Słuchawki zamiast zegarka do biegania? Nie mogłem uwierzyć, ale to naprawdę możliwe
Zegarek? Opaska? Jak ćwiczyć, żeby mieć z tych ćwiczeń jak najwięcej danych, jednocześnie uzbrajając się w jak najmniej dodatkowego sprzętu? Może wystarczą... słuchawki.
Tyle tylko, że żeby fani cyfrowego zapisu i podsumowania treningu byli zadowoleni, to nie mogą być zwykłe słuchawki. To musi być coś pokroju testowanego przeze mnie od kilku tygodni zestawu Jabra Sport Pulse (w wydaniu Special Edition).
Jabra Sport Pulse? A co to?
W pierwszej kolejności to po prostu słuchawki. Douszne i bezprzewodowe - dzięki Bluetooth połączymy je z właściwie każdym współczesnym smartfonem.
Ale to też dużo więcej - to też nasz osobisty trener, powiązany z aplikacją na telefonie i funkcją monitorowania tętna.
Monitorowanie tętna? W słuchawkach do biegania?
Tak.
Bez żadnych dodatków?
Tak. Pulsometr jest w pełni zintegrowany ze słuchawkami. Nie trzeba nic doczepiać, nic dodatkowo parować. Ot, wkładamy słuchawki do uszu i już.
Czyli mając je mógłbym zapomnieć o noszeniu tego niewygodnego paska na klatkę piersiową?
Dokładnie!
Ok, to teraz po kolei, żeby nie skupiać się tylko na jednym ich elemencie. Czy będą mi pasować?
Tak. Zresztą to mało powiedziane.
Zacznijmy od tego, że w przepięknie i starannie opakowanym zestawie mamy tyle elementów zamiennych o różnych wymiarach, że trudno będzie znaleźć kogoś, komu te słuchawki nie pasowałyby do ucha.
Mamy 4 różne rozmiary tzw. EarWingsów, czyli tych gumowych nakładek z antenkami (ok, najmniejsza odmiana antenek nie posiada). Do tego dochodzą jeszcze 3 nakładki silikonowe i - jeśli nie przepadamy za tym materiałem - 3 nakładki z pianki. Konfiguracji jest więc multum i musielibyśmy mieć sporego pecha, żeby nie znaleźć tej, która będzie nam odpowiadać.
Oprócz tego w zestawie znajdziemy jeszcze mały pokrowiec na słuchawki. Niestety jest to bardziej woreczek niż pokrowiec i w trakcie transportu lepiej znaleźć dla tych słuchawek jakieś bezpieczne miejsce. Szkoda też, że nie zdecydowano się na rozwiązanie, które wybrali niektórzy inni producenci, gdzie pokrowiec na słuchawki mógł pełnić również rolę pokrowca na telefon podczas treningu.
A w trakcie ćwiczeń, np. biegania? Dalej wygodnie?
Tak samo dobrze, a może nawet jeszcze lepiej.
Oprócz tego, że słuchawki można świetnie dopasować do każdego ucha, to są jeszcze... niesamowicie wręcz lekkie (tak, opis z tyłu opakowania nie kłamie!). Wkładamy je do uszu i... właściwie nie czujemy, że mamy je założone. Czy wybieramy się na krótką przebieżkę czy półmaraton, nie będzie nam przeszkadzała ich obecność.
Nie będziemy także cały czas poprawiać ich w uchu czy łapać, kiedy zaczną próbować wypadać. Biegałem z nimi w różnych warunkach i ani razu nawet nie próbowały się wyślizgnąć. Doskonale.
Do tego dochodzi jeszcze umiejętnie dobrana długość przewodu łączącego obie słuchawki. Jest on na tyle długi, że można spokojnie przeprowadzić go wierzchem kurtki podczas zimowego biegania, a jednocześnie na tyle krótki, żeby nie majtał się przesadnie przy bieganiu w lżejszych ciuchach. Jeśli jednak komuś będzie przeszkadzał, producent dołącza do zestawu 4 plastikowe łączniki (dwa żółte i dwa czarne), które pozwolą odpowiednio skrócić kabel. Warto ich jednak dobrze pilnować, bo... łatwo się niestety gubią i trudno je potem znaleźć w domu.
A jak z wyciszeniem otoczenia?
Nie przesadzę, jeśli napiszę, że... oszałamiająco dobrze, wręcz za dobrze. Szczególnie jeśli zamiast silikonowych nakładek wybierzemy wersję piankową.
Po założeniu tak przygotowanych słuchawek, nawet bez włączania muzyki na maksymalny poziom głośności, jesteśmy prawie całkowicie odcięci od świata. Z jednej strony rewelacja - nie słyszymy nie tylko własnego sapania, kroków i tak dalej, ale też wszystkiego, co normalnie mogłoby nam przeszkadzać, czyli ogólnie pojętego hałasu miasta. Jest tylko nasza muzyka.
Tyle tylko, że właśnie z tego powodu nie wziąłbym raczej ze sobą słuchawek Jabry na jazdę rowerem nawet kawałeczek po drodze (na pewno), a może i nawet po ścieżkach rowerowych. Przy rozsądnym bieganiu po mieście albo lasach czy parkach nie było to na szczęście większym problemem, ale lepiej nie zapuszczać się zbyt głęboko we własne myśli - niewiele jest akustycznych czynników zewnętrznych, które będą nas w stanie z tego zamyślenia wyrwać.
No, no, a jakość dźwięku?
Tu byłem mocno zdziwiony. Spodziewałem się, że to produkt głównie dla geeków, którym wystarczy to, że w słuchawki wbudowany jest czujnik tętna, a resztę są w stanie sobie jakoś już uzasadnić.
Okazało się jednak, że te słuchawki nie tylko świetnie pasują do ucha, świetnie trzymają się go w trakcie biegu, ale też naprawdę dobrze grają.
Po pierwsze, są głośne, co w sumie mi mogłoby już wystarczyć na czas treningu. Ale jednak jest w nich coś więcej, niż wysoka głośność - grają czysto, zarówno jeśli chodzi o wysokie, jak i o niskie tony, choć od słuchawek treningowych - przynajmniej do muzyki, której ja słucham - mógłbym oczekiwać jeszcze ciut więcej basu. A co!
Nie zmienia to jednak faktu, że Jabra Sport Pulse Special Edition oferuje dźwięk na tyle wysokiej jakości, że stały się one moimi podstawowymi słuchawkami - i do słuchania muzyki w trakcie ćwiczeń, i do słuchania jej w trakcie spacerów. Nawet audiobooków słucham już właśnie za ich pomocą.
A jak się je obsługuje?
Na słuchawkach mamy tylko jeden przycisk i służy on do obsługi trybu sportowego. Dłuższe jego przytrzymanie uruchamia/pauzuje trening, natomiast pojedyncze kliknięcie - odtwarza głos lektorki czytającej nam nasze aktualne statystyki treningu.
Pozostałe trzy przyciski umieszczono na pilocie znajdującym się na kablu łączącym słuchawki. Dość standardowo mamy tu regulację głośności i przycisk multifunkcyjny. Obsługa jest banalna, chyba że...
Chyba że co?
Chyba że na dworze jest -10 stopni i biegamy w czapce i rękawiczkach. Wtedy możemy mieć mały problem, nawet jeśli biegamy z niezbyt grubych, polarowych rękawiczkach.
W takim układzie miałem po prostu problem nie tylko z odnalezieniem właściwego przycisku, ale w ogóle z odkryciem ścianki pilota, na której miałby się on znajdować. Niby pilot ma raczej jednoznaczną budowę, ale jednak pod materiałem rękawiczek wszystko było takie same.
Drugi problem dotyczył przycisku "sportowego" na słuchawkach. Kiedy pomiędzy nim a naszym palcem stoi nie tylko warstwa rękawiczek, ale jeszcze warstwa czapki, wciśnięcie go wymaga użycia odrobinę większej siły. A takie wciskanie słuchawek do ucha za którymś razem przestaje być po prostu przyjemne.
Przy bieganiu bez czapki takiego problemu na szczęście nie ma. Zresztą to może być kwestia wrażliwych uszu albo po prostu... dobrania zbyt małych nakładek.
A rozmowy telefoniczne?
Odsłuch jest super, częściowo dzięki świetnej izolacji, a częściowo po prostu dzięki dobrej jakości dźwięku. Bardzo dobrze jest też z mikrofonem, o ile przesadnie nie wieje - w innym przypadku najlepiej odłożyć rozmowę na później.
Czyli jako słuchawki są super. A jako monitor tętna?
I tutaj już byłem autentycznie zdziwiony. Jest dobrze, ba, nawet bardzo dobrze.
Rywala w porównaniach Jabra miała bowiem trudnego - Fenixa 3 z paskiem HRM-Run. I co? I w większości przypadków szła z nim łeb w łeb.
