REKLAMA

Obciął skrzydła samolotu i zrobił z niego kampera. To najdziwniejsza rzecz, jaką dziś zobaczycie

Od czasu do czasu na drodze można spotkać samochody, które zwracają uwagę tym, że wywołują wrażenie, że „coś z nimi jest nie tak”.

samolot kamper
REKLAMA

Najczęściej potem okazuje się, że ktoś na bazie zwykłego sedana próbował w garażu zrobić „replikę” Ferrari. Wygląda to zazwyczaj okropnie i od strony estetycznej woła o pomstę do nieba. Poznajcie Boskiego Flaminga.

REKLAMA

Nie mam zielonego pojęcia, co przyszło właścicielowi tego… monstrum do głowy, ale determinacji mu nie sposób odmówić. Gino Lucci, były pilot wojskowy ewidentnie nie zamierzał po zakończeniu kariery lotniczej żegnać się z kokpitem. Postanowił zatem stworzyć samochód, w którym będzie się czuł jak w kokpicie samolotu.

Samolot zamienił w kampera

Jak tego dokonać? Najprościej byłoby po prostu odciąć z samochodu nudną kabinę pasażerską i położyć na podwoziu prawdziwy kadłub samolotu. Nie, przecież to nie ma sen…, a w sumie, dlaczego by nie.

Oczywiście przy realizacji tak szalonego projektu, głównym problemem może być znalezienie odpowiedniego samochodu i odpowiedniego kokpitu. Gino jednak - jak to pilot wojskowy - wykazał się wyjątkową determinacją. Po kilkunastu latach poszukiwać w 2019 r. w końcu znalazł odpowiedni złom, który postanowił pospawać w jeden samochodolot, tudzież samolotochód.

Jak wiemy ze starych polskich komedii z Kargulami i Pawlakami, w Stanach Zjednoczonych wszystko jest najlepsze i przede wszystkim największe. Dlatego też Gino Lucci nie postanowił zamienić nadwozia Forda Focusa z kabiną Cessny 172, tylko od razu na podwoziu samochodu ciężarowego posadził kadłub Douglasa DC-3 pamiętający czasy II wojny światowej. Dzięki temu w środku jest tyle miejsca co w autobusie, przez co zamiast samochodu, powstał w końcu pełnoprawny dom na kołach wyposażony w sypialnię, kuchnię i łazienkę.

REKLAMA

Na co dzień autor projektu zajmuje się renowacją starych samolotów w swojej firmie Round Engine Aero, dlatego wiedział konkretnie czego szuka. Budowa pojazdu zajęła rok, a dzięki temu, że pojazd powstał w Stanach Zjednoczonych, a nie w Europie, został nawet dopuszczony do ruchu. Ewidentnie za wielką wodą nikt się nie przejmuje takimi rzeczami jak bezpieczeństwo pasażerów czy pieszych na drodze, a takie rzeczy jak kontrolowane strefy zgniotu czy inne systemy bezpieczeństwa to tylko gadżety.

Boski Flaming przez chwilę nawet wygląda fajnie. Po chwili jednak uświadamiam sobie, że to jeżdżący złom niebezpieczny zarówno dla twórcy jak i całego otoczenia. W sumie cieszę się, że jednak znajduję się po tej stronie wielkiej wody i na ulicach oglądam zwykłe graty.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA