REKLAMA

Internet stał się narzędziem do niszczenia demokracji

- To oczywiste, że demokracje na całym świecie są atakowane - twierdzi Brad Smith, dyrektor Microsoftu odpowiedzialny za sprawy korporacyjne i prawne. Za chwilę zaś dodaje, że zagraniczne podmioty chcą zakłócić wybory i zasiać niezgodę.

Rosjanie próbują wpływać na wybory.
REKLAMA
REKLAMA

O kim mowa, łatwo się domyślić. Menadżer jednej z najważniejszych spółek technologicznych na świecie ma na myśli Rosjan i ich wpływ na wybory przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych. Ta uwaga nie została jednak wypowiedziana sobie a muzom i nie jest wyrazem fobii, ale padła w konkretnym kontekście. Chodzi o działania w Sieci, które miały na celu podszywanie się pod znane organizacje i witryny.

Amerykanie mają dość specyficzne podejście do kwestii tzw. bezpieczeństwa narodowego, ale jest coś niepokojącego w słowach Smitha, gdy wskazuje on, że internet stał się w pewnym sensie narzędziem do niszczenia demokracji. Oddajmy mu głos:

Rosjanie od dawna próbują wpływać na wybory.

Smith w swoim wpisie na blogu relacjonuje, że w ubiegłym tygodniu specjalna komórka Microsoftu ds. przestępstw cyfrowych wykonała orzeczenie sądu, przejmując kontrolę nad sześcioma domenami powiązanymi z grupą Strontium,k znaną również jako Fancy Bear lub APT28. Microsoft w ciągu dwóch lat miał skorzystać z podobnej procedury 12 razy w odniesieniu do 84 domen.

Mechanizm jest prosty - tworzone są strony, które podszywają się pod witryny związane z partami politycznymi i w ten sposób mają wpływać na wyborców. Wśród organizacji, które próbowano podrobić Smith wymienia International Republican Institute związany z sześcioma republikańskimi senatorami.

Koncern nie ogranicza się wyłącznie do działań doraźnych. W ramach programu Microsoft Defending Democracy zapewni ochronę podmiotom, które są zaangażowane w wybory: sztabom kandydatów, ale też think tankom i ośrodkom analitycznym. Mogą z nich skorzystać biura, które używają na co dzień Office'a 360.

Problem nie kończy się nad Potomakiem i dotyczy również innych krajów.

Menadżer Microsoftu przywołuje w kontekście aktywności Rosjan wybory we Francji. Jeżeli dodamy do tego przypadki, w których do szerzenia dezinformacji wykorzystywane były serwisy społecznościowe, lista się wydłuży.

Konta związane z grupą tzw. trolli z Olgino usuwać musiały m.in. Google i Facebook. Zarejestrowana w Petersburgu Internetowa Agencja Badawcza na celowniku europejskich mediów znalazła się już w 2014 r. Jej rolą było kształtowanie opinii poprzez komentarze w sieci. Na początku przede wszystkim na terenie Rosji i państw byłego ZSRR.

Gdy w październiku ubiegłego roku wyszły na jaw informacje o działalności Internetowej Agencji Badawczej, Facebook podał, że treści przez nią dodane wyświetliły się 126 mln użytkowników w Stanach Zjednoczonych.

Podczas przesłuchań przed Parlamentem Europejskim i amerykańskim Senatem, Mark Zuckerberg opowiadał o działaniach Facebooka mających na celu - jak to ujmował - zachowanie integralności wyborów. Szef największego serwisu społecznościowego świata mówił przede wszystkim o likwidacji fałszywych kont i współpracy m.in. z niemieckimi służbami w czasie kampanii w Niemczech.

Walka trwa nadal. We wtorek Facebook ogłosił usunięcie kolejnych 652 stron, grup i kont. Po raz kolejny palcem została wskazana Rosja, ale tym razem do tej krótkiej listy dołączył też Iran. Mechanizm był podobny do opisanego powyżej. Usunięte konta służyły szerzeniu dezinformacji i fake newsów. Treści tworzone w ten sposób miały oddziaływać na użytkowników Facebooka i Instagrama z Bliskiego Wschodu, Ameryki Łacińskiej, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Firma podaje, że wszystkie te konta, grupy i strony skupiły 1,04 mln użytkowników. Na kampanie reklamowe wydano łącznie 12 tys. dol.

Czy wybory w Polsce są zagrożone?

REKLAMA

W Polsce nie mówi się głośno o działaniu rosyjskiej agentury wpływu. Zagrożenia dotyczą jednak nie tylko obcych mocarstw. internet stał się narzędziem, a każdy, kto spędził chociaż kilka dni na Facebooku, wie jaką siłę rażenia mają fake newsy. Postulat, by w szkołach odbywały się lekcje rozpoznawania fake newsów, który postawił mój redakcyjny kolega, jest nie tylko uzasadniony, ale niedługo edukacja w tym zakresie okaże się koniecznością.

Paradoksalnie nie chodzi tylko o wybory i politykę. Skoro zaś ulegamy prostym manipulacjom dotyczącym markowych okularów czy smartfonów, rzekomo sprzedawanych za bezcen, jesteśmy narażeni na podobne oszustwa dotyczące kandydatów w wyborach, zjawisk społecznych i politycznych.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA