Toniemy w śmieciach. Kaucja 2-3 zł rozwiązałaby problem wyrzucanych puszek
Zimą być może bardzo brzydko pachnącą czkawką odbije nam się to, że przez lata problem śmieci zamiataliśmy do lasów, na łąki czy pola. Odpady teraz trafią po prostu do pieców. Czy może być inaczej? Rozwiązanie jest bardzo proste i na wyciągnięcie ręki.
Pierwsze prognozy pogody na jesień i zimę są raczej łaskawe, ale i tak Polacy boją się wzrostu cen energii i zimna. W Nowym Sączu już zaobserwowano spadek odbieranych od mieszkańców śmieci. Według prezydenta miasta odpady "trafią do domowych palenisk, a potem do naszych płuc". Obawy, że niektórzy posłuchają Jarosława Kaczyńskiego - prezes PiS stwierdził, że należy "w tej chwili palić wszystkim, oczywiście poza oponami i tymi podobnymi rzeczami", bo "Polska musi być ogrzana" - są więc spore.
A ciągle żyjemy jeszcze niewyjaśnioną katastrofą ekologiczną w Odrze
Mimo wielu kampanii problem śmiecenia zarówno przez wielkie firmy, jak i zwykłych Polaków nie znika.
Kiedyś było lepiej? Czytałem niedawno książkę Adama Robińskiego "Hajstry. Krajobraz bocznych dróg". W jednym z rozdziałów opisuje postać Lechosława Herza. Od 1965 roku zaprojektował ok. 2000 km szlaków znakowanych dla turystyki pieszej na terenach Parków Narodowych, jest też m.in. autorem kilkuset artykułów i esejów na tematy związane z przyrodą i krajoznawstwem. W latach 80. organizował spacery po wciąż nieznanych miejscach.
Ich uczestnikiem był m.in. Adam Wajrak. Kiedy więc miałem okazję porozmawiać z nim o problemie śmieci, nie mogłem powstrzymać się, by nie zapytać, jak to wtedy było: czy faktycznie lasy były dzikie, puste i przede wszystkim czyste?
Pytanie nasuwało się samo. Już po katastrofie ekologicznej w Odrze pojawiły się głosy, że za PRL-u bardziej się pilnowano, za to w kapitalistycznej Polsce zaczęto przymykać oko na działania doprowadzające do niszczenia przyrody.
- Pamiętam PRL i co można było wtedy zrobić z przyrodą - kontruje Wajrak w rozmowie ze Spider's Web. - Mieliśmy do czynienia np. z permanentnym zatruwaniem i podtruwaniem rzek. Jestem jak najdalszy od usprawiedliwiania kapitalizmu i robienia z niego świętej krowy, natomiast uważam, że w demokratycznej Polsce bardziej dba się o środowisko. Nie chodzi o system gospodarczy, ale demokratyczny - precyzuje
O tym, jak to dawniej wyglądało, mógł przekonać się podczas wypraw właśnie ze wspomnianym na początku Herzem. "Wujek Leszek", jak nazywa go Adam Wajrak, zabrał grupę na bobry. Znajdowały się w strumyczku, który był ściekiem z domu dziennikarskiego położonego pod Warszawą. Potwornie nad nim śmierdziało.
- Mitologizujemy czasy PRL, że wtedy była dzikość i wtedy było trochę lepiej niż teraz. To nie jest do końca prawda. Bywało bardzo różnie - stwierdza.
Konsekwencje odczuwalne były jeszcze po upadku komuny. Wajrak opowiada mi o jednej z wypraw na początku lat 90. Wraz z Adamem Trałowskim wybrali się nad Wisłę fotografować bieliki.
Paradoksalnie początek lat 90. to według Wajraka najlepszy okres dla polskiej przyrody
Wtedy powstają parki narodowe, wilki i rysie zostają wzięte pod ochronę. Po okresie PRL-u środowisko dostaje olbrzymie wsparcie. A że za komuny śmieci było sporo, przekonać możemy się do dziś. Przyrodnik opowiada, że niedawno znalazł w puszczy butelkę po oleju z napisem CPN.
Dobry okres według Wajraka trwał do 2000 roku. Krótko. Potem zaczęliśmy na poważnie przegrywać walkę z jednorazowymi produktami. Jednorazowymi, a przy tym niezwykle trwałymi - doskonale wiemy, jak długo rozkłada się w środowisku butelka czy puszka.
