Tomek Wawrzyczek: Henri Cartier-Bresson - człowiek, bez którego nie byłoby fotografii ulicznej - cz. II
Jest uznawany za ojca chrzestnego współczesnej fotografii reporterskiej. Nie wywoływał swoich zdjęć sam, bo uważał, że miejscem fotografa jest ulica, nie ciemnia. Nie używał lampy błyskowej - uznawał tylko naturalne dla danej sytuacji światło. Jego rozumienie fotografii ujęte w formułę momentu decydującego zmieniło podejście do robienia zdjęć.
W okresie, kiedy Cartier-Bresson zaczyna używać pojęcia “moment decydujący” w kontekście pracy fotografa, fotografia nie była uważana za sztukę równą malarstwu czy rzeźbie. Często krytykowano fotografów za to, że nie mają takiej cierpliwości i kreatywności jak tradycyjni artyści, bo powstanie ich pracy - zdjęcia - to kwestia sekundy, nie tygodni, miesięcy ciężkiej pracy. Cartier-Bresson wskazał, że to nie samo naciśnięcie spustu migawki jest pracą fotografa. Jest nią poszukiwanie, wyławianie z otoczenia, z przestrzeni i czasu, odpowiedniego momentu, który powinno się utrwalić na zdjęciu, nie sekundy przed, nie sekundy po. Zrobienie zdjęcia to zwieńczenie pracy fotografa, swoiste postawienie kropki nad “i”, podpisanie się pod dziełem.
Malarz pracuje nad obrazem długo, czasami spowalnia, czasami przyspiesza proces twórczy, może swoje dzieło oceniać w trakcie jego powstawania, wprowadzać korekty, dodać lub ukryć ten lub inny detal lub wręcz przemalować całą kompozycję - tak dochodzi do dzieła końcowego. Fotograf, według Carter-Bressona, pracuje w inny sposób. Jego kompozycja, jego obraz dzieje się stale w rzeczywistości, otacza go, żyje, zmienia się w czasie, płynie, pulsuje, tętni - składa się z chwil, które pojawiają się i odchodzą bezpowrotnie. Rolą fotografa jest wyłowienie momentu decydującego w tym obrazie i zatrzymanie go w kadrze: człowieka przeskakującego przez kałużę, parę całującą się na ulicy albo osobę wskazującą palcem inną osobę. Pół sekundy później kompozycja będzie inna, moment decydujący minął bezpowrotnie.
Pojęcie “moment decydujący” pojawia się pierwszy raz jako angielski tytuł wydanej w 1952 roku książki “Images à la sauvette” z fotografiami Cartier-Bressona. Ale to nie jest jedyne źródło pochodzenia tego pojęcia. Jeden z czytelników “Spider’s Web” wskazał inne. W pierwszym okresie działalności agencji fotograficznej Magnum, której współzałożycielem był Cartier-Bresson, utrzymywała się ona głównie dzięki magazynowi Life. Członkowie Magnum pełnili tam rolę niemal etatowych fotoreporterów. Ówczesny fotoedytor magazynu cenił Cartier-Bressona za malarskość kadru i wyczucie chwili. Zwykł mawiać do Cartier-Bressona, że w tym czy innym zdjęciu jest moment decydujący. Bo był.
Cartier-Bresson mawiał w kontekście “momentu decydującego”, że często jego upolowanie wymaga spontaniczności, ale częściej wymaga ogromnej cierpliwości w czekaniu na jego przyjście. Opowiadał, że wolał odpuścić sobie tą czy inną sytuację i nie marnować zdjęcia, bo nie będzie ono doskonałe - pozy ludzi nie będą odpowiednio dramatyczne, intrygujące, elementy architektury nie stworzą idealnego tła dla sceny rozgrywającej się w kadrze. Wynikało to, jak twierdził Cartier-Bresson, z samodyscypliny i wysokich wymagań, jakie sobie stawiał. Wynikało też z tego, że wtedy zdjęcia robiło się na kliszach, a te kosztowały. Podobnie jak proces ich wywołania i odbitki. Dziś, kiedy zrobienie zdjęcia aparatem cyfrowym “nic nie kosztuje”, o cierpliwości - ważnej cesze fotografa - często się zapomina.
Cartier-Bresson w fantastyczny, poetycki niemal sposób wykorzystywał geometrię do budowania kompozycji kadru. Wyławiał występujące w otoczeniu równoległe, prostopadłe, zbiegające się w perspektywie linie, regularne krzywizny, figury geometryczne i albo opierał na nich zdjęcie albo używał ich do wzmocnienia jego kompozycji. Dla fotografujących to wskazówka, że nie należy widzieć świata tylko takim, jaki on jest - należy rozłożyć otoczenie na elementy i wyłowić te, które najsilniej budują obraz, na których można zbudować narrację zdjęcia, które można wykorzystać do naturalnego wykadrowania obrazu, a które z kolei stworzą swego rodzaju scenę, na której umieści się aktorów - fotografowanych ludzi.
W swojej karierze fotoreportera Cartier-Bresson dużo podróżował. Robił zdjęcia między innymi w Chinach, Indiach, Japonii, Meksyku, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, w wielu krajach Europy i Afryki. Był pierwszym fotografem z Europy Zachodniej, który mógł swobodnie fotografować w byłym ZSRR. Podróże, co podkreślał, dały mu okazję do stykania się z różnymi kulturami i stylami życia, odmiennościami przyrody i krajobrazu, bogactwem architektury, ludźmi, ich sposobem ubierania się, przedmiotami codziennego życia. Podróże, mawiał, inspirowały go i pobudzały twórczo, co jest niezwykle cenne dla fotografa.
Cartier-Bresson pracując jako fotoreporter korzystał z wielu obiektywów. Robiąc zdjęcia prywatnie używał obiektywu 50 mm. Uważał, że trzymanie się jednego obiektywu sprawia, że fotograf jest bardziej przygotowany na pojawienie się momentu decydującego, że nadejście tego momentu go nie zaskoczy. Cartier-Bresson twierdził, że używanie obiektywu zawsze o tej samej ogniskowej daje mu pewność tego, jak “widzi” świat jego aparat - wyrabia zdolność przewidywania, jak ostatecznie będzie wyglądało zdjęcie.
Uprawiając fotografię uliczną Cartier-Bresson starał się wtopić w otoczenie, rozpłynąć się w nim, stać się niewidzialnym bo, jak twierdził, tylko wtedy można zachować naturalność i rzeczywistość tego, co się rozgrywa wokół fotografa. Istotą fotografii ulicznej, nazywanej nieraz fotografią naturalną, a po angielsku często określanej jako “casual photography” jest uwiecznianie życia takim, jakie ono jest, niezaburzone przez fakt pojawienia się fotografa, a już na pewno nie kreowanie sytuacji. Znana jest historia mówiąca o tym, że Cartier-Bresson oklejał swoją Leicę czarną taśmą lub owijał chusteczką do nosa tak, by była niezauważalna. Inna mówi, że Cartier-Bresson potrafił zrobić udane zdjęcie bez podnoszenia aparatu do oczu.
Cartier-Bresson unikał przekadrowywania zdjęć. Uważał, że zdjęcie powinno być zrobione wyłącznie aparatem. Twierdził, że wycinanie z pierwotnego zdjęcia jakiegoś fragmentu, żeby uzyskać lepszy kadr, rozleniwia fotografa i sprawia, że podczas robienia zdjęcia przestaje on zwracać uwagę na kadrowanie. Ciekawostką jest, że podobno jedno z najbardziej znanych zdjęć Cartier-Bressona - “Na tyłach Gare Saint-Lazare” przedstawiające mężczyznę przeskakującego nad zalaną po ulewie ulicą - dziś pionowe, oryginalnie skadrowane było w poziomie.
Cartier-Bresson był niewątpliwie ogromnie utalentowanym fotografem. Potrafił też doskonale dbać o swoją autopromocję. Umiał wciągająco opowiadać o fotografii i tym, jak on sam ją rozumiał, umiał też barwnie mówić o sobie i swojej twórczości. Niektórzy uważają, że budował wokół siebie legendę. Nawet jeśli tak było, to Cartier-Bresson miał na czym tą legendę budować. Jego zdjęcia są uznane na jedne z najważniejszych, które powstały w historii fotografii, a jego rozumienie istoty fotografii wprowadziło przełom w fotoreportażu.
Artysta bardzo chronił swoją prywatność. Będąc sam fotografem, unikał bycia fotografowanym. W wywiadzie, którego udzielił w 2000 roku amerykańskiemu dziennikarzowi Charliemu Rose, Cartier-Bresson wyznał, że nie tyle nie lubi być fotografowanym, co wprawia go w zakłopotanie to, że chcą mu robić zdjęcia, bo jest sławny.
W 1966 roku Cartier-Bresson wycofuje się z agencji Magnum, by zająć się fotografią portretową i krajobrazową. Począwszy od 1968 roku stopniowo odchodzi od fotografowania i wraca do rysunku i malarstwa. W 1975 roku ostatecznie porzuca fotografię - okazjonalnie robi wyłącznie prywatne zdjęcia rodzinne. Mówi w tamtym okresie, że jedyne co go interesuje, to malowanie, a fotografia, którą do tej pory uprawiał i która przyniosła mu sławę, była tylko przygotowaniem do malarstwa, czymś w rodzaju szkicowania.
Henri Cartier-Bresson umiera 3 sierpnia 2004 roku w wieku 95 lat. Pochowany jest w Montjustin w Prowansji, we Francji, gdzie mieszkał w ostatnich latach życia. Jego spuścizną artystyczną zajmuje się założona w 2003 roku fundacja jego imienia.
Tomasz Wawrzyczek - rocznik 1969, z wykształcenia informatyk, z zawodu projektant GUI, z zamiłowania fotograf, dumny ojciec, szczęśliwy mąż, miłośnik bardzo, bardzo starych aparatów fotograficznych.