To się Garminowi (prawie) udało. Garmin Vivosmart HR - recenzja Spider’s Web
Po co komu smart opaski, kiedy za względnie niewielkie pieniądze można dziś już kupić smart zegarek, oferujący przeważnie o wiele więcej? Jest kilka powodów.
Lubię recenzować produkty, które sam sobie kupiłem. Nie dość, że taki sprzęt zawsze ocenia się trochę inaczej, to jeszcze nikt nikogo nie pogania z przygotowaniem tekstu. Co akurat w przypadku opaski Vivosmart HR wyszło Garminowi na dobre.
Zaraz, ale masz Feniksa. Po co Vivosmart?
Powodów jest kilka, pomijając ten oczywisty, że miesiąc bez kupienia czegoś od Garmina jest miesiącem straconym. Jakie?
- Tętno spoczynkowe - w przypadku Feniksa (3, bez HR) musiałbym dokonywać pomiarów samodzielnie, licząc na to, że trafię akurat na moment, kiedy faktycznie mam najniższe tętno. Stała obserwacja tętna w trakcie dnia rozwiązuje ten problem. A kupować F3 HR tylko dla HR? Ech, nie.
- Monitorowanie snu - bałem się po prostu, że kiedyś przez sen tak machnę rękę, że osoba leżąca obok mnie dosłownie straci twarz. Nie mówiąc już o tym, że spanie z czymś, co waży na oko 17 kg, na ręce, niekoniecznie jest najwygodniejsze.
- Lepsze wyliczanie kalorii - a właściwie - wyliczanie większej liczby kalorii. Opaska mierząca tylko kroki za cały dzień pracy w ogródku przyzna nam jakieś śmieszne kalorie. Ale kiedy okazuje się, że przez ten cały czas miałeś wyższe tętno niż standardowe, na koniec dnia okazuje się, że możesz wypić jeszcze jedną Colę.
- Nie zawsze chcę zakładać pas HR - a zawsze chciałbym mieć względnie dokładne wyliczenia kalorii. Bez pomiaru tętna te szacunkowe dane zupełnie rozjeżdżają się w moim przypadku z tym, co wyliczono by na podstawie tętna. A idąc w góry czy na zwykłą przejażdżkę rowerem, nie będę przecież zakładał pasa. Transmisja HR staje się więc wybawieniem od tych problemów pierwszego świata.
No i, nie ukrywajmy - to Garmin. A ja, z jakiegoś powodu, kiedy słyszę tę nazwę, zaczynam nagle zupełnie bez sensu rzucać pieniędzmi na lewo i prawo.
Ale do rzeczy.
**Mała uwaga na wstępie: Tak, sprzęt jest mocno porysowany i trochę obity. Tak to jest, jak się sprzętu używa :)**
Ok, to jak wygląda to cudo?
Prawdę mówiąc, to w ogóle nie wygląda. Porównując Vivosmart HR do sprzętów wywodzących się bardziej z branży tech, niż sport (np. opaski Samsunga), można dojść do wniosku, że dział projektowy miał w trakcie tworzenia Vivosmart HR wolne.
Opaska Garmina nie ma właściwie ani jednego wizualnego elementu, który sprawiałby, że można o niej napisać, że jest atrakcyjna. Ot, gumowy, wygodny pasek o szerokim zakresie regulacji, pojedynczy, niezbyt łatwy w lokalizacji bez patrzenia przycisk i ekran, osłonięty plastikową szybką i zatopiony w obudowie z czarnego tworzywa sztucznego.
Obudowie zresztą, nie ukrywajmy, dosyć grubej, co w połączeniu z umiarkowaną szerokością Vivosmart HR nadaje urządzeniu dość karykaturalne kształty. Generuje to też jeszcze jeden problem, związany z umieszczonym na spodzie sprzętu wystającym, optycznym czujnikiem tętna.
Jaki problem? Głównie taki, że opaska nie przylega do naszej dłoni tak dobrze, jak przylegałby np. zegarek o większej powierzchni podstawy. A jak wiadomo, każde takie bujnięcie przy pomiarach to gorsze i mniej dokładne pomiary. Choć też raczej nie zdarza się to nagminnie.
