„Obłęd - powtarzać w kółko tę samą czynność, oczekując innych rezultatów”
Popadłem w obłęd. Dokładnie ten sam, o którym mówił Albert Einstein. Ten sam, który umieściłem w tytule. Od tygodnia katuję demo Resident Evil 7, starając się odkryć wielką tajemnicę tej produkcji. Nie potrafię dać za wygraną.
Demo Resident Evil 7 to najlepsze, co mogło spotkać miłośnika horrorów podczas targów E3 2016. Kultowa seria rozpoczyna zupełnie nowy rozdział. Wchodzi w zupełnie nową erę, tak, jak kiedyś wchodziło za sprawą nastawionego na akcję Resident Evil 4.
Chociaż zawartość dema Resident Evil 7 nie znajdzie się w finalnej wersji gry, oddaje nową wizję producentów.
Ma być o wiele straszniej. Więcej będzie eksploracji, zaglądania w każdy kąt i rozwiązywania zagadek, a mniej walki oraz wybuchów. Rozgrywka zyska na ciężkości i ospałości, poświęcając na ołtarzu ofiarnym wymianę ognia i walkę z tabunami przeciwników. Słowem - Resident Evil zamienia się w Silent Hilla.
Biorąc pod uwagę jakość Resident Evil 5, Resident Evil 6 oraz Revelations 2, to bardzo dobry kierunek. Horrorowa seria potrzebuje zupełnie nowego początku. Potrzebuje powrotu do korzeni, co najlepiej pokazało bardzo ciepłe przyjęcie tak zwanych remasterów Resident Evil 0 oraz Resident Evil 1.
Demo Resident Evil 7 zamyka gracza w opuszczonym, amerykańskim domu. Nie mogę się z niego wydostać już od tygodnia!
Budzę się na brudnej podłodze. Dom to rozpadająca się rudera. Nie mam pojęcia, jaka siła mnie tutaj przywlokła. Nie mam nawet pojęcia, kim jestem - widok z perspektywy pierwszej osoby skutecznie skrywa tożsamość. Jedno wiem jednak na pewno - sądząc po świetnym dźwięku przestrzennym, nie jestem tutaj sam.
Resident Evil 7 - Beginning Hour stawia przed graczem bardzo jasne zadanie - wydostać się z zamkniętego na cztery spusty, przerażającego domu. Walcząc ze strachem, krok po kroku, zwiedzałem kolejne paskudne pomieszczenia, aż w końcu znalazłem coś bardzo ciekawego. Kasetę VHS, którą mogłem uruchomić w (o dziwo) działającym magnetowidzie.
W tym momencie producenci RE7 stosują przeciekawą zabawę narracyjną - cofają nas w czasie, zamieniając w jednego z bohaterów taśmy VHS. Okazuje się, że nim znaleźliśmy się w przerażającym domu, ktoś był tutaj przed nami. Ekipa telewizyjna, zajmująca się kręceniem materiałów w posiadłościach, o których plotkuje się, że są nawiedzone.
W tym momencie Resident Evil 7 zamienia się w Blair Witch Project. Jako operator kamery, podróżujemy za prowadzącym i dźwiękowcem, rejestrując wszystko nocnym trybem urządzenia. Tak jak w Blair Witch Project - w końcu ktoś znika. Rozpoczyna się panika. Rozpoczyna się chaos. Biegamy dookoła, szukamy siebie nawzajem. Przypadkiem odkrywamy sekretne przejście za kominkiem. A potem pojawia się ON. Koniec taśmy.
Wykorzystując wiedzę zdobytą z kasety VHS, sam używam sekretnego przejścia. Nareszcie odnajduję upragniony klucz do wejścia. Otwieram frontalne drzwi. Widzę już słońce, podwórze i ulicę. Stawiam krok przed siebie, ale coś brutalnie wciąga mnie do tyłu. To ON, zadający cios.
Zginąłem. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie spróbował rozegrać dema po raz drugi. Postanowiłem przechytrzyć grę.
Tym razem nie szukam kasety VHS. Od razu podchodzę do sekretnego przejścia za kominkiem. Po chwili pojawia się przycisk interakcji. Udało się! Jestem sprytniejszy! Być może szybsze wzięcie klucza pozwoli mi wydostać się z tej zatęchłej, mrocznej posiadłości. Tyle tylko, że… klucza nie ma na swoim miejscu.
Zamiast niego, jest zupełnie inny przedmiot. Bezpiecznik, który mogę wykorzystać przy skrzynce elektronicznej. Podniosłem brwi w geście zdziwienia. Nie przechytrzyłem gry. To gra bawi się mną. Wkładając bezpiecznik w odpowiednie miejsce, przywracam zasilanie do przycisku, którym opuszczam schody na strych.
