Na Teslę od Volvo poczekamy jeszcze bardzo, bardzo długo. Ale są też konkrety
Każde auto napędzane silnikiem elektrycznym (i tankowane z "kabelka"), niemal z miejsca zyskuje przydomek, którego jednym z członów nieodmiennie jest słowo "Tesla" w różnych formach. "Pogromca Tesli", "rywal Tesli", "zabójca Tesli" i tak dalej, i tak dalej. Tyle tylko, że konkurencyjnym firmom niespecjalnie spieszy się z tym, żeby taki produkt faktycznie przedstawić.
I podczas gdy Tesla zaprezentowała już trzy modele - roadstera, sedana i SUV-a, a przy okazji można powiedzieć, że sprzedaje je masowo (choć w porównaniu do gigantów raczej w niewielkiej liczbie), cała reszta motoryzacyjnego świata w mniejszym lub większy stopniu do wejścia na dobre w "elektryki" dopiero się przymierza. Albo wypuszczając pojedyncze, bardzo ograniczone ilościowo i regionalnie wersje elektryczne zwykłych samochodów, albo prezentując niesamowite prototypy (jak Mercedes z elektrycznym SLS albo Porsche z Mission E) albo - jak Volvo - zapowiadając, że na taki krok... dopiero się zdecyduje. Tym razem jednak poznaliśmy konkretną datę zakończenia tych starań.
Szwedzka firma, znajdująca się obecnie w chińskich rękach, oficjalnie ogłosiła dziś plan "elektryfikacji" swojego motoryzacyjnego portfolio.
Niestety ci, którzy liczyli na to, że np. już od przyszłego roku będą mogli zrezygnować z silnika benzynowego, pozostając jednocześnie wierni tej marce, mogą być trochę rozczarowani. Pierwszy "Szwed" napędzany wyłącznie silnikiem elektrycznym trafi do salonów najwcześniej w 2019 roku. Czyli prawdopodobnie około 2 lata po tym, gdy rozpocznie się sprzedaż długo zapowiadanego i niesamowicie "pompowanego" modelu 3 od Tesli, a raczej całej serii aut kryjącej się pod tym oznaczeniem.
Volvo chwali się jednak tym, że - jako jeden z bardzo niewielu producentów - już teraz dysponuje dwoma platformami podwoziowymi, od samego początku przygotowywanymi właśnie z myślą o produkcji samochodów zarówno w wersji plug-in, jak i w pełni elektrycznych.
Pierwsza jest już stosunkowo znana - to SPA, dedykowana większym samochodom osobowym, takim jak obecna już na rynku nowa generacja XC90, czy nadchodzącemu wielkimi krokami następcy S80 - S90 oraz jego odmianie kombi - V90. Na tej samej platformie zbudowane mają zostać też nieco mniejsze modele z serii 60. I to właśnie te pojazdy (60 i 90) są pierwszym, trwającym od premiery silnika T8, krokiem w kierunku "elektryfikacji", obejmującym tworzenie wersji plug-in.
Kolejnym ma być m.in. poszerzenie oferty aut o pojazdy mniejsze, tworzone z kolei na przedstawionej dziś bardziej szczegółowo niż do tej pory płycie CMA (Compact Modular Architecture), która posłuży za bazę m.in. dla nowej serii 40.
Pierwsze samochody z tej linii powinny zadebiutować już za dwa lata, choć początkowo również oferowane będą nie w pełnej wersji elektrycznej, a jako hybrydy plug-in.
Do 2019 roku fanom Volvo i "elektryków" pozostaje więc jedynie opcja wspomagania się "wtyczką". Ewentualna zmiana preferencji związanych z marką niewiele w tym przypadku przyniesie - mało który producent oferuje "pełnowymiarowe" auta w całości elektryczne, a już na polskim rynku dostępne są prawie wyłącznie różnego rodzaju hybrydy.
Wiele wskazuje więc na to, że realnego konkurenta Tesli, w tym także i nadchodzącej 3-ki, jeszcze dość długo nie zobaczymy. Tym bardziej, że zdaniem Volvo czas aut elektrycznych ma nadejść dopiero za dobrych kilka lat, a i nawet wtedy będą one raczej liczącą się siłą, niż całkowitym zastępstwem dla pojazdów z silnikami benzynowymi. Do 2020 roku udział aut elektrycznych w sprzedaży Volvo ma bowiem wynieść... 10%.
Sporo jak na dzisiejsze realia, ale wciąż niewiele dla tych, którzy po każdej kolejnej wiadomości na temat Tesli wyobrażają sobie świat pełen cichutkich, "czystych" samochodów elektrycznych.