Można oczywiście powiedzieć, że Vivosmart HR to bardziej narzędzie, niż gadżet, w związku z czym nie musi wyglądać pięknie. A jednak powinien wyglądać jak najlepiej - w końcu cel jest taki, żebyśmy z chęcią zakładali go przez całą dobę. A Vivosmart może i nie zrujnuje naszej wieczornej kreacji, ale raczej też jej nie podkreśli.
Guma, plastik - jak z jakością wykonania?
I dobrze, i źle. Jeśli chodzi o to, czy coś trzeszczy czy nie, to jest bardzo, bardzo dobrze. Materiały są dobrane odpowiednio, a priorytetem jest wygoda noszenia oraz niewielka masa sprzętu.
Oczywiście nie jest to najwyższy poziom precyzji i dbałości o detale. Tu i tam pojawiają się nieco nierówne łączenia, a gdzie indziej zauważymy niewielkie szpary, ale nie ma to - zwłaszcza przy tak żadnym wizualnie sprzęcie - wielkiego znaczenia. Nic nie skrzypi, nic nie trzeszczy, konstrukcja jest do tego odporna na wodę i (jak sam sprawdziłem wielokrotnie) na pot.
Nieco, a właściwie dużo gorzej jest z wytrzymałością na czynniki zewnętrzne, czyli przypadkowe obicia. O ile bowiem trzeba się bardzo postarać, żeby go porządnie zarysować (choć jak widać na zdjęciu, jest to możliwe), o tyle dość łatwo go obić. Przykładowo, uderzając przypadkiem o Forerunnera 305 osoby idącej obok mnie, z ekranu odtłukł się całkiem spory kawałek wierzchniej warstwy.
Wygodnie się to nosi?
Tak, nawet bardzo. Pomimo niezbyt wyszukanego kształtu noszenie Vivosmart HR na okrągło nie jest ani trochę niekomfortowe. Długi pasek pozwala na bardzo szeroki zakres regulacji, natomiast materiał, z którego został wykonany, na dłuższą metę nie drażni skóry.
Jedyny mały problem może być z dopasowaniem opaski do ręki za pierwszym razem. Wystający element czujnika HR powoduje, że jeśli zapniemy opaskę tak, jak wydaje nam się, że powinna być zapięta, po kilkudziesięciu minutach zacznie nas boleć dłoń. Wystarczy wtedy przeskoczyć o jedną czy dwie dziurki w regulacji i już przez kolejne kilkanaście czy kilkadziesiąt godzin będziemy mogli nosić Vivosmart HR, nie pamiętając nawet, że mamy go na ręce.
Jak się łączy?
Ze smartfonem - przez Bluetooth. Z innymi urządzeniami - przez ANT+.
A ten ekran? Co taki brzydki?
Tak, zdecydowanie ekran opaski Garmina nie zalicza się do najpiękniejszych. Jest spory, owszem, ale jego rozdzielczość stoi na niskim poziomie, a do tego jest w stanie wyświetlić tylko dwa kolory - czarny i coś zbliżonego do białego. Albo szarawego.
Ale jeśli na chwilę odstawimy estetykę na bok, to ten ekran zasługuje na same pochwały. Przede wszystkim jest fantastycznie czytelny, niezależnie od tego w jak mocnym słońcu będziemy na niego patrzeć. Odrzucając pojedyncze przypadki, kiedy słońce złośliwie odbija się od samej osłony wyświetlacza, zawsze zobaczymy informację, której potrzebujemy. Rewelacja, choć do tego Garmin zdążył nas już przyzwyczaić.
Trochę słabiej jest w ciemności. Owszem, ekran jest podświetlany, ale podświetlenie jest dość słabe i nie do końca równomierne. Ale odczytać interesujące nas treści jak najbardziej się da.
Dyskusyjny jest natomiast sposób nawigacji. Do dyspozycji mamy tylko jeden fizyczny przycisk, przenoszący nas do menu aktywności i ustawień. Całą resztę obsługujemy przeciągnięciami i kliknięciami na czułym na dotyk ekranie. Czasem nawet zbyt czułym - podczas deszczu lepiej włączyć opcjonalną blokadę ekranu, bo inaczej każda kropelka będzie włączała losowo wybraną funkcję.
Konsekwencje dotykowości dość łatwo przewidzieć. Podczas np. biegania trzeba się skupić odrobinę bardziej, żeby trafić na pole, które nas interesuje. Z przyciskami byłoby ciut łatwiej.
A co na tym ekranie zobaczymy?
Na zorientowanym pionowo lub poziomo ekranie możemy wyświetlić całą masę informacji, pomiędzy którymi przenosimy się właśnie przesunięciem palca po ekranie. Co mamy do wyboru?
- Czas/Data
- Kroki
- Piętra w górę
- Czas intensywnej aktywności
- Kalorie
- Dystans
- Pilot kamery VIRB
- Obsługę muzyki
- Pogodę
- Powiadomienia
- Tętno
Wybrane z tych danych można jeszcze dodatkowo rozszerzyć, po prostu klikając na nie. W ten sposób, klikając np. w zakładkę Tętno, oprócz domyślnie wyświetlanego tętna aktualnego i spoczynkowego zobaczymy także wykres tętna z ostatnich 4 godzin. Powrót do ostatniej zakładki? Kolejne kliknięcie gdziekolwiek. Proste.
Podobnie jest zresztą z innymi aplikacjami. Kliknięcie w pogodę pokazuje np. dosyć ogólną prognozę na kolejne dni.
Trochę tylko szkoda, że potencjał niektórych został zmarnowany. Przykładowo dużo bardziej interesowałoby mnie nie to, ile kalorii dzisiaj spaliłem, a ile kalorii zostało mi do wciągnięcia (Garmin Connect synchronizuje się z MFP). Niestety tego się nie dowiem - muszę sięgnąć po smartfona, szkoda.
Dobra, mów, jak liczy kroki i dystans.
Dobrze, nawet bardzo dobrze. Przeważnie…
Zacznijmy od podstaw. Kiedy chodzimy albo biegamy ze stałym tempem, Vivosmart HR przeważnie w kwestii kroków i dystansu przeważnie myli się minimalnie (idealnej dokładności nie ma co oczekiwać), jeśli zestawić dystans z wynikami z GPS (którego Vivosmart HR nie ma). Liczba kroków jest też bardzo podobna do tej, którą mierzy np. Fitbit Flex, Fenix 3 i do tej, którą wyliczam sobie w głowie podczas krótkich spacerów (tylko do testów, nie zachowuję się tak normalnie).
Dużo gorzej robi się jednak wtedy, kiedy nie maszerujemy albo biegamy po równym, płaskim i z takim samym tempem. Przy chodzeniu po górach czy bieganiu interwałów Vivosmart HR kroki zliczy poprawnie, ale co do dystansu potrafi się przekoszmarnie pomylić. Przy 20-kilometrowych marszach potrafi nam dorzucić nawet 3–4 kilometry.
Za dużo, dużo za dużo, choć i muszę przyznać, że w codziennym, miejskim życiu, do jego pomiarów zastrzeżeń nie mam. A w góry i tak nie jest raczej moim towarzyszem pierwszego wyboru.
Zupełnie inną sprawą jest natomiast kwestia doliczania niesłusznych kroków. Przez pierwsze tygodnie wydawało mi się, że Vivosmart HR nie dolicza ich wcale. Nawet jazda koszmarnie trzęsącym miejskim tramwajem, o myciu zębów czy pisaniu na komputerze, nie przyczyniała się do nabijania licznika.
Za to mocno rozczarowałem się, kiedy po 7-godzinnej jeździe nad morze jeden spacer wystarczył, żeby osiągnąć wymagane minimum kroków (około 8000 w tamtym czasie). Tak, wiem, zawieszenie Alfy 159 może i nie jest zbyt miękkie, ale żeby nabiło kilka tysięcy (!) kroków? I nie jest to, jak się okazuje, wyłącznie mój problem.
W Mercedesie podobnego problemu, mimo jeszcze dłuższej trasy, nie było. Wiecie teraz, jakie auto trzeba do kompletu z Vivosmartem kupić.
8000 kroków? A nie powinno być 10 000?
Nie. Garmin automatycznie dobiera nasz krokowy cel w zależności od naszych dotychczasowych wyników. Zaczynamy od 5000, a potem idziemy albo w górę, albo w dół.
Oczywiście można ręcznie ustalić ten poziom na dowolną wartość, ale ja akurat lubię, kiedy coś się zmienia.
W ustawieniach można także ustawić, czy zegarek ma nam przypominać dosyć donośną wibracją o tym, że czas się ruszyć. Graficzny pasek nieaktywności jest też wyświetlany na ekranie głównym, obok godziny i daty.