Gdy jestem w nowym pomieszczeniu, widzę dziwne zdjęcie. Fragment helikoptera. Na jego boku znajduje się charakterystyczne, kultowe wręcz logo demonicznej korporacji Umbrella. Uśmiecham się pod nosem. Czyli jednak Resident Evil 7 jest połączone z poprzednimi odsłonami serii! Obok zdjęcia znajduje się dzwoniący telefon stacjonarny. Gdy go odbieram, JEMU ponownie udaje się zajść mnie od tyłu. Znowu ginę.
Jeszcze raz!
Tym razem nie podnoszę słuchawki telefonu. Wracam za to do punktu wyjścia i dokładnie przeszukuję otoczenie. Dzięki temu znajduję palec manekina, z dziwnym zakończeniem, przypominającym klucz. Dziesięć minut. Dwadzieścia. Pół godziny. Nie potrafię znaleźć zastosowania dla tego przedmiotu.
Za to mógłbym przysiąc, że widziałem ducha. W miejscu, przez które przechodziłem już kilka razy i w którym nigdy go nie było. Coraz bardziej zniecierpliwiony i sfrustrowany, ponownie kieruję się do telefonu. Odbieram go i słyszę głos. Zupełnie nowa linia dialogowa, której nie było wcześniej. Potem znowu następuje uderzenie od tyłu. Ginę.
Uruchamiam demo po raz kolejny. Teraz wkładam kasetę VHS do napędu magnetowidu i jeszcze raz, powoli i dokładnie, przeżywam przygodę ekipy telewizyjnej. Węsząc w każdej szczelinie, udaje mi się znaleźć wytrych na kuchennej posadzce! Używam go na jednej z szuflad, ale nic tam nie ma. Czas na powrót do teraźniejszości.
Wracając do tutaj i teraz, podchodzę do zamkniętej szuflady. Jest otwarta! Zmieniłem rzeczywistość, dokonując innej czynności w przeszłości. Czuję się, jak gdybym był najsprytniejszym graczem w Polsce. W szufladzie znajduje się siekiera. Ktoś musiał ją tam włożyć między wydarzeniami z kasety, a aktualną akcją dema. W końcu mam broń!
Odbieram telefon. Kolejny raz słyszę nową linię dialogową. Odkładam słuchawkę. Nikt mnie nie atakuje. Żyję. Po raz pierwszy! Być może obecność siekiery w ekwipunku wystraszyła oprawcę? Podekscytowany podnoszę klucz do drzwi wyjściowych, biegnę przez korytarz, otwieram zamek i… znowu szarpnięcie od tyłu. Nie żyję.
Z demem Resident Evil 7 męczę się już od kilku dni. Zwiedziłem każdy zakamarek i każdą szczeliną.
Zniszczyłem siekierą wszystko, co było do zniszczenia. Przesuwałem skrzynie. Zrzucałem manekiny ze schodów. Próbowałem nawet ugotować palec manekina w garnku. Chciałem pozbyć się w ten sposób plastiku i dostać się do dziwnego klucza w środku.
Wszystkie starania na nic. Zacząłem być pewien, że producenci po prostu się ze mną bawią, a demo nie ma „dobrego” zakończenia. Przejrzałem internetowe fora i portale. Fani serii dochodzili do podobnych wniosków.
Wtedy atmosferę podgrzał jeden z przedstawicieli Capcomu. Jego zdaniem zdobycie siekiery nie ma dużego wpływu na rozgrywkę. Co innego palec manekina. Przedmiot na swoje znaczenie i miejsce. Gracze po prostu jeszcze tego nie odkryli. Jak możecie się domyślać, poszukiwania rozpoczęły się na nowo. Polowanie na wskazówki zostało wznowione, a tysiące graczy zaczęło lizać wirtualne ściany w poszukiwaniu poszlak. W tym również ja.
Na dziś nie mamy żadnego pojęcia, jak wykorzystać palec manekina. Jeden po drugim, kolejne pomysły są podejmowane, analizowane i obalane. Wśród fanów serii narasta frustracja. Twórcy się z nami bawią? Być może! Jeżeli tak, nie mam im za złe. Sam fakt, że gracze z różnych zakątków świata współpracują, aby rozwiązać wielką zagadkę, zasługuje na uznanie.
Tajemnica stojąca za demem Resident Evil 7, realna czy nie, sprawia, że nie mogę się doczekać finalnej wersji gry. Jeżeli ta będzie chociaż w połowie tak wielowątkowa, modułowa, skomplikowana i wypełniona sekretami, jestem zdecydowanie na tak. To może być świetny początek, którego ta zmęczona, zdewastowana marka potrzebuje jak tlenu.
Naprawdę czekam. Czekam i popadam w coraz większy obłęd, szukając rozwiązania, które zapewne nie istnieje.