REKLAMA

Narodowcy kompromitują się walcząc z Facebookiem, ale też... mają trochę racji

Narodowcy vs.Facebook - kompromitują się, ale mają trochę racji
REKLAMA

Zagadnienia podnoszone w wojnie narodowców z Facebookiem są świetnym materiałem na doktorat z prawa i cztery kolejne z psychologii, ale nie mamy aż tyle czasu. Skrótowo wyjaśnijmy więc sobie, kto w tym sporze nie ma racji, ale też być może powinien mieć, gdyby świat był urządzony inaczej.

REKLAMA

Zagadnienie numer jeden to to, czy Facebook jest w ogóle polską firmą, a przynajmniej czy jego polski oddział jest związany polskim prawem. Moim zdaniem tak, ponieważ wskazuje na to jasno wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i jego zupełnie poboczna refleksja przy okazji orzekania o "prawie do bycia zapomnianym". Niestety, sam Facebook nie uznaje zbyt ochoczo tego wyroku, a próby kontaktu z polskim przedstawicielstwem zwykle kończą się słowami "Może i mamy pana płaszcz, ale jest on w Irlandii". Jak dotąd, wedle mojej wiedzy, spośród administracji publicznej tylko GIODO miało odwagę uznać, że Facebook działa w Polsce kontaktując się w sposób "władczy" bezpośrednio z jego lokalnymi organami.

Na pohybel niebieskim

Zagadnienie numer dwa to często podnoszona przez środowiska narodowe Konstytucja RP. To zabawne jak ten "żydokomunistyczny" twór pisany na kolanie przez Aleksandra Kwaśniewskiego "przy piąteczku" nagle, po latach opluwania, został uznany za autorytet praw i swobód obywatelskich w oczach tej części społeczeństwa. Banowani facebookowicze co i rusz powołują się na zapisane w niej gwarancje równości i wolności słowa. Rzecz w tym, że adresatami Konstytucji co do zasady nie są jednostki czy prywatne serwisy społecznościowe, a władza publiczna.

– napisało na Twitterze stowarzyszenie Marsz Niepodległości. Wtórowali mu znani prawicowi publicyści, a Krzysztof Bosak - uwaga, lepiej usiądźcie, osoby o wrażliwych sercach proszone są o przeskoczenie do kolejnego akapitu - zablokował nawet oficjalne konto Facebooka na Twitterze. Tak, by nie mogło ono go obserwować. Nie żeby to robiło albo w ogóle miało pojęcie o istnieniu publicysty, jednakże manifest został dostrzeżony przez polskich internautów ([ZOBACZ MEMY]). Tak sobie myślę, że gdyby polska prawica nie miała takiego fetyszu bezużytecznych, głupich, pustych gestów na poziomie gimnazjalistek, które pokłóciły się właśnie o Adriana z 3C, to może nawet w ostatnich stuleciach nie tracilibyśmy aż tak często niepodległości.

Otóż stowarzyszenie Marsz Niepodległości nie ma racji. Facebook bez Polski doskonale da sobie radę, natomiast paniczna histeria z ostatnich dni dowodzi, że Polacy - nawet ci najprawdziwsi - jakoś nie mają ochoty rezygnować z usług świadczonych przez Zuckerberga na rzecz Naszej-Klasy czy (czemu mam wrażenie, że w ostatnim czasie wszystkie wydarzenia społeczne przesuwają nas w tym kierunku?) VKontakte.

Zresztą, umówmy się, że wiele osób związanych z radykalną prawicą usilnie stwarza sytuacje, w których może być nie tylko odbierana nieprzychylnie, ale nawet naruszać prawo. Oczywiście ostatecznie okazuje się, że są to medialne manipulacje, prowokacje nieznanych sprawców. To są generalnie najświętsi ludzie na świecie, zaręczam, po prostu strasznie pechowi - wiecznie prowokuje ich policja, jak nie w Warszawie, to w Madrycie. Albo - jak w tym wypadku - policja facebookowa.

Zrozumieć Facebooka

Facebook jest prawdopodobnie największym skupiskiem ludzi w historii ludzkości. Nie istnieją racjonalne budżety ani możliwości techniczne, które załodze serwisu pozwoliłyby tę społeczność kontrolować. Z tego też względu moderację w witrynie oparto na dwóch elementach - sztucznej inteligencji oraz zaufaniu do społeczności. Sztuczna inteligencja coraz częściej wyręcza człowieka w szczególnie prewencyjnym zapobieganiu naruszeniom prawa. Takim chyba najbardziej znanym przykładem jest system ContentID zapobiegający naruszeniom prawa autorskiego na YouTube, ale i Facebook ma swoje mechanizmy odsiewające na przykład nagość, a nawet linki do pirackich serwisów. Skoro mechanizmy potrafią znaleźć na obrazku odsłonięty biust, to uczą się też zapewne, że z plakatem Marszu Niepodległości coś jest nie tak, skoro już kilkukrotnie wcześniej go usuwały.