Jeśli natomiast nie podoba nam się wyliczany przez Vivosmart HR dystans, możemy samodzielnie ustalić długość naszego kroku, np. licząc kroki na znanym nam dystansie i wprowadzając te dane do aplikacji, która obliczy za nas co trzeba.
Piętra? Liczy piętra?
Liczy. Przeważnie. O ile są wymiarowe, tj. mają wysokość przynajmniej 3 metrów. Te w moim domu nie mają, przez co mimo tego, że pokonuję je dziennie po 30 razy w górę i w dół, rzadko kiedy napełniam wskaźnik pokonanych pięter (domyślnie 10).
Do rzeczy. Czyli do pomiaru tętna.
Zacznijmy od tego, jak radzi sobie z wyliczaniem tętna spoczynkowego. Bo z tym radzi sobie wyśmienicie.
Tym bardziej, że nieaktualne są już początkowe zarzuty co do częstotliwości próbkowania naszego tętna. Kilkanaście dni temu aktualizacja Vivosmart HR dramatycznie zmieniła liczbę pomiarów w trakcie dnia, przez co szanse na trafienie tego faktycznie najniższego bardzo wzrosły. Zresztą widzę to u mnie - RHR spadło u mnie o jakieś 2 punkty, ale nie dlatego, że poprawiła się moja kondycja, ale dlatego, że tych odczytów jest więcej.
Żeby była pełna jasność - Vivosmart HR mierzy tętno automatycznie przez cały dzień. Nie trzeba nic naciskać, nic aktywować. Mierzy, mierzy i mierzy.
A jak się ruszasz?
Jest niemal tak samo dobrze. Monitorowanie tętna podczas codziennych czynności i spacerów wyglada jak najbardziej sensownie i odzwierciedla mniej więcej to, co naprawdę dzieje się z naszym organizmem. Mniej więcej, bo nie mam narzędzi pozwalających na sprawdzenie tego w sposób laboratoryjny. Za to pomiary zestawione z HRM-Run i Feniksem 3 wypadają niemal identycznie.
Ciekawostką jest natomiast fakt, że o ile wykres trafiający do Garmin Connect jest niemal wzorowy, o tyle to, co wyświetla się na ekranie Vivosmart HR jest czasami zupełnie z czapy. Przykładowo podczas zwykłego spaceru, z poprawnie zapiętym Vivosmartem, ten potrafi pokazać np. 126 BPM. Po czym chyba sam uznaje, że to bez sensu i… nie znajdziemy tego w zapisie dnia. I dobrze.
Pobiegać z tym się da?
I tu zaczynają się schody. Zacznijmy od tego, co było zaznaczone już wcześniej - jeśli ma to być spokojna, równa przebieżka po płaskim, to będzie ok. Jeśli nie - będzie gorzej.
To samo ma się do pomiarów tętna. Jeśli dobrze założymy Vivosmart HR (a czasem trzeba niestety kombinować) i po prostu spokojnie biegniemy przez siebie przez 5, 10 czy 15 kilometrów, wyniki pomiaru tętna powinny być zbliżone albo nawet tożsame z tymi, które daje HRM-Run czy inny pasek na klatkę piersiową. Będziemy mieć wtedy względnie dobry dystans i dobry pomiar tętna. Super.
Ale spróbujmy pobawić się w interwały, szczególnie krótkie i bardzo intensywne. I wtedy Vivosmart HR nie daje już sobie rady. Przebiegnięte dystanse są często zupełnie z kosmosu (a przynajmniej na tyle niedokładne, żeby się nimi nie przejmować), a wykres tętna nie pokrywa się z tym, co podawałby pasek HRM.
Optyczny czujnik Garmina w przypadku Vivosmart HR ma po prostu często problemy z tym, żeby odpowiednio szybko namierzyć szybką zmianę tętna. Przykładowo, gdy Fenix 3 z HRM-Run pokazuje już 180 BPM, Vivosmart HR potrafi być jeszcze na poziomie 118 BPM. I jeśli podwyższone tętno wywołał np. krótki podbieg, jest szansa, że Vivosmart HR… w ogóle tego nie zarejestruje, wracając do gry dopiero wtedy, kiedy nasze tętno zaczyna spadać.
Oczywiście nie zawsze tak jest. Momentami obserwowałem, jak Vivosmart HR i Fenix z HRM-Run szły nawet na trudniejszych fragmentach łeb w łeb. Ale nie zawsze, a to „nie zawsze” robi dużą różnicę.
