Ślepy będzie prowadził kulawego, czyli Onet bierze się za szkolenie dziennikarzy
Onet. Kiedyś strona startowa, która była bramą do mojego internetu. Dzisiaj bliżej mu do raka, który w ukryty sposób niszczy polski internet portalozowymi treściami, irytującymi reklamami, clickbaitami w tytułach i wideo, w których reklamy są dłuższe od właściwego materiału.

Jakież było moje zdziwienie, gdy otrzymałem informację prasową o uruchomieniu przez Ringier Axel Springer programu Digital Media Campus, którego celem jest szkolenie młodych dziennikarzy w całej Grupie.
W Polsce szefem Digital Media Campus jest Piotr Łęgowski, wydawca strony głównej Onet.pl. I właśnie ta informacja mnie bardzo zaniepokoiła.
Bo listę zastrzeżeń do tego, jak działa Onet mam bardzo długą. Obawiam się, że szkolenie młodych umysłów przez onetowych wyjadaczy może narobić polskiemu dziennikarstwu internetowemu sporo problemów.
Grzech I: brak linkowania do źródeł
W materiałach prasowych możemy przeczytać, że młodzi adepci sztuki dziennikarskiej będą uczyli się projektowania stron oraz etyki w mediach. To szalenie ciekawe, że właśnie Ringier Axel Springer i Onet będą tego uczyć, bo sami nie świecą pod tym względem przykładem.
Przypomnę tylko sprawę z zakazem linkowania do Spider’s Webu i AntyWebu, który obowiązywał (a może nadal obowiązuje?) w Onecie. Informację tę wyjawił nam jeden z pracowników Onetu, który w ten sposób wyjaśniał brak stosownej informacji w swojej publikacji.
To akurat grzech nie tylko Onetu. Wszystkie portale horytontalne w Polsce są na bakier z linkowaniem. Redaktorzy strasznie boją się napisać, skąd wzięli informacje, a jak już to robią, to w 9 na 10 przypadków bez podania linka. Żeby tylko czytelnik broń Boże nie poszedł do konkurencji o czymś poczytać. Dodatkowo ban na linkowanie ma podłoże związane z pozycjonowaniem strony - linki wychodzące mogłyby pomóc konkurencji, a w teorii zaszkodzić również stronie, która linkuje na prawo i lewo.
Co ciekawe, we wspomnianej sprawie zakazu linkowania SW i AW Onet wyjaśniał, że ich system na to nie pozwala. Nie ma co - świetnie zaprojektowana strona.
Grzech II: treści niskiej jakości
Biorąc się za szkolenie młodych dziennikarzy, Onet i RASP powinny być miejscami w Sieci, które stoją na straży wysokiego poziomu treści. Tymczasem już kilkuminutowa wizyta na stronie głównej Onetu powoduje u mnie nerwową chęć zamknięcia przeglądarki.
- “Niczego nieświadoma siedziała przy biurku. Nagle za plecami pojawił się szef… Jest nagranie”
- “Nauczycielki pobladły, gdy zobaczyły, co wyprawiają nowe uczennice”
- “Ile kosztowały sportowe kurtki prezydenta i pierwszej damy?”
- “Gwiazda przesadziła? Sama wrzuciła do sieci takie zdjęcie… Nie tylko ona”
- “M jak Miłość: Fani będą zdruzgotani. Asia nie może przestać płakać po zobaczeniu zdjęć USG”
- “Oni byli adoptowani. Wiedzieliście?”
Oczywiście nie wszystkie publikacje na Onecie stoją na tym poziomie, ale sam fakt, że na głównej stronie są takie perełki powoduje, że człowiekowi odechciewa się szukania wartościowych treści.
To jak grzebanie w śmietniku. Każdy z nas słyszał o tym, że na wysypisko kiedyś trafiły cenne przedmioty, pieniądze, biżuteria, antyki, czy też… statuetki Oskarów. Mimo wszystko jakoś pod śmietnikami i wysypiskami nie ustawiamy się w kolejkach, aby w tonach odpadów szukać wartościowych przedmiotów. Niestety podobne doznania towarzyszą człowiekowi odwiedzającemu strony największych portali, w tym Onetu.
Grzech III: tytuły z czapy
Ile razy na Onecie oraz na innych portalach trafiamy na tytuły, które sugerują zupełnie inne treści.
Przykład z dzisiaj. Główna Onetu, jeden z pierwszych wpisów: “Gorąco w Paryżu. Protestujący starli się z policją”. Każdy, kto śledzi sytuację w Europie i we Francji wie o problemach z imigrantami, o regularnych zamieszkach, więc tytuł ten ma prawo kojarzyć nam się jednoznacznie. Tymczasem po kliknięciu w link przenosimy się do publikacji: “Strajk taksówkarzy w Paryżu. Starcia kierowców z policją”. Ot, taka niespodzianka.
Takie praktyki na Onecie to nie są odosobnione przypadki. Choroba premiera albo prezydenta? Klikasz, a tam owszem, choruje głowa państwa. Tyle, że jakiegoś afrykańskiego. Synoptycy ostrzegają przed wychodzeniem z domu? Klikasz, a tam informacja adresowana dla mieszkańców Stanów Zjednoczonych.
Tak, wiem, mi też w spiderswebowej historii zdarzyły się gorsze tytuły, ale to, z jaką powtarzalnością przytrafia Onetowi i innym portalom, jest więcej niż niepokojące.
Grzech IV: nachalne reklamy
Portalowe reklamy… Wyskakujące okienka, automatycznie odtwarzające się filmy z włączonym dźwiękiem. Uciekające krzyżyki do zamykania reklam. A do tego reklamy niespodziewanie wyskakujące nad czytany tekst oraz reklamy zasłaniające cały ekran na urządzeniach mobilnych.

To właśnie przez te praktyki Polacy są na szczycie listy popularności aplikacji typu adblock. Polscy internauci blokują te wielkie wyskakujące bannery i hałaśliwe filmiki, które potrafią niespodziewanie obudzić śpiące w pokoju obok dziecko.
Z pełnym przekonaniem stwierdzam, że odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponoszą głównie portale. Portale, wśród których Onet jest w ścisłej czołówce.
Grzech V: wideo
Treści wideo na Onecie próbowałem oglądać tylko kilka razy. Zrezygnowałem, gdy przekonałem się, że to nie mój pech, a standardowa praktyka, iż reklama potrafi być dłuższa od zamieszczonego materiału wideo.
Do tego jeszcze te automatycznie startujące filmy na stronach publikacji. Zgroza.
Zraziłem się do tego stopnia, że nie oglądam nawet materiałów na VOD.pl, które wiele osób uznaje za całkiem wartościowe.
Ślepy będzie prowadził kulawego
Onet ma pozycję lidera, więc można powiedzieć, że zna się na robieniu internetów. Tego odmówić mu nie można. Należy jednak pamiętać, że robienie na czymś biznesu wcale nie musi iść w parze z byciem profesjonalistą i jednostką godną naśladowania.
Dla przykładu - w polskiej telewizji hitem serialowym jest “M jak Miłość”, top topów 2015 roku. Bardzo dużą popularnością cieszą się też paradokumenty takie jak “Ukryta prawda” i “Dlaczego ja”. Ten fakt nie świadczy jednak o tym, że twórcy tych dzieł powinni zacząć szkolić młodych adeptów sztuki filmowej i kinowej.
Pozostaje mieć nadzieję, że uczniowie Digital Media Campus będą prowadzeni w kierunku dziennikarstwa przez duże “D”, a nie tabloidowych praktyk przez duże “G”.