Ukraść cyfrową tożsamość można każdemu. Jeśli jesteś przekonany, że ten problem cię nie dotyczy, bo takie rzeczy przytrafiają się tylko celebrytom, osobom szafującym swoimi danymi w internecie lub wyjątkowym pechowcom, to nawet cię rozumiem. Ale mam złą wiadomość – jesteś w błędzie. Nigdy nie brałam serio pod uwagę tego, że mogę stać się jedną z ofiar takiego oszustwa. Aż do marca 2018 r., kiedy odebrałam od wydawcy jeden z najdziwniejszych telefonów w moim życiu.
Wypytywał, czy mam konto na popularnym serwisie aukcyjnym, czy sprzedawałam ostatnio telefon, czy miałam iPhone'a?
Okazało się, że do naczelnego wpłynął mail informujący, że niejaka „Matylda Grodecka, autorka pracująca dla Spider's Web” okradła młodą dziewczynę na kilkaset złotych. Oszust, podając się za mnie, wystawił na sprzedaż nowego iPhone'a i jego niską cenę uzasadniał tym, że jako blogerzy mamy pełne szafki drogich telefonów testowych.
Byłam skołowana, wściekła i, co najdziwniejsze, czułam wstyd. Bo choć nie zrobiłam nic złego, ktoś pod moim imieniem i nazwiskiem przez kilka godzin oszukiwał młodą dziewczynę, która po prostu chciała trochę zaoszczędzić, kupując używany telefon.
Nikt się do mnie nie włamał, nie ściągnął informacji z mediów społecznościowych, wystarczyło to, co jest dostępne publicznie na stronie Spider's Web – moje imię, nazwisko i nazwy firmy, dla której pracuję. Macie konto na Linkedinie? To by mu wystarczyło. Wasza firma chce być bardziej otwarta i ma zakładkę „o nas”? To też. To tylko trzy dane, które jednak identyfikują nas niezawodnie w oczach postronnych i które mogą narobić problemów.
Sprawa trafiła do prokuratury. Jednak została umorzona.