Przede wszystkim kluczowe informacje, czyli czas w poszczególnych strefach i średnie tętno były niemal identyczne. Jabra wprawdzie miała tendencję do ustalania tętna na wyższym o kilka BPM poziomie, ale nadal były to przeważnie te same strefy treningowe.
W większości raportowała też - czy to przy spokojnym, stałym biegu, czy przy szybszych odcinkach - takie same jak HRM-Run tętno chwilowe, czasem dodając 2-4 BPM, a czasem podając je na dokładnie taki samym poziomie jak Garmin. Zaskoczenie i to naprawdę ogromne.
Zdarzały się jednak jednostkowe wpadki. Przede wszystkim Jabra ma dużo większą tendencję niż pasek HRM na klatkę piersiową do generowania dziwnych pików tętna na wykresie. W większości biegów mam w aplikacji Jabry zapisane maksymalne tętno dużo wyższe, niż zanotował Garmin.
I tak np. w biegu z 11 stycznia Garmin podaje maksymalny poziom 168 BPM. Jabra w tym samym czasie - 182. Bardzo duża różnica, choć - co ciekawe - średnia tętna z całego biegu dla tych dwóch źródeł jest bardzo zbliżona.
Oczywiście nie będę ryzykował tezy, ze HRM-Run jest idealny. Ale gdybym miał faktycznie 180+ BPM - wiedziałbym raczej o tym.
Inna sprawa, że wraz z trochę wyższym tętnem idą też kolejne kalkulacje. Część z nich jest trafiona w punkt (o tym za chwilę), a część wydaje się być trochę zbyt optymistyczna. Przykładowo 10 km biegu to dla Jabry prawie 1000 spalonych kalorii. Dla Garmina - około 660. Moje długotrwałe eksperymenty z pomocą MyFitnessPal sugerują, że bliższy prawdzie jest jednak Garmin w tym temacie.
A tak w skrócie. To jak jest z tym mierzeniem tętna - dobrze czy źle?
Dobrze. Złapałem się nawet na tym, że biegając jednocześnie z z zegarkiem i słuchawkami kieruję się bardziej tym, co mówią do mnie słuchawki i wcale nie wychodzę na tym źle.
Tym bardziej, że korzystanie ze słuchawek jest po prostu wygodniejsze od zerkania na zegarek.
Wygodniejsze? W jaki sposób?
Żeby spojrzeć na zegarek trzeba podnieść rękę, przewinąć kilka pól i wtedy widzimy to, co nas interesuje. Tutaj klikam tylko przycisk z boku i już miłym głosem odczytywane są mi do ucha wszystkie informacje na temat mojego treningu.
Jest ich od groma, ale można wybierać które i kiedy będą wypowiadane. Możemy więc mieć np. tylko informacje o dystansie, czasie, prędkości i tętnie, ale możemy ich włączyć też tyle, że cyfrowa lektorka ledwo wyrobi się przed końcem kolejnego kilometra.
To te słuchawki mierzą coś jeszcze poza tętnem?
Och, tak. I to ile!
Przede wszystkim, co jest bardzo miłym dodatkiem, słuchawki mierzą też kadencję. To z kolei oznacza, że możemy nie tylko mierzyć nasze bieganie na dworze, ale też na bieżni (choć perfekcyjnej dokładności się nie spodziewajcie). Pomiary kadencji? Zbieżne z tymi z Garmina.
Jabra Sport Pulse Special Edition potrafią też wyciągnąć z naszego tętna inne wnioski. Chociażby na bieżąco w trakcie ćwiczenia jesteśmy informowani o efekcie treningowym, czyli uproszczonym, podanym w skali 1-5 wpływie treningu na naszą kondycję. Miłe i bardzo przydatne, niezależnie od tego, czy zakładamy jakiś poziom obciążenia treningowego przed rozpoczęciem, czy po prostu chcemy wiedzieć, jak wpływa na nas zwykła przebieżka.
Moje jedyne zastrzeżenie dotyczy tego, że TE w przypadku Jabry trochę chyba zbyt szybko pędzi ku maksymalnej wartości. Mało który trening, nawet te lżejsze, udało mi się zakończyć z wynikiem poniżej 4, a często były nawet 5-tki. Garmin tymczasem oscylował raczej w okolicach wysokiej 3-ki i niskiej 4-ki. Mogę to jednak zrzucić na to, że Garmin po prostu zna mnie lepiej - ma moje dane zbierane od ponad 2 lat, natomiast Jabra - od ledwie kilku tygodni.
Ok, kadencja, efekt treningowy. Co jeszcze?
Na przykład asystenta odpoczynku. Na bazie naszych poprzednich aktywności aplikacja sugeruje nam, kiedy możemy podjąć kolejny, intensywny trening, a kiedy lepiej trochę zaczekać.
Jabra podaje też szacowane wyniki dla konkretnych dystansów - od 5 km do maratonu. Co ciekawe, Garmin ocenia mnie w tej kwestii dużo lepiej (przy "połówce" prawie pół godziny różnicy), ale patrząc na siebie wiem, że prognoza z Jabry jest dużo bliższa rzeczywistości.
Do tego chociażby VO2max, czyli - w uproszczeniu - nasz poziom kondycji. Nie tylko otrzymujemy dokładny wynik (zresztą zbieżny z tym z Garmina), ale też wszystko prezentowane jest na eleganckim wykresie.
A kiedy aplikacja stwierdza, że nasza kondycja spada, sugeruje odpowiedni plan treningowy.
Hmmm, ta aplikacja wygląda całkiem nieźle.
Nieźle to złe określenie. Ta aplikacja - jak na aplikację nie pochodzącą od producenta stricte sportowego - jest szokująco wręcz dobra. Spodziewałem się czegoś w najlepszym przypadku mocno przeciętnego, a jest bardzo, bardzo dobrze.
No, może poza wyglądem. Ten błękit tła okrutnie działa mi na nerwy, ale poza tym jest naprawdę świetnie.
Szczegółowe informacje na temat treningu, wraz z morzem wykresów, ale i jakimiś skróconymi wynikami i wnioskami? Jest. Ładna mapka z naszym treningiem, z trasą oznaczoną strefami tętna? Jest. Obsługa multum różnych kategorii ćwiczeń? Jest. Specjalne testy wydolnościowe? Są. Osiągnięcia? Są. Podpowiedź kiedy i jaki trening powinniśmy odbyć (!)? Jest. Wszystko łatwe w obsłudze i intuicyjne.
Ba, możemy sobie nawet samodzielnie skonfigurować trening. Kilka różnych interwałów? Proszę bardzo - w podziale na strefy tętna, kadencji albo tempa, o długości ustalanej według czasu albo dystansu. A może po prostu cały trening na jedną strefę? Oczywiście. Na liczbę spalonych kalorii? Dystans? Wszystko tu jest. Mały minus - nie można tworzyć kombinacji np. chcemy przebiec 10 km z kadencją 180 kroków na minutę. Albo dystans albo kadencja. Mimo że są to dwie różne zakładki w konfiguratorze treningu. Co ciekawe, w treningach przygotowanych przez Jabrę takie kombinacje już są dopuszczalne, więc pewnie któraś aktualizacja ten problem rozwiąże.
Skupiłem się tutaj na bieganiu, bo to mój ulubiony sport, ale to nie wszystko. Oprócz śledzenia jazdy na rowerze, nartach, chodzenia, wędrowania po górach czy jazdy na łyżwach, aplikacja Jabry pomoże nawet w zwykłym fitnessie.
Nie wiemy, jakie ćwiczenia powinniśmy robić? Możemy wybrać jeden z treningów Jabry. Z przygotowanym układem ćwiczeń, filmikami instruktażowymi, etc. Ewentualnie sami możemy ustawić poszczególne ćwiczenia w cały cykl. Bajka!
Gdyby tego było mało, możemy zdać się na gotowy, całościowy plan treningowy. Wtedy już niczego ręcznie nie będziemy musieli ustalać - aplikacja sama powie co i kiedy ćwiczyć, a nam pozostaje jedynie założyć słuchawki i realizować wydawane nam głosowo polecenia.
Wciąż mało? Proszę bardzo - aplikacja integruje się ze Stravą. O ile bowiem Jabra nie ma serwisu WWW do przeglądania swoich wyników, o tyle można je przesyłać właśnie do Stravy i tam podziwiać. Mały minusik? Nie można z poziomu aplikacji eksportować treningu do jakiegoś sensownego pliku - jest tylko CSV. Brakuje mi też synchronizacji np. z MyFitnessPal.
Poza tym - rewelacja. Naprawdę nie spodziewałem się aż tak dobrej aplikacji. A i nie musimy zdawać się wyłącznie na aplikację Jabry, jeśli nie chcemy?
Tak? W jaki sposób można skorzystać z innych aplikacji?
Jabra Sport Pulse Special Edition może działać jak normalny czujnik tętna na Bluetooth i np. współpracować z aplikacja Endomondo na naszym telefonie.
Nieźle, nie?
Jakieś "ale"? Jakiekolwiek?
Właściwie tylko dwa "ale". Po pierwsze, trzeba biegać z telefonem. Zegarek możemy zostawić w domu, ale bez telefonu się nie obejdzie.
Dlaczego? Pewnie przez brak GPS?
Tak. Do słuchawek zmieścił się pulsometr, ale GPS już nie, w związku z czym, żeby mieć mapkę i dokładne dane na temat prędkości, potrzebujemy podłączonego telefonu (który jest zresztą źródłem muzyki - słuchawki nie mają swojej pamięci).
I niby nie jest to wielki problem, ale przyznam, że... nie przepadam, za pomiarami GPS z telefonu, co zresztą potwierdzają zapisy moich treningów i to, co słyszałem na żywo. Mój aktualny telefon (Huawei P9) potrafił generować momentami tak absurdalne prędkości chwilowe, że aż nie wiedziałem co myśleć. Cały pomiar długości trasy i tempa był w porządku - ale kiedy szurając niespiesznie po asfalcie około 6 min/km dowiaduję się, że biegnę 8 min/km, a zaraz potem 4:30 min/km, to jednak zaczynam mieć wątpliwości. Ostatecznie chwilowe tempo wyłączyłem, zostawiając sobie zamiast niego średnie dla danego okrążenia.
A drugie zastrzeżenie?
Akumulator, choć to akurat było do przewidzenia. Dodanie czujnika tętna nie mogło się obyć bez strat na czasie pracy bez ładowania i tak jest w rzeczywistości.
W pełni naładowane słuchawki Jabra Sport Pulse Special Edition powinny wytrzymać pomiędzy ładowaniami około 4-5 godzin. W rzeczywistości (przynajmniej przy obecnej aurze) bliżej im do tego niższego wyniku. Czasem nawet i do 4 godzin nie udaje im się dotrzeć, przy treningu z częstym wywoływaniem "asystenta" i muzyką ustawioną na maksymalny poziom.
I teraz tak - z jednej strony to dobrze, biorąc pod uwagę fakt, że mierzą one tętno i mogą z powodzeniem zastąpić inny sprzęt do monitorowania treningów, dzięki czemu mamy do ładowania jedną rzecz mniej.
Z drugiej strony, moje dotychczasowe, zwykłe słuchawki bezprzewodowe ładowałem średnio co 6-8 godzin, czyli mniej więcej raz na tydzień albo i rzadziej. Tutaj nie ma na to szans.
Ale cóż - nie można mieć wszystkiego.
Cały czas milczysz w kwestii ceny.
Bo ta jest dość wysoka, więc na początek lepiej było przedstawić to, za co musimy zapłacić.
Ile? Według strony producenta aż 699 zł. Tak, wiem, dosyć bolesne, szczególnie jeśli brać pod uwagę, że w tej cenie można już kupić zegarek sportowy. Może i nie ten z najwyższej półki, ale jednak.
A co ty byś wybrał?
Miałbym spory problem z wyborem tego, czy kupić za taką cenę słuchawki Jabry, czy podstawowy zegarek biegowy.
Z jednej strony zegarek to możliwość zostawienia telefonu w domu, lepszy czas pracy na jednym ładowaniu, i tak dalej.
Z drugiej strony przez te kilka tygodni Jabra Sport Pulse Special Edition naprawdę przypadła mi do gustu. To nie tylko dobre słuchawki, ale też dobry sprzęt treningowy spięty z naprawdę zaskakująco dobrą aplikacją.
Tak, są drogie. Ale jednocześnie są prawie tak bliskie prawdziwego "2 w 1", jak to tylko możliwe.
Zalety:
- Bogaty zestaw
- Świetnie pasują do każdego ucha
- Świetnie trzymają się podczas treningów
- Absurdalnie lekkie
- Bardzo dobra jakość dźwięku
- Bardzo dobra izolacja od hałasów otoczenia
- Odporne na pot
- Wygodniejsze w użytkowaniu niż zegarek + pasek HRM
- Świetna aplikacja
- Świetna aplikacja
- Świetna aplikacja
- Bogactwo informacji z aplikacji
- Możliwość używania z innymi aplikacjami jako czujnik tętna BT
- Synchronizacja ze Stravą
Wady:
- Izolacja od otoczenia... może zbyt dobra
- Wysoka cena
- Umiarkowany czas pracy na jednym ładowaniu (ale to można zrozumieć)
- Wszystkie te wady musiałem wymyślić trochę na siłę