MacBook Pro M1 z ubiegłego roku nadal jest świetny. Rozważ go zamiast nowych MacBooków
Za nami konferencja Apple'a i premiera zupełnie nowych MacBooków. Ubiegłoroczny model 13” z procesorem M1 zostaje jednak w ofercie i nadal jest świetnym wyborem. Wiem, bo korzystam z niego od roku.
Czekałem na dzisiejszą konferencję Apple… no może nie z wypiekami na twarzy, ale na pewno ze sporym zainteresowaniem. Choć mojemu rocznemu MacBookowi Pro 13” z procesorem M1 nic nie dolega, to byłem ciekaw, co po roku pokaże Apple w zupełnie odświeżonej konstrukcji.
Apple nareszcie pokazał MacBooki, które naprawdę są Pro.
Apple wykonał kilka kroków wstecz, co spodoba się wymagającym użytkownikom. Jedna z głównych zmian dotyczy sytuacji z portami, bo do obudowy MacBooków Pro po latach wróciły porty HDMI oraz czytnik kart SD. Do tego wielki powrót zaliczyła ładowarka MagSafe, jedno z najlepszych rozwiązań Apple’a. Duże brawa.
Bez porównania lepszy jest też ekran. Zwiększyła się przekątna, rozdzielczość i częstotliwość odświeżania. Najważniejszą zmianą jest jednak technologia samego ekranu, bo mówimy tu o panelu miniLED, dzięki któremu ekran może osiągać niemal tak głęboką czerń jak OLED, bez ryzyka wypalenia. Dotychczasowe MacBooki miały fenomenalne ekrany pod kątem jakości kolorów, a także jasności, ale nigdy nie grzeszyły wybitnymi czerniami.
Najważniejsza jest jednak moc obliczeniowa. Procesory M1 Pro i M1 Max zapowiadają się fenomenalnie.
Już ubiegłoroczny M1 był pogromem. Siłą tego układu było połączenie dużej mocy obliczeniowej, bardzo małego poboru energii i do tego niskich temperatur pracy. Doszło nawet do tego, że MacBook Air z procesorem M1 po prostu nie miał wentylatora, bo działał niczym tablet.
Procesory M1 miały jednak swoje wady i niedoskonałości. Największymi była mała pojemność pamięci RAM, bo mogliśmy mieć maksymalnie 16 GB. Nie najlepiej wypadała też moc GPU, szczególnie w porównaniu do mocy CPU. MacBooki Pro były też krytykowane za możliwość podłączenia tylko jednego zewnętrznego monitora.
Nowe procesory M1 Pro i M1 Max nie tylko naprawiają te problemy, ale tez dodają znacznie więcej nowości. Zwykle po wejściu zupełnie nowej technologii na początku cyklu jej życia obserwujemy ogromne skoki jakości wraz z każdą kolejną generacją produktu. Tak stało się też w przypadku rodziny M1.
Nowe procesory jawią się jako układy o ekstremalnie wysokim poziomie mocy. Apple jak zwykle pokazuje mało mówiące wykresy z porównaniami właściwie nie wiadomo do czego, dlatego z pełną opinią trzeba poczekać do pierwszych testów syntetycznych. Zapowiada się jednak na to, że zwiększenie liczby rdzeni, pamięci RAM i jej przepustowości wykręci w praktyce niebywałe wyniki w benchmarkach.
Nowe MacBooki mogą okazać się wręcz… za mocne.
Nowe MacBooki dadzą o wiele więcej mocy, bo mówimy o co najmniej dwukrotnym skoku wydajności, ale trzeba podkreślić, że już poziom mocy ubiegłorocznego procesora M1 dalece wykracza poza potrzeby dużej części branży profesjonalnej lub kreatywnej.
Procesor M1 i 16 GB RAM to aż nadto do pracy z wideo 4K (szczególnie w doskonale zoptymalizowanym Final Cut Pro) i do edycji zdjęć w Ligtroomie Classic (zoptymalizowanym średnio, jak to u Adobe). Nic w tym dziwnego, bo w syntetycznych benchmarkach procesor M1 jest mniej więcej odpowiednikiem procesora Core i9 pod względem czystej mocy.