Jeśli chodzi o aktywne działanie społeczności, to wcale bym się nie zdziwił, gdyby okazało się, że niektóre z obecnych ofiar mechanizmów Facebooka stały za tym, że swego czasu zablokowano fanpage Kuby Wojewódzkiego albo Jarosława Kuźniara. Ot - Facebook ufa intuicji swoich użytkowników i pozwala zgłaszać naruszenia regulaminu, a jeśli jest ich odpowiednio dużo, to prewencyjnie blokuje dostęp do treści, zanim wreszcie jakiś pracownik serwisu się z nimi nie zapozna.

Przyczyny blokowania fanpage'y i profilów pokrzywdzonych narodowców w zasadzie zostały wyczerpane w dwóch powyższych akapitach. Jest dla mnie zawsze niepojętą sprawą jak bardzo egocentryczne i odrealnione potrafią być osoby, o których słyszało góra kilkadziesiąt osób najbliższych znajomych wierząc, że w piwnicach warszawskiego biurowca przy Emilii Plater mieści się specjalna komórka Facebooka, która starannie śledzi ich poczynania i tylko czeka aż wrzucą na łamy serwisu coś "faszystowskiego". Myślę, że nieszczególnym zainteresowaniem ze strony serwisu cieszy się nawet sam poseł Marek Jakubiak, który jest osobą publiczną i rozpoznawalną, a teraz chce nawet zgłosić Facebooka do prokuratury.

Narodowcy mają trochę racji, ale tylko trochę

Narodowcy (przepraszam, że tak zbiorczo, ale różnych opinii w tym temacie pojawiło się w ostatnich dniach kilkadziesiąt) niby narzekają na tego Facebooka, ale jednak wcale im się nie spieszy, by z honorem opuścić jego łamy i stworzyć na przykład własną platformę - zupełnie słusznie przewidując zapewne jej klęskę. Choć w polskim społeczeństwie i polskim internecie są zdecydowaną mniejszością, zdają się oczekiwać, by prywatny serwis internetowy stworzony przez Amerykanów podporządkował się ich wizji świata.

Facebook w zakresie swojej działalności jest związany regulaminem. Akceptacja tych postanowień jest konieczna, by stać się użytkownikiem serwisu. I tam bardzo precyzyjnie określone jest w jaki sposób serwis działa, jak działają jego mechanizmy blokowania treści czy konkretnych profilów oraz na jakie kwestie są wyczuleni. Wizerunek falangi nie narusza polskiego prawa, ale ze względu na swoje negatywne konotacje nie musi podobać się Facebookowi. Jej eksponowanie, choć niejednoznacznie, może wykraczać poza granice standardów społeczności, które sprzeciwiają się mowie nienawiści. Te są akurat określone na tyle nieostro, że można - szczęśliwie lub nie - podporządkować im wiele inicjatyw.

Osobiście uważam jednak, że lwia część blokowanych profili to po prostu rezultat działalności internautów. Kiedy czytamy, ile atrakcji dostarczają tweety prawicowych publicystów na ten temat, aż trudno sobie wyobrazić, że nie znalazłaby się w sieci grupka trolli internetowych, która po prostu zgłasza te profile - a Facebook prewencyjnie je blokuje, potrzebując czasu na merytoryczne rozpoznanie sprawy (o czym jasno wspomina).

Do dokonywania zgłoszeń przyznawały się też niektóre organizacje społeczne. I jakkolwiek z rozbawieniem obserwuję ostatnie poczynania narodowców, tak przypominam mój tekst sprzed kilku miesięcy prezentujący drugą stronę medalu - Martwi i przeraża sposób w jaki środowiska lewicowe cenzurują współczesny internet. Niektóre z tych organizacji realnie potrafią być zagrożeniem dla wolności słowa i być może akurat tutaj mamy przykład ich szkodliwej działalności. Ponieważ, umówmy się, sama idea Marszu Niepodległości, jakkolwiek nieszczęśliwie on wygląda na przestrzeni ostatnich lat czy pomijając te nieszczęsne falangi, nie jest zła. Pochód setek tysięcy Polaków z flagami narodowymi wzrusza i łapie za serce.

