Janusz Piechociński - polityczna gwiazda Twittera w wywiadzie dla Spider's Web
Janusz Piechociński to były minister gospodarki i wicepremier, który stał się gwiazdą Twittera. Nam opowiada o swoich inspiracjach i... hejcie w internecie.
Czy "Piechociński na Twitterze to stan umysłu"? Sprawdzimy!
Karol Kopańko, Spider’s Web: panie premierze, czy zdaje pan sobie sprawę, że Pańskie konto na Twitterze jest już legendarne?
Janusz Piechociński: To dobrze, że moje tweety trafiają pod strzechy!
Nawet na Facebooka.
Wiem, że jest tam profil Mądrości z twittera Janusza Piechocińskiego, który cieszy się większym zainteresowaniem niż mój Twitter, ale nie narzekam. Czasami znajomi mówią mi, że kiedy odwożą dzieci do szkoły, to one czytają im mojego Twittera, więc cieszę się, że trafiam i do Millenialsów i do starszej grupy... "internetowych Januszy".
Właśnie, trafia pan czy pana zespół?
Twittera obsługuję samodzielnie. Jak i w przeszłości, kiedy prowadziłem bloga, tak i teraz, staram się, aby moi asystenci zajmowali się czymś innym.
A dlaczego taka forma: krótkie informacje o tym co, gdzie i ile kosztuje oraz różne statystyki?
Kiedyś w Młodym Techniku była rubryka wiadomości „takich sobie”, gdzie można było znaleźć zarówno informacje humorystyczne, jak i całkiem poważne doniesienia. Na ten przykład kreuję swojego Twittera.
Czasami z drobnych rzeczy mówiących, ile kosztuje rzepak albo mleko w proszku na rynku chińskim czy amerykańskim, przedsiębiorca może wyciągnąć dla siebie jakąś ważną wiadomość czy odnaleźć nowy kierunek rozwoju.
Informacje są naprawdę od Sasa do Lasa – skąd czerpie pan te wszystkie dane?
W przeglądarce mam ustawionych kilkadziesiąt portali w pozycji ulubione, więc łatwo mi je przejrzeć i wybrać najciekawsze rzeczy. Dodatkowo jestem zapisany na mnóstwo newsletterów – giełd światowych, komisji europejskich czy serwisów gospodarczych.
Ma pan jakiś rytuał ich przeglądania?
Robię to codziennie – rano i po południu. Na weekend staram się znajdować lżejsze tematy. Czasami dopasowuję też tematykę do tego, co się dzieje na Twitterze. Ostatnio, kiedy ktoś mnie mocno zdenerwował, wkleiłem link o komarach.
Często zdarza się, że ktoś pana denerwuje na Twitterze?
Polski Twitter choruje na polityczno-ideologiczne zacięcie, bo ludzie wychodzą z założenia, że jeśli ktoś głosował na inną opcję, to musi być w błędzie. Nie próbują jednak przekonywać jakimiś racjonalnymi argumentami, a raczej plują jadem i próbują zhańbić.
Widzi pan coś takiego nawet wśród polityków?
Oczywiście, często okazuje się, że kiedy wielkim ludziom przychodzi komentować coś na szybko w internecie, to wcale nie są tacy wielcy… Jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem, kiedy czytam dialogi pomiędzy panem Lisem a panią Ogórek. Takie dialogi na cztery nogi.
Ludzie się uodpornili i brak argumentów próbują maskować przekleństwami w 140 znakach. A są tacy, którzy dyszą z radość, kiedy mogą komuś przyłożyć i jeszcze znajdują w swoim obozie politycznym popleczników, którzy biją im brawa. Za dużo jest niewiedzy albo złej woli.
Można wybrać sposób porozumiewania się jak pani Pawłowicz… choć myślę, że po drugiej stronie, KOD-u, też pewnie można znaleźć alternatywę, która w podobny sposób reaguje.
Jak pan stara się odnaleźć w takim otoczeniu?
Ja jestem człowiekiem centrum i rozumiem, że dialog w internecie powinien być wartością. Wiem, że nikt nie jest idealny, a kontynuowanie wymiany ciosu jest bezsensowne. Jeśli dyskutuję, to zawsze staram się podpierać danymi.
Jeśli np. pojawia się kontynuacja tematu, że Polska jest w ruinie, a po półtora roku rządów zamawia się w firmie marketingowej raport, że zbudowano potęgę elektromobilności i przypisuje zasługi sobie, to wiem, że coś jest nie tak. Zwłaszcza że niedawno mówiliśmy o polskiej produkcji na poziomie miliona samochodów, a teraz dziwnie program się kurczy do dwóch tys. autobusów.
Nie do wszystkich da się trafić z dowodami? Wycina pan hejterów?
Już po kilkanaście osób z jednej i drugiej strony wyleciało z moich list. Kiedy mam nieco czasu, to przeglądam konwersacje i jeśli zauważę, że ktoś po raz trzeci nie przestrzega netykiety, to „tnę po skrzydłach”.
Dużo zajmuje to panu czasu?
Na początku trzeba powiedzieć, że bycie na bieżąco to moja praca. Ciągle piszę raporty i opracowania, więc część danych pozyskuję właśnie na ten poczet. Mniej, więcej na Twittera poświęcam zaś od 1,5 do 2 godzin dziennie. Niestety ze względu na niedostatki czasu niestety nie przykładam się do interpunkcji – za co serdecznie przepraszam.
Ma pan teraz więcej czasu na Twittera niż w momencie pełnienia obowiązków wicepremiera?
Zdecydowanie. Kiedyś pracowałem 14 – 16 godzin dziennie i ciągle miałem spotkania. Dochodziło nawet do tego, że żona dowiadywała się o tym, co robię i gdzie będę jutro z moich wpisów na blogu.
Na koniec jeszcze jedno pytanie: dzielenie się jakimi informacjami na Twitterze sprawia panu najwięcej satysfakcji?
Lubi opowiadać o mojej pracy w Izbie Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja, ale generalnie sprawia mi radość, kiedy widzę, że ludzie reagują na to, co piszę. Co ciekawe, najwięcej reakcji mam na wiadomości o alkoholach. Poza tym jestem fanem sportu, więc z przyjemnością oddaję się dyskusjom z prezesem Bońkiem, a także nie zapominam o mojej ukochanej SGH – za moich czasów SGPiS.