Oto czego większość z was nie rozumie nt. Apple
Nie ma premiery iPhone’a, by nie pojawiały się te same wyliczanki: ta nowość była tu, ta funkcja wzięta stąd, a tak naprawdę wszystko wcześniej pokazała marka X - 8 lat temu.
Do tego zawsze pojawiają się komentarze czytelników odnośnie cen smartfonu Apple’a: tylko idioci, pozerzy i snobi wydadzą na to tyle pieniędzy, w Xiaomi można dostać to wszystko za 1/4 ceny.
Z kolei w mediach pojawiają się opinie i sondy ekspertów, które zawsze - prześledźcie, naprawdę zawsze - zawierają te same stwierdzenia: Apple stracił miano innowatora, źle się dzieje w Cupertino, marka iPhone jest teraz bardzo odtwórcza.
Potem jednak przychodzi weryfikacja rynkowa i Apple świętuje kolejne rekordy sprzedaży iPhone’a i miliardy dolarów przychodów i zysków. Dochodzi do takich absurdów rynkowych, że praktycznie jedna firma zbiera ponad 100 proc. zysków z całej branży, czyli inni dopłacają/tracą na produkcji i sprzedaży smartfonów, a Apple zarabia tyle, że zgarnia nawet te pieniądze, które inni tracą.
Ten cykl medialno-rynkowy powtarza się każdego roku.
Jak to się dzieje? Dlaczego tak niewielu rozumie fenomen produktów Apple’a?
Nad odpowiedziami na te pytania zastanawiam się od lat. I moje rozumienie tematu w zasadzie od wielu lat też się nie zmienia, bo Apple konsekwentnie rozwija to, co tworzy od 1997 r., gdy Steve Jobs wrócił do firmy.
Jednym z koronnych argumentów obrazoburczych przeciwko Apple jest taki, że iPhone’y kupuje sekta zapatrzonych, bezmózgowych klientów, którzy traktują markę jak produkt quasi-religijny.
Między bajki można włożyć takie gadanie. W ciągu 10 lat iPhone’ów sprzedało się - uwaga - 1,16 mld sztuk. Mówi się, że aktywnych użytkowników iPhone’ów jest ponad 650 mln. 650 mln wyznawców? Bzdura.
Zdecydowana większość klientów Apple’a to tzw. randomy - zwykli klienci, którzy nie znają się przesadnie na rynku, nie uczestniczą w wojenkach iOS kontra Android, nie czytają mediów technologicznych, w tym (niestety) Spider’s Web, a z marek smartfonów potrafią wymienić nie więcej, niż 4.
Ci klienci kupują iPhone’a, bo:
- im się podoba i chcą mieć ładny produkt: używać go i patrzeć na niego z przyjemnością każdego dnia;
- marki Apple i iPhone kojarzą im się bardzo dobrze: są godne zaufania i polecenia, prestiżowe, innowacyjne i nowoczesne;
- wydaje im się, że korzystają z eksluzywnego produktu z segmentu premium.
Dla części tych klientów to produkt aspiracyjny, czyli taki, który de facto leży poza ich możliwościami finansowymi, ale ze względu na powyższe atrybuty marketingowe są w stanie: a) oszczędzać pieniądze, by go zdobyć, c) zadłużyć się, by go mieć szybko, najlepiej w dniu premiery.
Na to wszystko Apple pracował latami!
To właśnie konsekwentne budowanie marki - powoli, kroczek po kroczku, z generacji na generację, jedna nowość po drugiej, a nie wszystkie naraz - pozwala na czerpanie benefitów w postaci zalewu klientów.
Nikt nie kwestionuje tego, że Apple w każdej jednej jednostkowej funkcji, technologii nie był pierwszy. Były ekrany dotykowe przed iPhone’em, był zalążek technologii multi-touch przed iPhone’em, biometryka zabezpieczeń nie pojawiła się jako pierwsza w iPhonie, nawet kopiuj/wklej było w Androidzie pierwsze.
Od zawsze jednak, a w przypadku iPhone’a od jego pierwszej generacji, Apple prezentował produkty kompletne, przyjazne i zrozumiałe dla przeciętnego użytkownika. I robił to zdecydowanie najlepiej na rynku. Oczywiście z ograniczeniami w rozumieniu zaawansowanych użytkowników, którzy chcieliby zawsze czegoś więcej, możliwości grzebania w sprzęcie, personalizowania go i zmieniania na swoje. Przeciętni klienci Apple’a, czyli zdecydowana większość, byli i są szczęśliwi z tego, co dostają.
Zwróćcie uwagę, że przez 10 lat istnienia marki iPhone, Apple nie miała żadnego poważnego kryzysu wokół tej marki. No, może w przypadku „złego trzymania iPhone’a 4”, choć tak po prawdzie, był to bardziej problem medialny, aniżeli rynkowy, bo iPhone 4 sprzedał się wyśmienicie.
Wszyscy inni mieli większe lub mniejsze problemy. Samsung? Nie wspominając bezprecedensowej sprawy samozapalającego się Note’a 7, sprzedaż smartfonów Samsunga miała kilka załamań na przestrzeni ostatniej dekady. Przypominam, że modele Galaxy S4 - Galaxy S6 miały duży problem rynkowy, co zmienił dopiero Galaxy S7.
Inni? Sony - marka, która obok Apple’a miałaby możliwości największe na rynku ze względu na stan posiadania technologii i usług - mimo wielu starań wciąż jest na krawędzi rynkowej niszy. Huawei, Xiaomi, Oppo, Vivo, ZTE? Te chińskie marki dopiero uczą się zachodniego marketingu, a to jest podstawa, by zdobyć rząd dusz. LG, Lenovo, Alcatel? Wciąż dopłacają do smartfonowego interesu.
To właśnie konsekwencja w budowaniu marki i produktu Apple’a bez oglądania się na to, co i kiedy robi konkurencja, doprowadziła do takiej finansowej dominacji.
Do tego dochodzi kwestia doświadczania ekosystemu produktów i usług Apple’a, bo przecież wiadomo, że iPhone najlepiej sprawdzi się w tandemie z Makiem, a już w ogóle będzie wybitnie fajny w połączeniu z Apple Watchem.
Nikt inny na rynku technologii konsumenckiej nie ma lepiej ogarniętych obietnic marketingowych potencjalnym klientom, niż Apple. Tu rzeczywiście mowa o wejściu do innego, lepszego świata po zakupie produktu Apple’a, a najlepiej kompletu produktów i usług designed in California. Ktoś, kto tego nie rozumie, jest ślepcem.
Oczywiście iPhone nie jest młodą marką
10 lat na niezwykle szybko rozwijającym się rynku technologii konsumenckich to szmat czasu. iPhone jest już marką dojrzałą, w tzw. fazie schyłkowej (co nie oznacza końcowej), po prawej stronie klasycznego cyklu życia produktu. To naturalna kolej rzeczy. Nie ma w tym nic sensacyjnego, nic nadzwyczajnego.
Stąd malejące dynamiki wzrostu sprzedaży iPhone’a - kiedyś ta sprzedaż rosła po 70 - 100 proc. rok do roku, teraz to ok 10 proc., a zdarzyło się i tak, iż dynamika wzrostu była ujemna.
Od kilku lat jest jasne, że czekamy na nowego akceleratora technologicznego. Coś, co rzuci rozwój technologii komputerowych na nowe, szybkie tory. Nie będzie to zapewne żaden smartfon, lecz zupełnie nowy produkt - coś, co zmieni aktualny rynkowy status-quo i jednocześnie zmieni życie ludzi na Ziemi.
Dotychczas było tak, że to w znacznej mierze Apple przynosił na rynek technologiczne akceleratory - pierwszy komputer osobisty Mac, pierwszy smartfon. Czy nowy akcelerator też będzie dziełem Apple’a? Tego nie wiem, choć wątpię, bo mimo wszystko Tim Cook nie przejawia umiejętności redefiniowania rynku, a raczej podtrzymywania tego, co Apple robi świetnie tu i teraz.
Wiem natomiast, że z iPhone’a Apple i Tim Cook wycisną, ile tylko się da, a iPhone X jest idealnym przykładem na to, że strategia Apple’a działa i będzie działać.
To dlatego wczoraj pisałem:
Dla tych randomowych klientów Apple’a, iPhone X będzie jak nowe rozdanie, o którym wczoraj dumnie opowiadał Tim Cook. Wygląda inaczej, niż poprzednie modele, oferuje zupełnie nowy system nawigacji po systemie bez ikonicznego przycisku Home, przynosi obietnicę wszechobecnego ładowania indukcyjnego (czeka nas prawdziwy zalew osprzętu) i zmienia sposób zabezpieczenia urządzenia na niewidoczny. To zupełnie nowy iPhone.
Nikt inny na tym rynku nie oferuje produktu tak kompletnego dla przeciętnego odbiorcy - połączenia tych wszystkich nowych cech w jedno, kapitalnie wyglądające, bezproblemowo działające i wybitnie proste w obsłudze urządzenie.