Tylko 10 fotografów z Polski jest na Igrzyskach w Tokio. Rozmawiamy z jednym znich, Rafałem Oleksiewiczem
Na Igrzyskach w Tokio może pracować zaledwie 10 polskich fotoreporterów. Rafał Oleksiewicz znalazł się w tym elitarnym gronie i opowiedział nam o fotografowaniu wyjątkowych Igrzysk Olimpijskich.
Rafał Oleksiewicz to polski fotoreporter z dużymi sukcesami na koncie. Jest członkiem Stowarzyszenia Fotoreporterów oraz AIPS, a jego zdjęcia trafiały na okładki polskich dzienników, tygodników i miesięczników, a do tego były publikowane również w zagranicznej prasie.
Rafał specjalizujące się w fotografowaniu wydarzeń sportowych, politycznych i społecznych, ale to właśnie sport jest jego największym konikiem oraz obszarem, w którym osiągnął najwięcej. To w kategorii sport Rafał zdobył pierwszą nagrodę w konkursie Grand Press Photo 2019.
Rafała miałem przyjemność poznać wiele lat temu za sprawą forum fotograficznego Nikoniarze.pl, gdzie organizował podlaskie plenery. Kilka lat później bardzo pomógł mi postawić pierwsze kroki w fotografii zawodowej, a następnie nasze drogi kilkukrotnie przecinały się za sprawą eventów foto.
I taki właśnie jest Rafał Oleksiewicz. Od zawsze kojarzy mi się z siłą spokoju, bezinteresowną pomocą, determinacją i ogromnie profesjonalnym podejściem do tematu zdjęć.
Rafał Oleksiewicz jest jednym z 10 polskich fotografów pracujących na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio.
Choć Rafał nigdy by tak o sobie nie powiedział, to znalazł się w gronie jeszcze bardziej elitarnym niż grono sportowców, którzy dostali się na Igrzyska Olimpijskie w Tokio.
Mówimy bowiem o bardzo wąskiej grupie fotoreporterów, którzy dostali akredytację na fotografowanie Igrzysk w Tokio. Polska może wystawić zaledwie 10 fotoreporterów. To właśnie ich zdjęcia oglądamy w internetowych i papierowych publikacjach.
Rafał Oleksiewicz wprost z Tokio w rozmowie ze Spider’s Web.
Marcin Połowianiuk: Domyślam się, że dla fotografa sportowego udział w igrzyskach jest ukoronowaniem dotychczasowej kariery. Co czujesz jako fotograf? Wyzwanie, ekscytację, tremę? A może ranga wydarzenia nie ma żadnego wpływu na pracę?
Rafał Oleksiewicz: Przed wylotem była olbrzymia trema, niepewność a momentami przerażenie. Docierały do nas kolejne informacje o zmianach, obostrzeniach, limitach, ale po kilku dniach na miejscu okazało się, że nie będzie tak źle. Od starszych i bardziej doświadczonych kolegów wiedziałem, że IO to bardzo wyczerpujące fizycznie wydarzenie, ale jednocześnie dające wyjątkową okazję do posmakowania najważniejszej sportowej imprezy świata, zobaczenia w akcji najlepszych sportowców, a także podglądania przy pracy czy poznania najlepszych fotografów w branży.
Jak to się stało, że znalazłeś się na Igrzyskach w Tokio? Co trzeba osiągnąć i z kim współpracować, by pojawiła się taka możliwość?
Limit akredytacji na kraj jest niezmienny od wielu lat i wynosi 10 akredytacji fotograficznych na Igrzyska letnie oraz 5 na zimowe. Powiązany jest z liczbą sportowców reprezentujących nasz kraj oraz ich sukcesami. Dystrybucją akredytacji na media krajowe zajmuje się Polski Komitet Olimpijski. Na IO w Tokio jedno miejsce zostało powierzone Agencji Pressfocus, z którą współpracuję od ponad 10 lat, a jej właściciele postanowili mnie powierzyć to zadanie.
Jak wygląda Twoja praca w Tokio na co dzień? Masz dokładnie zaplanowany każdy dzień, czy jest miejsce na improwizację?
IO w Tokio różnią się dość znacznie od poprzednich, głównie z powodu pandemii. Organizatorzy zmniejszyli liczbę dostępnych miejsc dla dziennikarzy na arenach, a dodatkowo wprowadzili system rejestracji na konkretne wydarzenia. Codziennie do 16:00 należy przesłać zgłoszenia na następny dzień. Planowanie kolejnych dni zajmuje mi przynajmniej jedną godzinę dziennie. Trzeba sprawdzić listy startowe, godziny startów, lokalizację aren, rozkład jazdy autobusów, itd. Skupiam się na fotografowaniu polskich sportowców i pod tym kątem układam plan dnia.