Facebookowi w tej dyskusji niewątpliwie nie pomaga fakt, iż wcale a wcale nie jest apolitycznym świętoszkiem i w przeszłości wielokrotnie udowadniał, że zdecydowanie bliżej mu ideologicznie do radykalnej z polskiego punktu widzenia lewicy, niż prawicowej wizji świata. Przy czym, przy tak kosmopolitycznym projekcie preferowanie tego typu wizji świata nie powinno akurat dziwić.

Facebook nie wypowiedział narodowcom wojny, on do niedawna nie miał pojęcia o ich istnieniu

Moja ocena zaistniałej sytuacji jest następująca. Facebook nie wypowiedział polskim narodowcom żadnej wojny, są z punktu widzenia serwisu tak bardzo nieistotni, że prawdopodobnie do niedawna nie mieli o ich istnieniu najmniejszego pojęcia. W ostatnich dniach sprawa ostatecznie dotarła do "góry" w Stanach Zjednoczonych, bo i jak miała nie dojść, skoro serwisowi wygrażali ministrowie rządu Rzeczypospolitej Polskiej, a poseł na Sejm RP chce zgłaszać go do prokuratury. Ale "góra" bardziej przejęła się tym, że w Polsce trwają ataki na pracownicę Facebooka, Sylwię de Weydenthal, choć jeśli przypisywane jej przez prawicową prasę (niezalezna.pl, Żelazna Logika) słowa:

wypowiedziane w kontekście tolerowania przez serwis fanpage'y w stylu „Jan Paweł II gwałcił małe dzieci” są prawdziwe, to jestem w stanie zrozumieć źródło niechęci niektórych środowisk do ich autorki. A w zasadzie jestem w stanie zrozumieć źródło niechęci wszystkich przyzwoitych środowisk.

Aktualizacja: Zgodnie z informacjami otrzymanymi przez nas od agencji PR-owej reprezentującej Facebooka w Polsce: "cytat nie został wypowiedziany przez Sylwię de Weydenthal, ale został wyciągnięty z kontekstu w czasie spotkania z innym pracownikiem Facebooka"

Swoją drogą trochę ostatnio myślałem o tego typu zdarzeniach w serwisie i jeśli Facebook z ww. powódek nie kasuje tego typu treści w mojej ocenie w sposób oczywisty stanowiące obrazę uczuć religijnych, moim zdaniem istotnie portal Zuckerberga może być adresatem roszczeń z tego tytułu, ograniczając swoje pole manewru przy wyłączeniu odpowiedzialności za sprawą notice and takedown.

A tymczasem w historii o narodowcach nie stali się oni ofiarami Facebooka, tylko botów, trolli internetowych i może kilku złośliwych oponentów ideologicznych, którzy mają zbyt dużo czasu. Historia pokazuje zresztą, że stopniowo profile są odblokowywane - nie na skutek apeli czy rozpaczliwych twitterowych gestów Krzysztofa Bosaka, tylko w toku moderacyjnej analizy, która musi przejść przez setki korporacyjnych procedur. A żeby zrozumieć co dzieje się dookoła, wystarczyło choćby pobieżnie przejrzeć warunki i zasady korzystania z serwisu, które rzekomo się zaakceptowało.

Rozumiem pewną logikę towarzyszącą narodowcom. Perspektywa tego, by Facebooka upaństwowić, Zuckerberga... wyrzucić na bruk jest niewątpliwie kusząca i jak najbardziej może być elementem pewnej debaty społecznej, przy czym nie w skali lokalnej, a globalnej - czy największe medium świata może w tak znaczącym zakresie dyktować warunki wedle własnego uznania. W mojej ocenie może. Facebook też jest związany swoim regulaminem i w zaistniałej sytuacji nie wykroczył poza jego zapisy, choć XXI-wieczna wizja korporacji, które powoli stają się potężniejsze niż państwa, niewątpliwie w pewnym stopniu urzeczywistnia się na naszych oczach.

Jeżeli tego typu argumentacja nie przemawia do narodowców, pozostaje im już tylko wariant alternatywny. Usiąść wygodnie i zastanowić się: skoro nie chcą nas w serwisie, z którego bez większych problemów codziennie korzysta ponad miliard użytkowników na całym świecie, to - hej - może to jednak my jesteśmy jacyś popierdzieleni?

REKLAMA

*Fot. tytułowa: Fragment wspomnianego kontrowersyjnego plakatu Marszu Niepodległości 2016

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA