REKLAMA

Najpopularniejsza mycha e-sportowców i casuali doczekała się nowej wersji. Razer DeathAdder Elite - recenzja

Mówi się, że najpopularniejszymi gryzoniami na planecie jest dzisiaj sprzęt Logitecha oraz DeathAdder Razera. Ten ostatni dostał właśnie nową, odświeżoną wersję. Sprawdzamy, czy wartą waszych pieniędzy.

Recenzja Razer DeathAdder Elite - bezpieczny wariant dla gracza
REKLAMA
REKLAMA

Razer DeathAdder Elite to ulepszona wersja DeathAddera Chromy. Chociaż na pierwszy rzut oka zmieniło się niewiele, każda poprawka to wyraźny plus względem poprzedniego modelu. Ale po kolei.

razer-deathadder-elite-8 class="wp-image-532803"

Razer DeathAdder Elite - zmiany, które widać na pierwszy rzut oka.

Najbardziej widoczną nowością są dwa dodatkowe przyciski zaraz nad rolką. Domyślnie służą do zmiany czułości, lecz za pomocą oprogramowania Razer Synapse możemy im nadać zupełnie inną funkcjonalność. Bez problemu przypiszemy do nich również makra, jeżeli zajdzie taka potrzeba.

Pozostając przy czułości, Razer DeathAdder Elite oferuje suwak między 100 i 16000 DPI. Do tego wartość można ustawić ręcznie, nie skokowo. Profile z poszczególną czułością możemy następnie przypisać do dwóch zupełnie nowych przycisków fizycznych, aby zmieniać je w locie, podczas rozgrywki.

razer-deathadder-elite-35 class="wp-image-532779"

Kapitalne jest to, że po zmianie czułości nie musimy zgadywać, jaką wartość wybraliśmy. Na ekranie komputera pojawi się na moment informacja z odpowiednią wartością, niczym powiadomienie o nowej wiadomości email. Dla posiadaczy wcześniejszych sprzętów Razera to żadna nowości, ale już fani sprzętów SteelSeries powinni być tym bardzo pozytywnie zaskoczeni.

Drugą odczuwalną zmianą jest wymiana materiału rolki.

Wypustkowe pokrętło ma być dzięki temu bardziej wytrzymałe, a także lepiej kontrolowane za pomocą palca wskazującego. Razer chwali się, że tym razem nie ma żadnej mowy o „wyślizgnięciu” się rolki spod opuszka palca.

Nie jestem w stanie stwierdzić, czy to prawda, bo żadnego problemu z rolką nie miałem już we wcześniejszych modelach, pomimo sporej potliwości dłoni. Wielka w tym zasługa wypustek, które wyrastają z gumowego materiału, dobrze leżąc pod dłonią.

razer-deathadder-elite-1 class="wp-image-532812"

Co do samego kształtu, wyglądu, designu - wszystko zostało po staremu.

Razer DeathAdder Elite to dokładnie ta sama, niezmienna konstrukcja, co w poprzednich modelach. Oczywiście to nic złego. Wręcz przeciwnie. Doskonale rozumiem bezpieczne podejście producenta do swojego flagowego towaru. Po co zmieniać myszkę, która jest uznawana za jedno z najbardziej uniwersalnych, najczęściej polecanych komputerowym graczom rozwiązań.

Jako osoba o dużych dłoniach, dalej mam problem z prawym bokiem DeathAddera. Mały palec wciąż dziwnie powłóczy mi po podkładce, podczas gdy palec serdeczny stanowi asekurację myszki po prawym boku urządzenia. Do tego kciukiem ciężko mi dosięgnąć pierwszego bocznego przycisku, bez odrywania palca wskazującego i palca środkowego od LPM i PPM.

razer-deathadder-elite-18 class="wp-image-532795"

To jednak ofiara, jaką Razer musiał zapłacić, tworząc mysz profilowaną. Taką, którą pokochają masy, ale dla osób o naprawdę dużych i naprawdę małych dłoniach zaczną pojawiać się problemy. Mimo tego, nawet biorąc pod uwagę profilowanych charakter urządzenia, Razer DeathAdder Elite to bez dwóch zdań myszka komfortowa. Zwłaszcza w obszarach prawego przycisku oraz lewego boku.

Jeżeli chodzi o trzewia - zmiana sensora od razu daje się we znaki.

We wnętrzu myszy znalazł się nowy sensor, dzięki któremu stało się możliwe zwiększenie czułości do szalenie niepraktycznego 16000 DPI. Laser świetnie radzi sobie nie tylko na podkładkach, ale również powierzchniach biurek. Nawet tych lekko chropowatych.

Mimo tego, wymagający klienci muszą kupić podkładkę, chociażby dla świetnej możliwości sparowania powierzchni płaskiej w oprogramowaniu urządzenia. Co ważne, sparować DeathAddera można nie tylko z predefiniowalnymi podkładkami Razera, ale również innymi, wykonując ręczną kalibrację.

razer-deathadder-elite-32 class="wp-image-532781"

Nowy Razer DeathAdder Elite to również 10 stopniowa akceleracja, a także trzystopniowy pooling rate. Możemy wybierać między wartościami 125, 500 oraz 1000Hz. Nie zabrakło również kosmetycznych fajerwerków z wcześniejszego modelu, takich jak ustawienie kolorów dla dwóch diod LED, siły ich jarzenia oraz sposobu emitowania światła. Nic przesadnie wyszukanego, ale możliwości dla fanów customizacji powinno wystarczyć.

Razer DeathAdder Elite - czy warto się przesiadać?

Jeżeli posiadasz wcześniejszy model urządzenia, nie jest to niezbędne. Wątpię, aby zależało ci na 16000 DPI. Jeśli zaś chodzi o kształt, ergonomię, wagę i wykorzystane materiały, niemal wszystko pozostaje po staremu. Różni się jedynie guma na korbce, ale to zbyt mało, aby wydawać te 300 złotych.

Jeżeli zaś rozglądasz się za dobrą, uniwersalną myszką, która będzie odpowiednia do grania, biurowej pracy, prostej edycji plików graficznych i filmowych - trafiłeś w dziesiątkę. No, może dziewiątkę. Mam dziwne wrażenie, że nowy Elite jest na ten moment leciutko przeceniony, ale to na pewno zmieni się w ciągu następnych tygodni i miesięcy.

razer-deathadder-elite-30 class="wp-image-532784"
REKLAMA

Razer wybrał bezpieczny wariant rozwoju, rozwijając flagowe urządzenie na tyle, na ile musiał, aby nie zostać w tyle. Chociaż to polityka, która nie pasuje do tej odważnej firmy, w tym przypadku sprawdza się doskonale.

Po co zmieniać coś, co już i tak jest pewne, solidne i bardzo dobrze przyjęte w społeczności graczy-amatorów oraz graczy-profesjonalistów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA