwnie – pokazują ich bezcelowość. No dobrze, ale w takim razie dlaczego taka scena pojawiła się w grze, była interaktywna, natomiast gracz nie miał możliwości jej pominięcia?
Za przykład odpowiedniego podejścia do kontrowersyjnego materiału zawartego w grze może teraz posłużyć Activision oraz Infinity Ward. Znana większości graczy scena strzelania do bezbronnych cywili na rosyjskim terminalu w Modern Warfare 2 nie była obligatoryjna. Zdegustowany posiadacz kopii produktu mógł ją pominąć, natomiast sami twórcy ostrzegali o jej szokującej zawartości. Rockstar nie ostrzega.
To, co zawsze podobało mi się w GTA, to dowolność brutalnego, niemoralnego działania. Społeczność graczy wspólnie orzekła, nieco żartobliwie, że jedną z największych podłości jest korzystać w grach Rockstara z usług prostytutek, płacić im za to, po czym je zabijać i z powrotem odbierać pieniądze. Tyle tylko, że to w kwestii gracza leży to, w jaki sposób będzie prowadził rozgrywkę. Wirtualne Los Santos to olbrzymie pole do zabawy i tylko od Ciebie zależy, czy będziesz korzystał z usług prostytutek, handlował ludźmi (jest taka możliwość), korzystał z narkotyków, zabijał przechodniów, chodził do klubów ze striptizem czy jeździł po pijaku.
W scenie tortur tej dowolności zabrakło. Polewanie benzyną, wyrywanie zębów, rażenie prądem – to wszystko musi zrobić gracz, wirtualnymi rękami Trevora, aby posunąć główny wątek fabularny do przodu. Z tego punktu widzenia całkowicie rozumiem Olafa Szewczyka. Na moment przed premierą gry miałem okazję z nim rozmawiać i wiem, że to dziennikarz starej szkoły, który stara się służyć graczom, miast zachęcać ich do podejmowania takich, nie innych decyzji. Ocena 1 na 6 jest więc typową ochroną miłośników serii przed Trevorem, który wyrywa się z ram przyjętych przez Rockstar, zmusza (wyraz-klucz) gracza do brutalności oraz krytyką kierunku objętego przez Rockstar.
Rozumiem Olafa Szewczyka. Sam miałem ogromne problemy z akceptacją postaci Trevora, wchodzeniem w jego buty. Tekst dziennikarza Polityki jest odważnym sprzeciwem wobec tego typu praktyk i wyraźną karą dla twórców. Z drugiej strony, Grand Theft Auto V po prostu, siłą swojej wielkości i wspaniałości, nie zasługuje na taką ocenę. Właściwie, to nie zasługuje na żadną. System not w skali od 1 do 6 jest całkowicie niewymierny.
Niezależnie od właściwego tekstu, ocena końcowa zamyka opisywany produkt w sztywnych ramach, które już dawno straciły swoje pierwotne znaczenie. Jest płytki oraz nieoddający stanu faktycznego. Tak skomplikowane gry jak GTA V nie powinny być oceniane. Sam wystawiłbym najnowszej produkcji Rockstara silną piątkę, odejmując jeden punkt właśnie za Trevora. Z drugiej strony, przerażająca postać jest jedną z głównych sił napędowych trybu dla pojedynczego gracza i dla osób o sadystycznych skłonnościach, celebrujących brutalność, ta sama postać sprawia, że omawiany tytuł staje się jeszcze lepszy.
Właśnie dlatego doceniam blogową formę Spider’sWeb. Nie muszę wystawiać opisywanym produkcjom żadnych not, miast tego dzieląc się z Wami moimi subiektywnymi oraz bardzo prywatnymi przeżyciami. Jeszcze moja nauczycielka w szkole podstawowej mówiła, że skala ocen to największa zbrodnia na uczniach i, z perspektywy czasu, całkowicie podpisuje się pod jej krytyką. Niezależnie od wystawionej GTA V ocenie, czy to „jedynka”, „szóstka” czy „piątka z plusem”, sztywna ocena to za mało, aby skutecznie opisać hit Rockstara. Ta gra jest wielka, składa się z wielu płaszczyzn rozgrywki, natomiast każda z nich zasługuje na wyodrębnienie, opisanie oraz ocenienie. W przeciwnym przypadku, nawet jeśli autor pochyli się nad tymi składowymi, obecność oceny końcowej zabija cały tekst.
GTA nie da się zamknąć w jednej ocenie, tak jak nie powinno większości produkcji. Z tego punktu widzenia notę redaktora Polityki po prostu nie da się określić inaczej, jak prywatny manifest i sprzeciw Olafa Szewczyka wobec obligatoryjnej, interaktywnej brutalności, która stanowi novum w serii. Patrząc na to w ten sposób, jako fan serii Rockstara, popieram go, co sygnalizowałem w swoich pierwszych wrażeniach. Z oceną końcową GTA V nie mogę się jednak zgodzić. Niezależnie, jaka by ona nie była. Ta gra jest zbyt wielka, aby dać się przyporządkować jednej, samotnej, nic nie znaczącej cyfrze. W to trzeba po prostu zagrać i wyrobić sobie własne, niezależne zdanie, w zgodzie z sumieniem, oczekiwaniami i stylem rozgrywki.