Z kolei typowe programy biurowe działają na MacBooku Pro M1 jak opętane. Codzienna praca z tym komputerem jest piekielnie szybka. To wszystko sprawia, że trzeba naprawdę dobrze przemyśleć sens zakupu nowych MacBooków Pro. Tym razem są one skierowane do najbardziej wymagających użytkowników.
Touchbar czy notch? Z tych dwóch dziwności wybieram jednak touchbar.
Notch jest najbardziej kontrowersyjnym elementem nowych MacBooków Pro. Jestem przekonany, że ani przez chwilę nie będzie nachodził na elementy interfejsu, bo Apple zadba o oprogramowanie oraz o wyświetlanie programów firm trzecich. Mimo to obecność notcha w laptopie jest dziwna i niepotrzebna. Laptopy z Windowsem potrafią mieć bardzo cienkie ramki, w których mieści się nie tylko kamerka, ale też system rozpoznawania twarzy bazujący na kamerze podczerwonej. Zupełnie jak w Face ID. Apple jednak nie porwał się na umieszczenie tego systemu w laptopie.
Notch to jednak niejedyny kontrowersyjny element. Wiem, że wygląd mobilnego wołu roboczego ma trzeciorzędne znaczenie, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że poprzednia obudowa jest wizualnie lżejsza i smuklejsza. Apple zastosował w niej bardzo sprytny zabieg polegający na bardzo mocnym ścięciu dolnej krawędzi, dzięki czemu laptop na blacie wygląda, jakby lewitował, a na kolanach wygląda jakby miał dwukrotnie mniejszą grubość.
W nowych MacBookach Pro ta sztuczka nie zadziała, bo podstawa jest wizualnie sporo grubsza. To oczywiście detal bez wpływu na ostateczny wybór komputera, ale dziwi mnie, że Apple postawił na ten nieco toporny projekt, skoro od zawsze dąży do odchudzenia swoich konstrukcji.
Na koniec: cena. To przecież jeden z najważniejszych aspektów, jakimi się kierujemy.
Ze zdziwieniem odkryłem, że po roku od premiery MacBook Pro M1 nie potaniał. Nadal ceny zaczynają się od 6699 zł za podstawową wersję, której raczej nie warto kupować w uwagi na nieprzyszłościowe 8 GB RAM. Warianty wyposażone w 16 GB RAM startują od 7699 zł. Są to jednak ceny ze sklepu Apple, a możemy się spodziewać, że w zewnętrznych sklepach zrobi się trochę taniej.
Dla porównania nowa czternastka w bazowej wersji (która ma teraz 16 GB RAM) kosztuje 10799 zł, a bazowa szesnastka (również z 16 GB RAM) - 13299 zł. To spora dopłata.
Osobiście potwierdzam to, co pisałem przed premierą: nowe MacBooki Pro nie korcą mnie ani trochę.
Ubiegłoroczny komputer M1 aż nadto wystarcza do moich potrzeb związanych z wideo 4K i obróbką zdjęć, nie wspominając o pracy biurowej. Dopłacając do nowych maszyn, nie odczułbym różnicy przy pracy w moich zastosowaniach.
Część branży kreatywnej pisze o wbudowanym bloku enkodującym format ProRes w nowych procesorach M1 Pro i M1 Max. Z pewnością poprawi to wydajność, ale spieszę z wyjaśnieniem, że jestem świeżo po sporym projekcie, który zmontowałem właśnie z plików ProRes 422 HQ. Projekt był naprawdę ciężki, bo sama surówka a-rollu (czyli część z tzw. „gadającą głową”, bez przebitek) ważyła przeszło 200 GB, a zajmowała 5 minut. Ten materiał był nagrany na dwie kamery. Montowałem go z użyciem funkcji multicam. I wiecie co? MacBook Pro M1 nawet się nie zająknął. Cały timeline działał perfekcyjnie płynnie. To tylko podkreśla, że M1 przez rok wcale się nie zestarzał.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o tym, jak MacBook Pro M1 sprawdza się po roku codziennej pracy, zapraszam do tekstu, który pojawił się na łamach Spider’s Web tydzień temu.