Na biurku mam lepsze smartfony, z tym poczułem się jak w domu. LG V60 ThinQ 5G - pierwsze wrażenia
Nie wiem, jak oni to robią. Na biurku mam cztery inne, teoretycznie lepsze smartfony, a jednak to po wyjęciu z pudełka LG V60 poczułem się jak w domu.
Z topowymi smartfonami LG jest tak, że albo się je kocha, albo nie zauważa ich istnienia. Względnie traktuje jako świetną okazję do kupienia flagowca pół roku po premierze w cenie o połowę niższej, bo błyskawicznie tanieją.
Sam należę do tej pierwszej grupy. Od czasów LG V30 uwielbiam wszystkie topowe smartfony marki, choć obiektywnie rzecz ujmując, jest to afekcja kompletnie irracjonalna.
Nie inaczej jest z LG V60 ThinQ 5G
Gdy LG po raz pierwszy zaprezentowało V60 ThinQ 5G, trudno było skwitować premierę innymi słowami niż „szału nie ma”.
Umówmy się też na wstępie, że będę określał telefon mianem „LG V60", jak nakazuje rozum i godność człowieka.
LG V60 pod wieloma względami przystaje do swoich rywali z najwyższej półki. Ma świetną specyfikację. Jest też jednym z najsolidniejszych, jeśli nie najsolidniejszym telefonem z tej półki, spełniając nie tylko normę IP68, ale też MIL-STD810G.
Pod innymi względami trudno jednak nie odnieść wrażenia, że LG V60 zdaje się być przybyszem z 2019 r. Ekran, choć wielki i piękny, ma rozdzielczość zaledwie 2460 na 1080 px i 60 Hz odświeżania. Do tego okalają go dość grube ramki, a przednia kamera skrywa się w „łezce”, która mocno rzuca się w oczy.
Aparat, choć zapowiada się nieźle, również ma braki, przynajmniej na papierze. Zamiast sensora 108 Mpix, mamy „tylko” 64 Mpix. Nie mamy też ani teleobiektywu, ani żadnego fikuśnego, hybrydowego zoomu.
Teoretycznie – LG V60 to co najwyżej marginalne odświeżenie ubiegłorocznego LG V50. W praktyce jednak ta opowieść ma nieco inny wydźwięk.
LG V60 jest ogromny. Kropka.
„Ojej, ależ to wielkie!”. Nie, to nie kolejny mem z cyklu „that’s what she said”, ale parafraza mojej autentycznej reakcji po wyjęciu LG V60 z pudełka.
Ten smartfon to prawdziwy olbrzym. Mierzy sobie 169,3 x 77,6 x 8,9 mm i waży aż 214 g. Jest większy nawet od Samsunga Galaxy S20 Ultra!
Do tego krawędzie, zarówno ekranu, jak i plecków, są tylko nieznacznie zakrzywione. LG nie próbuje oszukać naszych zmysłów, zwężając aluminiową ramkę czy zaokrąglając obudowę. Nie, LG V60 to ostentacyjnie wielka bestia. Z ledwością mieści mi się w kieszeni, o uchwycie samochodowym nie wspominając.
O dziwo jednak, zaskakująco łatwo jest utrzymać ten telefon. Podczas gdy niemal każdy rywal ma tak cienką ramkę i tak obłe krawędzie, że zwyczajnie nie ma za co chwycić, LG V60 ma szlifowane krawędzie o słusznym rozmiarze. Nie tylko prezentują się one pięknie, ale też umożliwiają bardzo pewny chwyt. Jak dotąd ani przez chwilę nie bałem się, że wypuszczę LG V60 z dłoni, jak regularnie ma to miejsce w przypadku niemal równie wielkiego Galaxy S20 Ultra czy OnePlusa 8 Pro.
Bardzo ucieszyło mnie rozmieszczenie przycisków. Palce trafiają na nie bez żadnej dodatkowej gimnastyki. Jak LG ma w zwyczaju, obok przycisków regulacji głośności i blokady ekranu, mamy też dodatkowy przycisk na lewej krawędzi, służący do wybudzania Asystenta Google.
Tak jak poprzednie modele firmy, LG V60 jest nadspodziewanie solidny. To nie jest kolejny filigranowy telefon, lecz solidny, gęsty kawał szkła i metalu. Szkoda tylko, że LG zrezygnowało z matowego wykończenia, które zastosowano w LG V40. Błyszczące wykończenie, jak w każdym innym smartfonie, przyciąga odciski palców z obrzydliwą łatwością.
Na pochwałę zasługuje również wyspa z aparatami, która niemal w ogóle nie wystaje z obudowy. Krawędź wyspy wyrasta maksymalnie na milimetr ponad resztę telefonu, a całość leży płasko i stabilnie na blacie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mogłem napisać to samo o jakimkolwiek innym smartfonie.
Ekran nie zachwyca, ale też nie rozczarowuje.
Gdy obok leżą OnePlus 8 Pro i Galaxy S20 Ultra, trudno się zachwycić wyświetlaczem w LG V60. Panel P-OLED o przekątnej 6,8” prezentuje się pięknie, ale… nie wyjątkowo. Rozdzielczość jest relatywnie niska, jak na telefon z tej półki – 2460 x 1080 px. Częstotliwość odświeżania jest typowa – żadnych 90 lub 120 Hz, lecz standardowe 60 Hz.
LG gra tutaj w ryzykowną grę – próbuje dać użytkownikom to, co bardziej im się przyda, a nie to, co nakazuje marketing. Owszem, 90 Hz lub 120 Hz w ekranie robi wrażenie. Różnica w płynności jest widoczna gołym okiem, podobnie jak różnica między rozdzielczością FHD+ a QHD+. Sęk w tym, że nie są to bajery z kategorii niezbędnych. Ograniczenie rozdzielczości i częstotliwości ekranu oznacza za to znacznie mniejszą konsumpcję energii, co powinno przełożyć się na fantastyczny czas pracy ogniw o pojemności 5000 mAh. Czas pokaże, na ile to założenie znajdzie pokrycie w rzeczywistości.
O ile osobiście nie przeszkadza mi decyzja LG o zastosowaniu niższej rozdzielczości i częstotliwości odświeżania ekranu, tak muszę wytknąć ekranowi LG V60 jedną wadę – przy niższych poziomach jasności kąty widzenia słabną, a cały ekran widziany pod kątem nabiera zielonkawego zafarbu.
Na szczęście wystarczy podnieść jasność do ok. 25 proc., by problem zupełnie zniknął. Powyżej tej wartości to naprawdę śliczny wyświetlacz, nawet jeśli nie jest najlepszy w stawce, a dodatkowo bardzo cieszy brak silnie zakrzywionych krawędzi. Na tle telefonów takich jak Xiaomi Mi 10 czy OnePlusa 8 Pro to bardzo miła odmiana.
Jeśli design LG V60 to powrót do roku 2019, to oprogramowanie zabiera nas w sentymentalną podróż do 2010 r.
Ok, może przesadzam, ale pamiętam dość dobrze mojego pierwszego LG Swifta i jeśli chodzi o ogólny feeling i filozofię projektu, oprogramowanie LG niewiele się zmieniło.
Na szczęście aspekty wizualne można z łatwością zmienić, toteż od razu zainstalowałem Microsoft Launcher i zapomniałem o koreańskiej wizji Androida. Gorzej z innymi niedociągnięciami oprogramowania. Niezmiennie bawi mnie, że po pierwszej konfiguracji każdy topowy smartfon LG ostrzega, żebym nie wyjmował baterii.
Strasznie irytujące są też komunikaty samouczka, szczególnie tego odnośnie gestów nawigacji w Androidzie 10 – pomimo wielokrotnego dotknięcia krzyżyka, by komunikat zniknął, ten pojawiał się do oporu, aż odbębniłem samouczek.
Niech gra muzyka! LG V60 powinien być smartfonem pierwszego wyboru dla melomanów.
Zasadniczo jestem zdania, że gniazdo jack 3,5 mm należy odprawić na emeryturę. Jednak za każdym razem, gdy podłączam dobre słuchawki do któregoś ze smartfonów LG serii V, zmieniam zdanie.
Nie inaczej jest i tutaj – gdy podłączyłem do LG V60 moje profilowane słuchawki Custom Art Fibae 7, musiałem podtrzymać szczękę dłonią, żeby nie opadła do samej ziemi. 32-bitowy DAC brzmi lepiej niż kiedykolwiek i nie omieszkam poświęcić mu osobnego materiału w niedalekiej przyszłości.
W przypadku LG V60 do świetnego złącza słuchawkowego dołączają również świetne głośniki. Nie są one co prawda ani tak głośne, jak w Samsungu Galaxy S20 Ultra, ani tak głęboko brzmiące jak w iPhonie 11, ale grają dostatecznie głośno i zaskakująco szczegółowo. W sam raz do oglądania seriali czy filmów na YouTubie oraz puszczenia podcastu podczas mycia naczyń.
Nadmienię również, że LG po raz kolejny pokazuje innym producentom, jak robić wibracje w telefonie. Tylko iPhone’y oraz nowy OnePlus 8 Pro mają tak dobre motorki wibracyjne. Mała rzecz, ale pisanie na wirtualnej klawiaturze czy choćby odbieranie powiadomień w kieszeni jest w LG V60 odrobinę przyjemniejsze niż u konkurencji.
Cieszy też fakt, że LG nie tylko nie odeszło od dodawania słuchawek do swoich topowych smartfonów, ale dodaje do zestawu naprawdę dobre pchełki. W połączeniu z fenomenalnym DAC można się cieszyć muzyką wysokiej jakości prosto z pudełka.
Aparat budzi mieszane uczucia.
LG od dawna nie jest faworytem wyścigu w fotografii mobilnej, a LG V60 wyraźnie odstaje możliwościami od reszty stawki.
Tym niemniej, sądząc po recenzjach zza Wielkiej Wody, z aparatów o rozdzielczości 64 Mpix i 13 Mpix można wycisnąć naprawdę sporo. Do tego LG oddaje w ręce użytkowników najbardziej zaawansowany tryb profesjonalny spośród wszystkich smartfonów, nie tylko w zdjęciach, ale także w wideo.
Póki co mam więcej pytań niż odpowiedzi. Czy sensowne było zastosowanie sensora ToF do trybu portretowego? Czy dwukrotny cyfrowy crop z aparatu 64 Mpix może zastąpić dedykowany aparat z obiektywem tele? Czy stabilizacja w wideo jest w stanie dotrzymać kroku tej z iPhone’a 11 i Galaxy S20 Ultra?
To wszystko mam nadzieję odkryć w czasie testów tego smartfona i mocno liczę na to, że aparat okaże się lepszy niż można by się spodziewać po suchej specyfikacji.
Zaczynamy testy!
LG V60 nie będzie miał na rynku łatwego życia, to można powiedzieć już w tej chwili. Kosztując 4300 zł staje w jednej linii z Samsungiem Galaxy S20+, OnePlusem 8 Pro, Xiaomi Mi 10 Pro czy iPhone’em 11. W tej kategorii nie ma miejsca na kompromisy i nie ma miejsca na poważne błędy – konsument wydający takie pieniądze liczy na to, że kupuje sprzęt ze wszechmiar wyjątkowy, przynajmniej w jakimś zakresie.
Przekonajmy się, ile wyjątkowości jest w najnowszym smartfonie LG. Póki co jestem nim irracjonalnie zauroczony.