REKLAMA

Patrząc na koronawirusa gracze myślą o Resident Evil. Branża gier zna więcej groźnych epidemii

Gdy koronawirus zainfekował przekazy mediów masowych, gracze doszukiwali się podobieństw i zależności między chińskim 2019-nCoV oraz epidemią zombie z Resident Evil. Trudno o lepszy przykład tego, jak silna i rozpoznawalna jest marka tego horroru w zbiorowej świadomości. Ze szkodą dla innych gier traktujących o epidemiach i pandemiach. Równie dobrych, równie ciekawych, a czasami równie strasznych.

Patrząc na koronawirusa gracze myślą o Resident Evil. Branża gier zna więcej groźnych epidemii
REKLAMA
REKLAMA

Koronawirus to dzisiaj temat numer jeden w światowym obiegu informacją. Media regularnie aktualizują liczbę tragicznych zgonów, a także przypinają nowe pineski z potwierdzonymi infekcjami na płaskiej mapie świata. Można powiedzieć, że wszyscy zachorowaliśmy na 2019-nCoV, chociaż nasz układ odpornościowy nie miał żadnego kontaktu z tym wirusem. Dlatego nie zdziwiłem się, gdy na forach i grupach poświęconych serii Resident Evil zaczęło powstawać wielkie poruszenie. Gracze szukają porównań, podobieństw i alegorii między ulubioną marką horrorów i światem rzeczywistym.

Trudno się im dziwić. Powody do porównań z Resident Evil znalazły się same.

W sieci krąży popularna grafika, na której widać logo jednego z laboratoriów z rzekomą siedzibą w Wuhan (w rzeczywistości firma funkcjonuje w Szanghaju). Logo ewidentnie inspirowane serią Resident Evil, w której pojawia się złowroga korporacja Umrella. Umbrella to firma farmaceutyczna, która pod pretekstem tworzenia leków eksperymentuje na najgroźniejszych wirusach i bakteriach, tworząc potajemnie bronie biologiczne. Jedyna różnica to zmiana koloru czerwonych elementów na zielone. Jednak sam kształt i wygląd jest nie do pomylenia.

Fikcyjna korporacja Umbrella z gier Resident Evil posiadała swoje laboratoria m.in. pod amerykańskim miastem Raccoon City. Z kolei w prawdziwym Wuhan znajduje się Wuhan Institute of Virology – miejsce, w którym pracuje się nad jednymi z najgroźniejszych wirusów i bakterii na świecie. Redaktor The Washington Times popełnił nawet mocno sensacyjny (i mocno przerysowany) tekst o tym miejscu, wplątując w to wszystko śmiercionośną broń biologiczną.

Mamy więc logo, mamy laboratorium nastawione na produkcję najgroźniejszych szczepów zakaźnych na świecie, nawet nazwa Corona(virus) to akronim Racoon(city). Uważniejsi internauci dostrzegą rozbieżności - choćby taką, że w nazwie fikcyjnego miasta z serii gier brakuje jednego „c”, ale w dobie teorii spiskowych, płaskoziemców i antyszczepionkowców nikt nie zwraca uwagi na takie detale.

Fani Resident Evil byli zachwyceni podobieństwami. Przynajmniej dopóki koronawirus nie zaczął zbierać śmiertelnego żniwa. Przez szacunek dla zmarłych na wielu grupach dyskusja zaczęła być tonowana oraz moderowana. W momencie pisania tego tekstu przez 2019-nCoV zginęło już ponad 420 osób.

Gdyby zbadać sprawę nieco poważniej, T-Virus z Resident Evil jest radykalnie inny od 2019-nCoV.

Już nawet nie chodzi o zombie, potwory i deformacje. Zasadnicza różnica polega na tym, że w przypadku wirusa T mamy do czynienia ze szczepami rozmaitych wirusów tworzonych przez Umbrellę na przestrzeni dziesiątek lat. Biorąc T pod mikroskop, znajdziemy w nim sztuczną, laboratoryjną mieszaninę wirusów HSV1 i HSV2 (opryszczka), wirusa EBOV (Ebola) oraz dwuniciowego RNA fikcyjnego wirusa Progenitor - pochodnego rzadkiej rośliny występującej wyłącznie w Afryce. Taki wirus przenosi się drogą kropelkową, w kontakcie z płynami zakażonego. Co ciekawe, T-Virus nie zamienia w zombie, ale zabija nosiciela. Dopiero kolejne sztuczne szczepy tworzone na potrzeby rynku zbrojeniowego zyskały tę właściwość.

Koronawirus również dokonuje ekspansji drogą kropelkową. Jednak na tym podobieństwa się kończą. 2019-nCoV to jednoniciowy wirus naturalnego pochodzenia, którego rezerwuarem są węże, nietoperze oraz… ludzie. Za genezę tego konkretnego koronawirusa wskazuje się choroby odzwierzęce, jak np. wścieklizna czy bruceloza. Nie ma sekretnych laboratoriów, złych korporacji ani broni biologicznych. Zamiast tego mamy targ rybny w Wuhan, niską higienę, zwierzęce choroby oraz zamiłowanie Chińczyków do jedzenie praktycznie wszystkiego, co się rusza albo co kiedyś się ruszało.

Oczywiście w tym miejscu głos mogą podnieść miłośnicy teorii spiskowych. No bo jak to tak, po prostu z natury? Bez międzynarodowych spisków i celowego działania chińskiego rządu? W takiej sytuacji warto zwrócić uwagę, że Czarna Śmierć z 1346 r. również nie potrzebowała tajnych laboratoriów ani złych korporacji aby wytłuc połowę Europy. Po prostu przyszła, prosto z Chin, przez Krym, zabijając około 200 mln ludzi. Matka natura naprawdę nie potrzebuje taniej sensacji aby usunąć nas niczym pryszcz z twarzy. To my usilnie dodajemy naszemu pogromowi sensowności i poetyckości, szukając ciekawych scenariuszy na miarę książek Toma Clancy’ego.

Zresztą, jedna z najciekawszych wizji epidemii w grach wideo pochodzi właśnie od Clancy’ego.

W Tom Clancy’s The Division oraz The Division 2 nie mamy do czynienia z żadnymi zombie, mutantami ani potworami. Seria gier Ubisoftu pokazuje epidemię wirusa jako celowy, świetnie wyreżyserowany spektakl w wykonaniu bardzo wąskiej grupy ludzi. Oto bowiem amerykańskie banknoty wchodzące do obiegu zostały nasączone sztucznym, niezwykle śmiertelnym wirusem. Dzieje się to na moment przed Czarnym Piątkiem – świętem współczesnego konsumpcjonizmu. Wielka wyprzedaż zamienia się w wielki chaos, gdy ludzie chorują i umierają w największych amerykańskich aglomeracjach.

Gdy lekarze i naukowcy odkrywają źródło infekcji, nazywają wirusa dolarową grypą oraz zieloną trucizną. To laboratoryjnie wychodowany szczep czarnej ospy na którego nie udało się znaleźć skutecznego lekarstwa. Za jego powstanie odpowiada wirusolog Gordon Amherst – naukowiec głoszący radykalne poglądy o konieczności wspierania naturalnej selekcji, a także kontroli populacji. Amherst był jedną z pierwszych ofiar swojego własnego dzieła, które trafiło później w ręce zbuntowanych agentów rządowych.

Zielona trucizna została tak zaprojektowana, aby w pierwszej fazie przypominać klasyczną grypę. Jej okres inkubacji oraz aktywności został znacząco przyspieszony. Zaledwie 10 proc. społeczeństwa wykazuje naturalną odporność na wirusa, który zabija ze stuprocentową skutecznością. Dzięki zaplanowanej infekcji w Nowym Jorku, dolarowa grypa błyskawicznie pojawiła się w innych amerykańskich miastach, a także krajach na całym świecie. Zmodyfikowana czarna ospa dotarła do prawie 150 państw, siejąc spustoszenie na niespotykaną skalę. Pod wpływem zielonej trucizny upadły rządy i mocarstwa, a ludzie wrócili do plemiennych walk o terytorium i zasoby.

Nie zapomnę początku epidemii z The Last of Us. Tam żniwo zbierały… grzyby

Do 2013 r. ponad połowa populacji Ziemi została zabita bądź zainfekowana. To nie wirus okazał się jednak masowym mordercą. Winnym epidemii jest pasożytniczy grzyb wzorowany na jak najbardziej realnym ophiocordyceps unilateralis. Zarodniki tego grzyba są w stanie przejąć kontrolę nad mrówkami, wpływając na ich zachowania. Za pomocą feromonów ophiocordyceps unilateralis oddala insekta od mrowiska, a następnie zamienia w posłusznego niewolnika, z którego ciała wyrasta właściwy grzyb. Co by się stało, gdyby w podobny sposób można było zainfekować człowieka?

Właśnie o tym traktuje The Last of Us. Zarodniki grzyba przenoszone drogą powietrzną gnieżdżą się w ludzkim ciele, traktując go jako pokarm oraz gospodarza. Ofiara opanowana przez grzyba stopniowo traci świadomość oraz zdolność do samodzielnego myślenia. Nasila się gorączka, agresja oraz przejawy przemocy. Po dwóch tygodniach dochodzi również do fizycznych przemian. Niczym unilateralis wyrastający z mrówki, grzyb zaczyna rosnąć w ludzkim ciele i przebijać się na zewnątrz. W tym momencie ofiara jest już w pełni poddana pasożytowi, spełniając jego jedyną wolę: chęć do rozmnażania się za pomocą kolejnych zarodników. Pełna, makabryczna ewolucja jest już wyłącznie kwestią czasu.

A gdyby tak epidemia dotykała tylko ludzi posługujących się konkretnym językiem?

Zdolność do niekontrolowanego rozprzestrzeniania się zielonej trucizny, wirusa T czy zarodników z TLoU sprawia, że żaden z tych środków nie nada się jako precyzyjna broń biologiczna. Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której jedna z omówionych epidemii zwraca się przeciwko jej twórcy, wychodząc poza granice wrogiego państwa, miasta czy regionu. Dlatego na rynku broni biologicznych potrzeba czegoś równie śmiertelnego, ale jednocześnie łatwiejszego do okiełznania. Doskonale wiedzieli o tym Filozofowie – środowisko najbardziej wpływowych polityków i przedsiębiorców z Metal Gear Solid, finansując prace nad pasożytem strun głosowych.

Pasożyt strun głosowych to właściwie cała grupa sztucznie powstałych organizmów, które infekują wnętrze gardła ofiary. Pasożyty zagnieżdżają się na strunach głosowych, a następnie przechodzą w stan uśpienia. Organizmy stają się niegroźne dla nosiciela, o ile ten nie wybudzi je na skutek zaprogramowanych wcześniej drgań i ruchów membran. Co ciekawe, drgania i ruchy strun głosowych są różne w zależności od wypowiadanych kwestii, a pasożyta można zaprogramować pod konkretny dialekt i konkretny język.

W swojej oryginalnej formie, pasożyt strun głosowych powstał w latach 30-tych minionego wieku jako broń przeciwko zachodniemu światowi oraz państwom posługującym się językiem angielskim. Za powstanie osobliwego organizmu odpowiada naukowiec z mniejszości amerykańskich Indian, który stworzył go jako mechanizm obronny mniejszości etnicznych przed imperializmem zachodu oraz lingua franca – obcymi językami z zewnątrz, dokonującymi agresywnej ekspansji wobec pokojowych, miejscowych kultur. Filozofowie przejęli dokonania naukowca, rozwijając pasożyta w ten sposób, aby ten działał przeciwko każdemu językowi jaki tylko mu się zakoduje. Stąd rozmaite szczepy pasożyta, wymierzone w poszczególne kraje i narodowości.

Nuda? Nie od dzisiaj możesz stworzyć własną epidemię.

REKLAMA

Od momentu, w którym wszyscy zachorowaliśmy na koronawirusa, niezwykłą popularnością cieszy się najnowsza wersja gry Plague Inc. W niej gracz sam tworzy własny patogen, a następnie dokonuje pierwszej infekcji w wybranym przez siebie miejscu. Producenci chwalą się dziesięcioma typami zarazy, dwudziestoma unikalnymi scenariuszami, dobrym odwzorowaniem Ziemi wraz z jej geograficznymi właściwościami, szlakami komunikacyjnymi oraz przepływem ludności, a także trybem kooperacji oraz trybem wieloosobowym.

Być może to właśnie Plague Inc jest odpowiedzią na medialne szaleństwo związane z 2019-nCoV. Kreator chorób zakaźny znajdujący się w grze pozwala przygotowywać społeczności niesamowite, przezabawne scenariusze do pobrania. Jest tutaj na przykład globalna infekcja grą Fortnite albo jedyna w swoim rodzaju misja Świętego Mikołaja, którego prezenty muszą dotrzeć do każdego człowieka na świecie. W nawiązaniu do koronawirusa szczególnie polecam darmową aktualizację do Plague Inc o tytule Fake News, w której niepotwierdzone informacje rozchodzą się jeszcze szybciej niż najgorsze bakterie i wirusy. To nie żart. Taka aktualizacja naprawdę powstała. Zapewne dedykowana m.in. czytelnikom The Washington Times.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA