Słuchawki Audio-Technica ATH-MSR7NC to najlepsza muzyczna rzecz, jaka mi się kiedykolwiek przytrafiła
Zazwyczaj mówiąc o słuchawkach, w których muzykę odkrywa się na nowo, mówimy o konstrukcjach kosztujących grube tysiące złotych. Nie tym razem. Poznajcie słuchawki Audio-Technica ATH-MSR7NC.
Powiem wprost – nie pamiętam, czy w kwestii odsłuchu muzyki w domowym zaciszu przytrafiło mi się kiedykolwiek coś lepszego, niż kombinacja słuchawek Audio-Technica ATH-MSR7NC i DAC-a AudioQuest DragonFly Black.
O tym drugim opowiem przy innej okazji (ale jeśli ktoś szuka prędkiej opinii, czy warto go kupić, to tak – po stokroć warto!), ale o samych słuchawkach ATH-MSR7NC można by śpiewać hymny. Nie dziwię się, że zbierają najwyższe noty od specjalistów HiFi z całego świata. Są po prostu aż tak dobre.
Przejdźmy od razu do mięska tej recenzji – do opisu brzmienia.
Trzeba powiedzieć to sobie już na wstępie. Słuchawki Audio-Technica ATH-MSR7NC brzmią niesamowicie. W tej klasie cenowej nigdy nie słyszałem i prawdopodobnie nie usłyszę lepiej brzmiących puszek. Szczególnie w połączeniu z dobrym DAC, takim jak DragonFly Black, słuchawki te zaskakują nieprawdopodobną wyrazistością brzmienia w całym zakresie częstotliwości.
ATH-MSR7NC potrafią zreprodukować fale dźwiękowe od 5 do 40 000 Hz. Z początku widząc tę pierwszą wartość bardzo obawiałem się przesadnego, niezbyt selektywnego basu. Jakże się myliłem!
Te słuchawki pozostają bardzo równe we wszystkich rejestrach. Góry są śpiewne i czyste. Środek idealnie podkreślony; to chyba pierwszy raz, kiedy nie czułem potrzeby korygowania go dodatkowym equalizerem.
Doły niestety rozczarują fanów masującego czaszkę basu. Zachwycą za to wszystkich, którzy szukają bardzo wyraźnego, punktowego dołu, w którym autentycznie da się wysłyszeć każdą nutkę.
To samo zresztą jest prawdziwe dla każdego innego zakresu częstotliwości. Słuchawki pozostają niezwykle klarowne, niezależnie od gatunku muzycznego, stylu, czy zastosowanych instrumentów. Ba, taką separację, jaką mają ATH-MSR7NC, słyszałem ostatnio w słuchawkach… trzykrotnie droższych.
Audio-Technica ATH-MSR7NC spiszą się niemal w każdym gatunku muzycznym.
Jedynymi osobami, którym nie polecam tej konstrukcji, są fani muzyki elektronicznej i szeroko pojętego hip-hopu. To nie są słuchawki do pieszczenia neuronów niskimi częstotliwościami, słuchając przy okazji tanich tekstów o życiu na blokowisku.
Błyszczą za to w absolutnie każdym innym gatunku muzycznym i sprawiają, że muzykę po prostu odkrywa się na nowo.
W końcu w domowym zaciszu mogłem usłyszeć pełnię dynamiki i kunszt kompozytorów ulubionych soundtracków. Docenić najróżniejsze smaczki i techniczną perfekcję ulubionych gitarzystów rockowych. Usłyszeć każde skrzypnięcie palców Tommy’ego Emmanuela przesuwających się po strunach na jego solowych, akustycznych albumach.
Muzyka słuchana na tych słuchawkach nabiera zupełnie innego smaku. Smaku, co do którego jeszcze niedawno byłem pewien, iż nie da się go uzyskać w tak niewielkim budżecie. A jednak!
Nawet bez dodatkowego wzmacniacza, podłączone do dobrego smartfona i słuchając muzyki ze Spotify usłyszymy różnicę. A gdy podłączyć dobry DAC i odtworzyć bezstratnie skompresowane pliki… to już wkracza na terytorium magii, nie muzyki.
Trzeba tylko pamiętać o jednym – ATH-MSR7NC, jak każde dobre słuchawki, muszą zostać odpowiednio „wygrzane”, by osiągnąć najlepsze rezultaty. Po miesiącu od zakupu takie konstrukcje będą brzmiały znacznie lepiej, niż pierwszego dnia. Osobiście już po 12 godzinach rozgrzewania puszek odczułem znaczną różnicę w dynamice pracy 45-milimetrowych przetworników.
Muszę też zaznaczyć, że te słuchawki cechuje bardzo wysoka impedancja, wynosząca aż 150 Ohm. Taka wartość może się okazać zbyt wysoka dla wielu zintegrowanych kart dźwiękowych czy wyjść słuchawkowych w smartfonach. Modele z wyższej półki nie będą miały problemu, ale już z tanimi telefonami te słuchawki mogą zagrać z mniejszym rozmachem i poziomem głośności, nie pokazując pełni swojego potencjału.
Raz jeszcze – kupując sprzęt takiego kalibru warto zadbać o jak najlepsze źródło sygnału, czyli dodatkowy DAC. I, naturalnie, starać się nie schodzić z jakością plików poniżej streamingowego standardu 320 kbps… ATH-MSR7NC są bardzo podatne na niską jakość źródła, co niejednokrotnie przyprawiło mnie o zgrzytanie zębów oglądając w nich wideo na YouTubie.