Hop na rower?
Tak, choć oczywiście tutaj na dystans zbytnio nie liczcie. Bez GPS i bez współpracy z akcesoriami ANT+ i Bluetooth nie ma co liczyć na jakiekolwiek dane na ten temat. Ale można liczyć na dane dotyczące tętna.
I tutaj również wszystko zależy od tego, czy monitorujemy po prostu przejazd rowerem, czy bardziej wysiłkowy trening.
Przykładowo podczas 40-kilometrowej, spokojnej przejażdżki równym tempem, Vivosmart HR podał wyniki zbliżone do idealnych (tj. tych z Feniksa). Natomiast przy kilku podjazdach na innej trasie, potrafił się potężnie zagubić.
Po co transmitować pomiar tętna?
Właśnie po to, żeby nie musieć zakładać opaski na klatkę piersiową, a jednak mieć pomiary z dyscyplin, z którymi Vivosmart HR w kwestii pomiarów tętna radzi sobie dobrze.
I tak np. idąc w góry nie bawię się na parkingu w ubieranie pasa - dwa kliknięcia i już Vivosmart HR przekazuje moje pomiary Feniksowi, który zlicza dystans, wysokość i prowadzi mnie po trasie. Tak samo na rekreacyjnych przejazdach rowerem Fenix 3 przypięty do kierownicy odbiera dane z opaski, którą mam na ręce. Bez zakładania paska.
Ale kiedy idę pobiegać czy bardziej zmęczyć się na rowerze, wolę jednak standardowy pasek. Choć może po części dlatego, że HRM-Run zapewnia mi o wiele więcej danych niż tylko tętno.
PS Dane tętna można transmitować wyłącznie za pomocą protokołu ANT+. Jeśli wasz sprzęt go ma (telefon, zegarek, cokolwiek) pewnie będziecie go mogli bez problemu podłączyć jak zwykły czujnik HR. Ale o łączeniu przez Bluetooth w tym celu zapomnijcie.
A jeśli chciałbym trenować tylko z Vivosmart HR?
To Garmin udostępnia ci wtedy 3 tryby aktywności - Bieganie, Chód (nowość z ostatniej aktualizacji), Kardio i inny.
Dla każdej z nich możemy ustalić bardzo podstawowe parametry celu - czas, dystans, liczbę spalonych kalorii i włączyć albo wyłączyć Auto Lap (automatycznej pauzy niestety brak). Jednocześnie możemy ustalić, w jakiej strefie tętna chcemy biegać - korzystając albo z naszych stref z Garmin Connecta, albo ustawiając własną. Jeśli wypadniemy ze strefy, zostaniemy o tym poinformowani wibracją.
Niestety o treningu interwałowym ze zautomatyzowanymi powiadomieniami kiedy zmienić strefę nie ma mowy. Co tylko dodatkowo podkreśla, że to sprzęt dla tych, którzy raczej w interwały i podobne się nie bawią.
Tak samo nie zgramy na Vivosmart HR planów treningowych z Garmin Connect. A to już trochę szkoda.
Co zobaczę w trakcie aktywności?
Ekran Vivosmart HR nie jest wielki, ale może pokazać całkiem sporo. Maksymalnie możemy skonfigurować 4 strony informacji, gdzie na każdej z nich znajdą się dwa pola danych - w sumie 8. Przy czym samych danych może być maksymalnie… 4 (tętno, dystans, stoper, kalorie).
Więc albo mamy wszystko na osobnych kartach albo dzielimy ekran na 2 części.
Po zakończeniu aktywności przyciskiem centralnym (tak samo aktywność rozpoczynamy) możemy wybrać, czy chcemy ją zapisać w serwisie Garmin Connect, czy może jednak usunąć.
A pod wodą?
Może i można mierzyć tętno z Vivosmart HR pod wodą i raczej nic mu się nie stanie, ale na pewno nie do tego został stworzony. Więc to, jakie wyniki dostaniemy po przepłynięciu kilku basenów mogą być całkowitą loterią.
Tylko Garmin Connect?
Opisywać całego Garmin Connecta, z którego aplikacją mobilną na telefonie Vivosmart HR synchronizuje się stale przez Bluetooth, nawet nie będę próbował. To gigantyczny kombajn, który przez lata rozrósł się tak, że mimo spędzenia tam setek godzin, jestem pewien, że nie poznałem nawet połowy jego możliwości.