Puszka jest zresztą najgorsza, bo zabija najdłużej.
Rozkładający się w niej płyn przyciąga szczególnie żuki leśne. Leśnicy nazywają go "sanitariuszem". Je butwiejące liście, igliwie, mech i korę drzew. Nie oprze się, gdy poczuje zapach fermentującego napoju czy piwa, którego resztki zostały na dnie.
- Za nim włażą ryjówki, później ślimaki, następnie chrząszcze grabarze. Puszki mogą zabijać dopóki nie wypełnią się do końca - wyjaśnia Adam Wajrak.
Opakowania po napojach zostawiają nawet wytrawni turyści czy grzybiarze. Adam Wajrak śmieci znajduje często w głębi puszczy, więc musiały zostać wyrzucone przez tych, którzy znają teren. Niestety również teoretycznie znawcy nie stosują się do prostej zasady: z czym wchodzę, z tym wychodzę.
Trudno wskazać, kto szkodzi bardziej - czy turyści w sezonie, czy stali bywalcy. Na przykład z raportu "Edukować i karać. Zjawisko zaśmiecania lasów w Polsce" opublikowanego w zeszłym roku wynika, że najwięcej śmieci do lasu podrzucanych jest przez przydomowych mieszkańców.
Czasami to zwykłe lenistwo lub brak edukacji, ale zdarza się, że okoliczną ludność zawodzi system. Wajrak podaje przykład ze swojej okolicy:
- Kiedyś wystarczyło wystawić takie przedmioty jak lodówka czy pralka pod dom i dwa razy do roku były zabierane. Teraz trzeba je zawieźć do punktu odbioru odpadów. A przecież nie każdy może mieć samochód, aby przetransportować je daleko. Inny problem: odpady w stylu kolorowych papierowych opakowań w mojej gminie odbierane są raz na dwa-trzy miesiące. Co powoduje, że trafiają do pieca. Przekłada się to na jakość powietrza
Najgorsze jest to, że proponowane rozwiązania wcale nie są nieznane lub niemożliwe do zrealizowania
Weźmy taki system kaucyjny, który obowiązuje w wielu regionach Europy, a u nas ciągle jest na etapie dyskusji. Sieci handlowe działają, ale ich próby są delikatnie mówiąc rozczarowujące. Niedawno pisałem o butelkomacie Lidla, który za przyniesioną butelkę wręczy... 5 groszy. To śmieszna kwota - Adamowi Wajrakowi marzy się 2-3 zł kaucji za puszkę (ma to sens: nawet jakby ktoś machnął ręką, to inni z chęcią by je zbierali, żeby co nieco zarobić), a rząd zastanawia się nad 50-groszowym zwrotem.
Czy mimo wszystko można być optymistą, że będzie lepiej? W końcu zaraz po aferze z zatruciem Odry głośniej zrobiło się o zanieczyszczeniach lokalnych rzek. Skala problemu jest olbrzymia. Z drugiej strony może wreszcie społeczeństwo zacznie bardziej słuchać miejscowych aktywistów, albo samo zwróci uwagę na to, co dzieje się w ich okolicy.
Jeszcze do niedawna wszyscy się śmiali ze zwracania uwagi na jednorazowe słomki. Dziś wprawdzie te jeszcze można je gdzieniegdzie znaleźć, ale są mimo wszystko na cenzurowanym. Na festiwalach muzycznych coraz trudniej - na szczęście! - napić się piwa z plastikowego opakowania, bo zastępują je kaucjonowane kubki. Okazuje się, że można i świat się nie zawala.
Adam Wajrak jest ambasadorem akcji #NoTrashNoTrace (Bez śmieci - bez śladu) , zapoczątkowanej przez markę Helikon-Tex, której celem jest szerzenie wiedzy o odpowiedzialnej turystyce. W ramach akcji firma prowadzi działania edukacyjne oraz warsztaty, a także zachęca użytkowników do korzystania z worka wielokrotnego użytku Dirt Bag, zaprojektowanego właśnie z myślą o zbieraniu do niego śmieci podczas wędrówek i spacerów (w wariancie minimum - własnych, w wariancie zalecanym - wszelkich pozostawionych w lesie/górach/na wydmach etc.). 10 zł z każdego sprzedanego worka przeznaczone zostanie na wsparcie Puchaczówki, czyli Ośrodka Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt.