Polska dołącza do ACTA - dowiedz się, co to dla ciebie oznacza!
Stowarzyszenie ISOC Polska poinformowało na swoim koncie twitterowym, że Polska ochoczo przystąpi do porozumienia ACTA, jako członek Unii Europejskiej. Co więcej, traktowane jest jako sukces naszej prezydencji.
Ostatnio dużo mówi się o ustawach SOPA i PIPA, i bardzo słusznie: w mojej ocenie jest to karygodna ustawa, bo uważam, że cel nigdy nie powinien uświęcać środków. Dla polskiego internauty konsekwencje tych dwóch ustaw są znikome. To, co odczujemy na własnej skórze, jeśli zostaną uchwalone, to możliwość zablokowania naszej witryny dla osób znajdujących się w USA. I to właściwie na tyle. Tymczasem za tydzień nasz kraj, jako podległy Unii Europejskiej, 26 stycznia przystąpi do porozumienia ACTA. To nas może zaboleć. Bardzo.
ACTA to skrót od Anti-Counterfeiting Trade Agreement i ma ustanowić międzynarodowe prawo, które ma pomóc ścigać piratów internetowych i handlarzy podrobionym towarem. ACTA nie będzie w żaden sposób podlegać Międzynarodowej Komisji Handlu, Organizacji Narodów Zjednoczonych czy też Światowej Organizacji Własności Intelektualnej. Pierwsze szkice porozumienia powstały już w 2006 roku przy współpracy Japonii i Stanów Zjednoczonych. Kanada, Unia Europejska i Szwajcaria dołączyły do rozmów na jego temat w rok później. Oficjalna współpraca ruszyła w czerwcu 2008 roku, do której dołączyły Australia, Meksyk, Maroko, Nowa Zelandia, Korea Południowa i Singapur. Negocjacje były… tajne. Jakby to do was nie dotarło, to tłumaczę: demokratycznie wybrani przez nas przywódcy w tajemnicy przed swoimi obywatelami negocjowali prawo, które ich bezpośrednio dotyczy. Opinia publiczna (ta bardziej świadoma) była oburzona. Trudno się dziwić. Pod jej presją 20 kwietnia 2010 roku upubliczniono szkic porozumienia.
Sama treść porozumienia jest również bardzo kontrowersyjna. To, że chroni tak zwany „przemysł dostawców treści” nie jest niczym złym. Problem polega na tym, że ta ochrona odbywa się kosztem wszystkich innych. Po pierwsze, ACTA angażuje dostawców Internetu w walkę z piractwem i nielegalnym handlem. To owi dostawcy będą mieli obowiązek blokować dostęp do witryn „podejrzanych o udostępnianie nielegalnych treści”. Jakby tego było mało, zakłada również monitorowanie całej aktywności w Sieci danego klienta. Po pierwsze: mimo iż nie udostępniam w Sieci niczego złego, nie czuję się komfortowo wiedząc, że ktoś rejestruje każdy mój krok w Internecie. Nawet jeśli jest to maszyna-automat. Po drugie, są to gigantyczne koszty dla samych dostawców. Nasza aktywność ma być monitorowana i przechowywana. Szykujmy się na duże podwyżki cen za Internet.
Problematyczna jest również definicja przewidzianych naruszeń, która jest bardzo luźna. Konkretnie chodzi tu o „komercyjne działania dla bezpośredniej lub pośredniej korzyści ekonomicznej lub komercyjnej”. Ten zapis to otwarta furtka dla cenzorów. Nie jestem prawnikiem, ufam więc ekspertom. A ci się już wypowiedzieli: ten zapis umożliwia usunięcie dostępu do każdej witryny, udostępniającej nielegalne treści, bądź nie. Jakiś bloger publikuje niewygodne treści dla rządu lub korporacji? Ciach! Nie ma! To oczywiście najczarniejsza wizja, ale uważam, że politykom i władzom nie należy „wierzyć na słowo” i im „ufać”. Ich kompetencje powinny być jasno określone. ACTA daje wolną rękę cenzorom. Nie jest powiedziane, że z tej możliwości będą korzystać. Ale, raz jeszcze: nie muszą, ale mogą.
Dlatego wyrażam na łamach Spider’s Web swój sprzeciw przeciwko decyzji naszego rządu. Zachęcam was do przestudiowania opracowań ACTA (lub samego tekstu źródłowego, aczkolwiek to wam może zająć trochę czasu), wyrobienia sobie własnej opinii, i jej głośnego wyrażania. To bardzo ważne porozumienie dla naszego kraju. Mamy bardzo mało czasu na reakcję w tej sprawie. Radzę się pospieszyć.
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.