Czy mógłbyś opisać swój przykładowy plan dnia z Tokio?
Przykładowy dzień:
- pobudka ok. godziny 5-6,
- podróż na arenę, trwająca zazwyczaj między 30 a 90 minut,
- photo briefing przed wydarzeniem, zwykle zaliczany tylko przy pierwszej wizycie na danym obiekcie,
- pierwsze zdjęcia ok. godziny 8-9,
- szybkie przemieszczanie się na kolejną arenę. W trakcie zgrywanie kart, szybka obróbka i wysyłka zdjęć,
- w zależności od potrzeb powyższy punkt powtarza się 2 do 5 razy,
- powrót do hotelu ok. 1-2 w nocy, prysznic, backup zdjęć, ładowanie wszelkiej elektroniki, pakowanie na kolejny dzień.
Nie ma zbyt wiele czasu na odpoczynek, czy relaks — to nastąpi po powrocie do kraju.
Często widzimy obrazki, w których fotoreporterzy dosłownie walczą o najlepszy kadr przepychając się łokciami. Jak wygląda w praktyce współpraca z innymi fotografami oraz obsługą na miejscu? Każdy ma przydzielone miejsce do fotografowania, czy działacie w myśl zasady „kto pierwszy, ten lepszy”?
Przed wszystkimi organizatorzy kładą duży nacisk na przestrzeganie zasad pandemicznych, stąd zmniejszona liczba miejsc, większe odstępy. Nie będzie już obrazków, na których widać dziesiątki „długich” obiektywów niemal zlanych w jedną całość. Na większości aren są wyznaczone strefy foto z dokładnie oznaczonymi miejscami, które musimy zająć. Zazwyczaj obowiązuje zasada first come, first served, czyli po prostu kto pierwszy ten lepszy. Szczegółów jest dużo więcej, zależnie od areny czy dyscypliny.
Jak obostrzenia wpływają na Twoją pracę na obiektach sportowych? Jest trudniej czy może właśnie łatwiej z uwagi na mniejszy tłok?
Z perspektywy pracy fotoreportera, sumarycznie jest łatwiej. Owszem, jest limit miejsc i trzeba zachować dystans, ale brak kibiców często udostępnił nam trybuny do pracy. Dodatkowo łatwiej jest nam przemieszczać się pomiędzy arenami, panuje mniejszy tłok przed punktami kontroli. Niestety, brak kibiców wpływa również na zachowanie sportowców. Odczuwa się bardziej zachowawcze reakcje sportowców, a jeśli występują, to w kierunku kamer telewizyjnych, czyli w zasadzie kibiców przed telewizorami.
IO to ogromny przekrój dyscyplin. Które z nich najbardziej lubisz fotografować?
Bardzo chciałem sfotografować zawody deskorolkowe czy BMX, które pojawiły się po raz pierwszy na Igrzyskach. Pozostał jeszcze jeden dzień zawodów, jeśli nie nałożą się ze startami Polaków, postaram się tam być. Jako mały miłośnik koszykówki chcę uwiecznić w akcji koszykarski Dream Team. O wejście na finał będzie trudno, ale mecz grupowy czy ćwierćfinał postaram się zaliczyć. Wiele dyscyplin fotografowałem po raz pierwszy, np. kajakarstwo górskie, szermierkę czy żeglarstwo. Wszystkie areny są świetne przygotowania, pozycje fotograficzne zostały przygotowane przez photo manager'ów, często byłych fotografów. Sprzyja to sposobowi pracy, jaki przybrałem.
Czy są dyscypliny, które bardzo chciałbyś sfotografować na IO, a z jakichś względów nie będziesz mógł?
Przyjęty przez mnie plan na Igrzyska od razu oznaczał rezygnację z wielu ciekawych dyscyplin. Mam nadzieję, że w przyszłości będę mógł ponownie uczestniczyć w Igrzyskach, ale zaplanowanych przez mnie tylko z nastawieniem na konkretne obrazy.
Jak wygląda kwestia opuszczania obiektów i całej wioski olimpijskiej? Z tego co wiem, przyjezdnych obowiązuje długa kwarantanna, więc mało kto będzie mógł po pracy pozwiedzać Tokio.
To bardzo, bardzo skomplikowane. Wszystkie obiekty związane z Igrzyskami są wygrodzone, poszczególne grupy (sportowcy, dziennikarze, obsługa) mają oddzielne wejścia. Sportowcy mieszkają w zamkniętej wiosce olimpijskiej, dziennikarze w wybranych hotelach. Obowiązuje zakaz opuszczania hoteli, dozwolone są wyjścia związane z pracą i niezbędnymi zakupami (maksymalnie 15 min). Przez pierwszych 14 dni nie możemy korzystać z komunikacji miejskiej, a w samym Tokio obowiązuje stan wyjątkowy, w efekcie czego restauracje oraz sklepy zamykane są o 20:00.
Muszę Cię zapytać o sprzęt. Ja mam problem z doborem obiektywów nawet kiedy jadę na wakacje. Nie wyobrażam sobie, jak musi wyglądać dobór sprzętu pod Igrzyska. Jaki jest Twój klucz? Z czego korzystasz?
To jest bardzo proste, zabrałem wszystko, co mam. A już poważnie: 4 aparaty, 3 zoomy (w tym szeroki, standard i długi), obiektyw 400 mm, telekonwertery. Taki zestaw zaspokaja 95% potrzeb. Oprócz oczywistości, jak aparaty czy obiektywy, dochodzi mnóstwo niezbędnej „drobnicy”: dyski, ładowarki, czytniki, przejściówki, ogrom kabli, sprzęt do zdalnego wyzwalania, powerbanki, a nawet dwa laptopy. Większość zdublowana, gdyż nie można pozwolić sobie na wpadki na tym polu.
Widziałem na zdjęciach wielkie olimpijskie wypożyczalnie sprzętu. Jak to wygląda w praktyce? Czy masz dowolność w wypożyczaniu korpusów i obiektywów na miejscu?
Na miejscu można posiłkować się wsparciem producentów i wypożyczyć dowolny sprzęt, ale w przypadku Nikona i wsparcia NPS na miejscu (Nikon Professional Services - dop. MP) obowiązuje limit jednego aparatu i obiektywu na osobę. Wypożyczenia realizowane są na 24 godziny. Sporadycznie pracownicy za pozwoleniem szefostwa wypożyczają sprzęt na dłuższy okres, dzięki czemu nie trzeba codziennie odwiedzać centrum prasowego.
Dlaczego w takim razie zabrałeś tak dużo sprzętu z Polski?
Chciałem zaoszczędzić na czasie. Centrum prasowe, gdzie mieści się punkt NPS, znajduje się ok. 15 minut drogi autobusem od centrum przesiadkowego, z którego głównie korzystamy, przemieszczając się pomiędzy arenami. Brak potrzeby odbycia takiej wyprawy to zaoszczędzona przynajmniej godzina, którą można wykorzystać na pracę przy komputerze lub po prostu odpoczynek.
Sprzęt, na którym pracujesz, kosztuje krocie. Ubezpieczasz go na czas podróży i samej pracy? Jak właściwie transportujesz go w samolocie?
Niestety należę do szerokiego grona osób z branży, która jeszcze nie ubezpieczyła sprzętu. Podjąłem już pierwsze działania, aby to zmienić, ale niestety nie zdążyłem przed wylotem do Tokio.
Podróż samolotem dla fotografa to zawsze stresujące doświadczenie. Staram się zabrać cały sprzęt na pokład, wiedząc, że przekraczam dozwolone limity. Do Tokio zabrałem walizkę fotograficzną, na ramieniu miałem obiektyw 400 mm, a na plecach plecak z dwoma laptopami i pomniejszą elektroniką. Odprawa, kontrola i podróż przebiegły bezproblemowo.
Opowiedz o edycji zdjęć. Jako fotograf zajmujesz się tym sam na miejscu, czy nie ma na to czasu?
Jest różnie, zależnie od harmonogramu dnia, rodzaju wydarzeń i wielu innych zmiennych, np. różnicy czasu. Poranne wydarzenia w Tokio wypadają w środku nocy w Polsce. Nie ma większego sensu zmuszać fotoedytora do pracy w nocy, zdjęcia dla polskich czy europejskich klientów mogą nieco poczekać. To niewątpliwa zaleta różnicy stref czasowych. Staram się odpowiadać osobiście za cały proces tworzenia zdjęcia, oprócz samego fotografowania, również za selekcję, obróbkę i opis. To pracochłonne, ale sam doskonale wiem, co i jak chciałem sfotografować w momencie naciskania spustu migawki, a odpowiednie kadrowanie i edycja są tego dokończeniem. W dużych agencjach współpraca fotograf – edytor to spora część sukcesu.
A jak wygląda sama wysyłka zdjęć?
W Tokio organizatorzy zdecydowali o wprowadzeniu zakazu używania własnych routerów Wi-Fi. Jednocześnie udostępnili dziennikarzom i fotoreporterom dostęp do darmowego Wi-Fi oraz gniazd LAN na wszystkich arenach, biurach prasowych oraz autobusach transportowych.
Dziękuję, że znalazłeś czas na rozmowę i życzę kolejnych sukcesów!