Jeśli jednak chcecie korzystać z Vivosmart HR jako całodobowego monitora aktywności, tętna i tak dalej, musicie korzystać z Connecta. To tam znajdziecie wszystkie wykresy
Jeśli natomiast nie lubicie Connecta, nie ma sprawy - można swoje biegi, chody, kardio i inne synchronizować automatycznie z Endomondo. Albo z czymkolwiek innym, co lubicie.
Sen i dodatkowe gadżety
Tak, Vivosmart HR mierzy sen i jeśli chodzi o podstawy, tj. ustalenie godziny pójścia spać i wstania, to robi to świetnie. Nie daje się nawet przeważnie nabrać na położenie się do łóżka z książką i czytanie jej przez kilka godzin - sen na wykresie pojawia się wtedy, kiedy faktycznie zasnę, a nie po prostu przestanę się ruszać.
Ale tego, jak dobrze ten sen mierzy, nie jestem w stanie określić. Tak, pokazuje sen płytki, głęboki, kiedy się ruszałem i tak dalej, ale nie wiem, czy taki a taki wykres oznacza, że powinienem był się wyspać, czy może właśnie powinienem być wykończony. Tego mi aplikacja nie mówi, więc nie mam z czym porównać swoich wniosków.
Zabrakło tu też inteligentnego budzika. Możemy go ustawić tylko na konkretną godzinę. Jego, bo nie można ustawić więcej niż jednego alarmu.
Za to bardzo do gustu przypadły mi inne, mniejsze dodatki. Np. to, że nie tylko z poziomu smartfonu wyszukać opaski, ale i z poziomu opaski możemy wyszukać telefon. A że gubię jedno i drugie mniej więcej regularnie, korzystam z tego nad wyraz często.
MoveIQ
Z MoveIQ natomiast nie korzystam - głównie dlatego, że ono korzysta samo z siebie i działa, jak na moje potrzeby, zaskakująco dobrze.
O co dokładnie chodzi? O system automatycznego rozpoznawania aktywności. System sam rozpoznaje, czy np. sobie maszerowaliśmy, po czym dodaje odpowiednie oznaczenie w naszym kalendarzu i na wykresie dnia.
ALE!
Nie robi z tego aktywności publicznych. Nie udostępnia tego np. na Endomondo. Widzimy to tylko my. I super! Byłoby to całkiem przydatne dla osób, które publikują w kółko „przeszedłem 500 m”. Z Connect IQ oni mieliby swoje mniejsze aktywności zapisane na swoim koncie, a reszta miałaby trochę mniej powiadomień na tablicy.
Oczywiście MoveIQ nie zawsze działa idealnie, ale… przeważnie działa.
Jak często trzeba go ładować?
Nie wiem, nie pamiętam, kiedy go ostatnio ładowałem. Może 5 dni temu, może 6. A może nawet 8.
Generalnie przy ograniczonej aktywności i wyłączonych powiadomieniach, ale włączonym stałym pomiarze tętna, Vivosmart HR wytrzymuje około tygodnia. Przy codziennym bieganiu - około 4 dni. Przy transmisji HR - około 6–8 godzin.
Pięknie. I rekompensuje to fakt, że nigdy nie wiem, jak podłączyć ładowarkę Garmina do Vivosmarta. Zawsze wkładam ją za pierwszym razem na odwrót.
A co tak jęczałeś na Twitterze?
Ano jęczałem. Bo kupiłem Vivosmarta HR głównie jako partnera dla Feniksa i myślę, że tak należy na ten produkt patrzeć. Jako uzupełnienie naszego sprzętowego ekosystemu Garmina o coś lekkiego, codziennego, wygodnego. Ale nie do końca tak jest.
Garmin nie poradził sobie bowiem jeszcze z tym (hej, 2016 rok!), że niektóre osoby chcą mieć więcej niż jedno urządzenie do śledzenia aktywności. W rezultacie kroki, tętno i minuty aktywności dla danego dnia są pobierane wyłącznie z jednego urządzenia. Jednego!
Gdzie tu problem? Załóżmy, że idę pobiegać. Cały dzień chodziłem z Vivosmartem, uzbierałem X kroków i trafiły się jakieś minuty aktywności. Czy mogę zostawić go w domu i założyć Feniksa, a potem zsynchronizować dane i uzyskać jeden, kompletny obraz mojej dziennej aktywności? NIE.
Dane z Feniksa, dotyczące kroków, aktywności, ba, nawet tętna, nie trafią do dziennego zestawienia. Po prostu nie. Po założeniu znowu Vivosmart HR będę miał ponownie X kroków, nie X plus to co zrobiłem na Feniksie. A w dziennym zestawieniu będzie w miejscu treningu ziejąca dziura. Tak, kalorie z dnia będą się zgadzać - i to jedyne, reszta nie.
Efekt jest taki, że biegam jednocześnie z Feniksem, HRM-Run i Vivosmartem HR. Trochę głupio.
A szkoda, bardzo szkoda. Przecież aż samo prosi się o to, żeby na taką wymienność i synchronizację pozwolić. Ale nie. Bo nie. Będzie. Kiedyś. Może.
To warto czy nie?
Jestem trochę rozdarty przy tej ocenie.
Wizualnie i funkcjonalnie ten sprzęt raczej nie kupi fanów nowoczesnych gadżetów. Piękny nie jest, ekran ma też jakiś taki kalkulatorowaty, transmituje tętno po jakimś dziwacznym standardzie i w ogóle to powinno mieć jakiegoś Android Weara. No i kosztuje sporo, bo około 570 zł.
Z drugiej strony to sprzęt, który robi sporo i to do tego bardzo dobrze. Świetny czas pracy na pojedynczym ładowaniu, świetny pomiar tętna w trakcie dnia i nocy, precyzyjny pomiar czasu zasypiania i wstawania, precyzyjne (w większości) zliczanie kroków i dystansu. Do tego dość dobry pomiar przy aktywnościach o równym wysiłku, obsługa powiadomień, informacje pogodowe, sterowanie muzyką, opcja transmisji pomiaru tętna do innych urządzeń i rozbudowany do niemożliwości Garmin Connect, pełen ciekawych opcji.
I gdyby nie to nieszczęsne współdziałanie z innymi urządzeniami śledzącymi aktywność, to polecałbym Vivosmarta HR bez zastanowienia przede wszystkim tym, dla których Fenix 3, Forerunner 920 i podobne są po prostu za duże, za ciężkie, zbyt niewygodne, żeby nosić je przez całą dobę. Opaska Garmina jest idealnym uzupełnieniem tego zestawu, świetna też w określonych sytuacjach jako nadajnik pomiaru tętna.
No, ale nie jest, więc im w ciemno też tego polecić nie mogę.
Przed podjęciem decyzji o zakupie Vivosmart HR trzeba sobie zadać kilka pytań i szczerze na nie odpowiedzieć. Np. na to, czy na pewno chcemy opaskę bez GPS. Jak bardzo zależy nam na stałym pomiarze tętna. Jak intensywne i różnorodne są nasze treningi. Czy opaska będzie naszym jedynym sprzętem treningowym, czy może tylko uzupełnieniem zestawu.
Rozwiązaniem uniwersalnym może być oczywiście Vivosmart HR+ z GPS, ale to już sprzęt kosztujący około 1000 zł. A to już cena w okolicach zegarków sportowych Garmina, które zaoferują więcej (w tym i ConnectIQ) - Forerunner 230 kosztuje około 900 zł (GPS, ale bez HR), natomiast Forerunner 235 (GPS i HR) kosztuje prawie 1300 zł. Nie wspominając już nawet o świetnie wycenionym i niesamowicie uniwersalnym Vivoactive HR (GPS i HR, 1200 zł).
W ofercie Garmina trudno natomiast szukać cenowo godnych konkurentów dla testowanego Vivosmart HR. Najbliżej jest pierwsza generacja Vivoactive (GPS, bez HR, ok. 800 zł) i dla ludzi, którzy sporo biegają i jeżdżą na rowerze, ale nie obchodzi ich RHR, może to być lepsza propozycja.
Jeśli jednak opaska ma po prostu służyć do codziennego monitorowania aktywności, to nawet pomimo względnie wysokiej ceny, czegoś dużo lepszego od niej raczej na rynku nie znajdziemy. Machnijmy więc ręką na wygląd i lekkie wpadki Garmina, i dajmy się wciągnąć w gąszcz wykresów i parametrów, które nam ona podsunie.
Czy jestem zadowolony z zakupu?
Proste - tak.