Historia rodem z X-Files. Pentagon przyznaje się do badań nad UFO
22 miliony dolarów. Tyle wynosił roczny budżet amerykańskiego Zaawansowanego programu identyfikacji zaawansowanych zagrożeń powietrznych, w ramach którego przedstawiciele Pentagonu zajmowali się poszukiwaniem UFO.
I nie jest to żadna teoria spiskowa z internetowego forum na temat zjawisk paranormalnych. Do oficjalnych dokumentów, które nie pozostawiają żadnego cienia wątpliwości co do realności programu dotarły redakcje The New York Times i Politico.
W jaki sposób Pentagon prowadził poszukiwania UFO?
Amerykański Departament Obrony nigdy wcześniej nie potwierdził istnienia programu, który oficjalnie działa w latach 2007-2012. Człowiekiem odpowiedzialnym za analizowanie doniesień o niezidentyfikowanych obiektach latających i prowadzenie śledztw w tej sprawie był Luis Elizondo, oficer wywiadu wojskowego, którego biuro mieściło się na piątym piętrze w pierścieniu C Pentagonu.
Pod dowództwem Elizondo, wojskowi urzędnicy badali wszystkie doniesienia o UFO, dostarczane im przez pilotów wojskowych, członków służb specjalnych i postronnych obserwatorów, którzy byli absolutnie pewni tego, że natknęli się na istoty z innej planety.
W analizie tych wszystkich historii pomagała im firma badawcza Bigelow Aerospaces, założona w 1999 r. przez Roberta Bigelowa. Bigelow był wieloletnim przyjacielem Harry'ego Reida - demokraty z Nevady, na wniosek którego utworzono Zaawansowany program identyfikacji zaawansowanych zagrożeń powietrznych.
Reid, który w tym roku przeszedł na emeryturę stwierdził, że jest dumny z tego programu, który według niego jest jedną z najlepszych rzeczy, jakiej udało mu się dokonać w trakcie swojej politycznej kariery. Bigelow jest z kolei absolutnie pewien istnienia obcych i tego, że co jakiś czas odwiedzają oni naszą planetę w swoich zaawansowanych konstrukcjach latających.
Czy UFO rzeczywiście istnieje?
Wraz z dokumentami potwierdzającymi istnienie samego programu, do sieci wyciekło również nagranie zarejestrowane przez lotnictwo amerykańskiej marynarki wojennej. Słychać na nim rozmowę dwóch pilotów F/A-18 Super Hornet, którzy podczas rutynowego lotu nad wybrzeżem San Diego w 2004 r. natknęli się na bardzo dziwnie zachowujący się obiekt latający.
Co to było? Nikt ja dotąd nie potrafił udzielić jednoznacznej odpowiedzi. W internecie znajdziecie oczywiście przeciwstawne teorie, które można podsumować mniej więcej tak: ci, którzy wierzyli w UFO, uwierzyli w nie jeszcze bardziej, sceptycy natomiast nadal pozostają nieprzekonani.
Sara Seager, astrofizyk z politechniki MIT i James E. Oberg, były inżynier NASA i autor książek, w których obala teorie związane z UFO, poproszeni o skomentowanie całej sprawy stwierdzili zgodnie, że zarejestrowany na taśmach fenomen wcale nie musi pochodzić spoza naszej planety. Na Ziemi jest dostatecznie dużo zjawisk, których nie potrafimy wyjaśnić.
Niejednoznaczne nagranie.
Co widać na powyższym nagraniu? Nie wiadomo. Wiemy jedynie, że zostało ono wykonane przez system celowniczy ATFLIR, za pośrednictwem kamer nagrywających obraz w podczerwieni. W trakcie odtajniania powyższego nagrania, Pentagon zdecydował się również na usunięcie informacji na temat konkretnej lokalizacji tego niecodziennego spotkania.
Luis Elizondo powiedział z kolei, że program wcale nie zakończył się w 2012 r. Elizondo zrezygnował z posady w Pentagonie w październiku br. Tym działaniem chciał zaprotestować przeciwko przesadnej tajemnicy, jaka towarzyszyła programowi badania niezidentyfikowanych obiektów latającyh. Elizondo twierdzi również, że Pentagon wyznaczył już jego następcę. Nie chciał jednak zdradzać jego nazwiska.
Prawda jest gdzieś tam...
Elizondo, po odejściu z Pentagonu dołączył do Harolda E. Puthoffa - inżyniera, który zajmował się badaniem UFO dla CIA i Christophera K. Mellona - byłego zastępcy asystenta sekretarza obrony ds. wywiadu.
Trzej panowie zajmować się będą prowadzeniem nowej, komercyjnej działalności To the Stars Academy of Arts and Science. Jeśli tylko uda im się zebrać odpowiednio dużo pieniędzy, chcą kontynuować swoje poszukiwania niezidentyfikowanych obiektów latających.
Ich zdaniem bowiem, zjawiska które badali za publiczne pieniądze nie mogły pochodzić z Ziemi. Żaden kraj nie dysponuje aż tak zaawansowaną technologią.
Z jednej strony trudno odrzucić w całości teorię, która zakłada, że jesteśmy jedyną, zaawansowaną cywilizacją we wszechświecie. Według wyliczeń dr Franka Drake'a, we Wszechświecie może istnieć 250 tys. wysokorozwiniętych form życia, dysponujących technologią, dzięki której mogą one odwiedzać naszą planetę. Z drugiej strony: żadna z nich, jak dotąd, nie zdecydowała się na publiczny kontakt z ludzkością.
Jedyne dowody na istnienie pozaziemskich, zaawansowanych cywilizacji, jakimi obecnie dysponujemy, przypominają powyższe nagranie, które można interpretować na bardzo wiele sposobów. Pozostaje też kwestia tego, że za pomocą naszych bardzo zaawansowanych teleskopów kosmicznych jak na razie nie udało nam się zaobserwować chociażby najmniejszego dowodu na istnienie jakiejkolwiek wysokorozwiniętej, pozaziemskiej cywilizacji.
Tym samym doszliśmy właśnie do Paradoksu Fermiego, który (w wielkim skrócie) mówi o tym, że albo nasza cywilizacja jest o wiele bardziej wyjątkowa, niż nam się wydaje, albo po prostu nie dysponujemy jeszcze odpowiednimi instrumentami, żeby zobaczyć obcych.