Na brzmieniu pochwały się nie kończą. ATH-MSR7NC zaskakują też jakością wykonania i stylem.
Wiem, że walory wizualne to w dużej mierze kwestia gustu, ale… spójrzcie tylko na te słuchawki. W tej cenie nie widziałem drugich, tak dobrze wyglądających.
Producent nie skąpił też na jakości wykonania. Kombinacja plastików i aluminium jest doskonale spasowana. Nic tu nie skrzypi, nie trzeszczy, a wszystkie materiały są bardzo przyjemne w dotyku.
Na szczególną pochwałę zasługują nauszniki, które są dla mnie drugim (po brzmieniu) najbardziej pozytywnym zaskoczeniem tego testu. Od bardzo dawna nie miałem na sobie słuchawek, których mógłbym używać tak długo, nie odczuwając żadnego dyskomfortu.
Oczywiście ze względów higienicznych i zdrowotnych zalecane są regularne przerwy, ale ATH-MSR7NC mogłem trzymać na głowie przez długie godziny, w ogóle o nich nie myśląc.
Ogromnie żałuję tylko dwóch rzeczy. Po pierwsze, dołączone do zestawu kable są za krótkie. Ten do smartfona, z kontrolą głośności, może mieć 120 cm, ale dobrze by było, gdyby kabel do komputera miał nieco większą długość. Na szczęście przewody są odłączane, więc można podmienić je na dłuższe.
Pomimo dobrej jakości gumowego oplotu przydałoby im się również nieco lepsze ekranowanie, gdyż są one nieco zbyt czułe na dotyk i podatne na tzw. „mikrofonowanie” czy też "stetoskopowanie" , czyli przekazywanie do wnętrza słuchawek odgłosów towarzyszących fizycznemu kontaktowi z przewodem.
Druga rzecz to dodawane do zestawu etui, choć to już kwestia całkowicie subiektywna. Wolałbym, żeby był to twardy futerał, zamiast miękkiego pokrowca. W tej cenie jednak i tak nie można narzekać, a dołączone etui jest bardzo wysokiej jakości.
Wisienka na torcie – aktywna redukcja szumu.
Słuchawki Audio-Technica ATH-MSR7NC wyposażono w aktywną redukcję szumów, co sprawia, że są wprost idealne do wykorzystywania w komunikacji miejskiej czy głośnym biurze. Wystarczy jedno pstryknięcie przełącznika na lewej słuchawce i już odcinamy się od świata.
ANC napędza wbudowany w urządzenie akumulator wystarczający na 30 godzin pracy, który ładujemy dołączonym kablem micro-USB (naładowanie do pełna zajmuje 3-4 godziny).
Dodanie aktywnej redukcji szumów do tak doskonale brzmiącej konstrukcji było bardzo ryzykownym posunięciem ze strony producenta, gdyż zazwyczaj takie systemy odczuwalnie wpływają na dźwięk. Nie tym razem. W ATH-MSR7NC aktywna redukcja szumów nie ma najmniejszego wpływu na brzmienie słuchawek. Absolutnie żadnego.
Kompromisem jest jednak nieco słabsza redukcja szumów, niż ma to miejsce np. w Bose’ach QC35, czy Plantronics BackBeat Pro 2, gdzie ANC dosłownie wygłusza całe otoczenie.
W Audio-Technice ta technologia jest zdecydowanie mniej agresywna, ale nadal wystarczająco skuteczna, by podnieść komfort podróży nie pogarszając przy tym wrażeń z odsłuchu. Widać, że te słuchawki są w pierwszej kolejności dla tych, którym zależy na dobrym dźwięku i designie, lecz czasem też chcą „oddalić się” od świata.
Osobom szukającym przede wszystkim błogiej ciszy mogę polecić model ATH-9, który ma aż trzy tryby redukcji szumów.
Najlepsze zostawiłem na koniec – cenę.
Dla niektórych z was kwota może się wydać bardzo wysoka, ale wierzcie mi… mówimy o słuchawkach, które brzmią i zachowują się jak konstrukcje co najmniej dwukrotnie droższe.
Sprzęt możemy kupić w sklepie Top Hi-Fi & Video Design za raptem 1199 zł.
Biorąc pod uwagę wszystkie zalety ATH-MSR7NC, cena wynosząca 1199 zł jest nie tylko akceptowalna, ale wręcz śmiesznie niska. Ba, jak ktoś nie potrzebuje redukcji szumów, to za 899 zł może nabyć wersję bez ANC i cieszyć się równie wspaniałym brzmieniem, za jeszcze niższe pieniądze.
Wspominałem na początku, że w kwestii odsłuchu muzyki w domu dawno nie przytrafiło mi się nic lepszego. I to prawda. Zestaw słuchawek Audio-Technica ATH-MSR7NC oraz DAC AudioQuest DragonFly Black to niecałe 1700 zł.
Jeśli cenisz sobie naprawdę dobre brzmienie, a nie chcesz wydawać fortuny… to będą najlepiej wydane pieniądze w twoim muzycznym życiu. Zestaw wart każdej złotówki.
*Sprzęt został udostępniony przez sieć Top Hi-Fi & Video Design