Meizu MX4 to coś więcej, niż iPhone z Androidem - pierwsze wrażenia Spider's Web
Chiński pogromca iPhone’a, albo kopia iPhone’a. Pogromca Samsunga, albo zaledwie tańsza alternatywa. Jakkolwiek by nie próbować sklasyfikować Meizu MX4, nawet na papierze telefon ten wydaje się niezwykle interesujący. Jak jednak jest w praktyce?
Jeszcze do niedawna smartfony Meizu dla większości osób mieszkających w Polsce były jedynie ciekawostką. Fascynującą i kuszącą, ale wymagającą przeważnie zbyt wiele wysiłku, żeby poznać ją bliżej.
Od niedawna jednak wiemy, że MX4, jeden z bez wątpienia najciekawszych modeli tego producenta, trafił do sprzedaży w Polsce i to w cenie, która nikogo nie powinna przerażać. 1300 zł za telefon pozycjonowany teoretycznie na najwyższej półce? Na niewiele mniej Samsung wycenił… A3, który jest obecnie najtańszym przedstawicielem nowej, metalowej rodziny A.
A MX4, pomijając wszystkie jego parametry, też nie jest wykonany z gliny i kartonu. Front, świetnie zagospodarowany wielkim, 5,4-calowym wyświetlaczem (1152x1920), otoczonym mikroskopijnymi ramkami po bokach i malutkimi na górze i dole, chroniony jest hartowanym szkłem (GG3).
Liczba „rozpraszaczy” w tym miejscu jest przy tym ograniczona do absolutnego minimum. Nie jest to może poziom Nexusa 6, ale jest naprawdę blisko. Poniżej ekranu odnajdziemy tylko jeden, okrągły przycisk dotykowy, pełniący standardową rolę przycisku „Home” lub… wygaszania podświetlenia, które potem można przywrócić dwukrotnym dotknięciem wyświetlacza.
To bardzo dobre rozwiązanie, z dość prostego powodu. Metalowy przycisk zasilania, osadzony w podobnej do tej z iPhone’a 6 metalowej ramce, jest ulokowany, w najlepszym przypadku, w tragicznym miejscu. Na samej górze wielkiego telefonu, a na dodatek pod skosem, odchylony w kierunku tyłu urządzenia.
Dodając do tego świetne, aczkolwiek w tym przypadku niespecjalnie pomagające wyprofilowanie bryły telefonu, najłatwiej zasilanie włącza się… sięgając do przycisku palcem od tylnej strony smartfonu. Szacunek dla tego, kto ma ręce na tyle wielkie, że uda mu się to zrobić. Oczywiście da się też dokonać tego zaczynając od drugiej strony, ale po co się męczyć - dotknięcie ekranu czy przycisku „Home” jest dużo łatwiejsze.
Warto przy tym dodać, że w związku z występowaniem przycisku „Home” w takiej formie, odrobinę przemodelowano obsługę Androida. Brak chociażby dedykowanego klawisza do aktywacji wielozadaniowości (powrót i opcje wyświetla się na ekranie) - to menu uzyskuje się przez przeciągnięcie palcem z dolnej krawędzi wyświetlacza, co skutkuje wyświetleniem pojedynczego rzędu ikon otwartych programów. Pomysł równie stary, co w dzisiejszych czasach niezbyt modny i praktyczny, co pokazało chociażby Apple, które od czegoś takiego odeszło. Nie wspominając już o tym, że ikonkową formę prezentacji wybrało mniej więcej 439 lat temu BlackBerry i też dawno ją porzuciło.
Zresztą wspomnianej wcześniej inspiracji iPhone’em czy iOS-em nie trzeba się nawet specjalnie doszukiwać. Pomimo innych proporcji wyświetlacza, pierwsze skojarzenie jakie mamy po wyjęciu MX4 z naprawdę ciekawie zaprojektowanego pudełka, to właśnie nowe iPhone’y. Charakterystycznie zaokrąglona na rogach ramka, jeszcze bardziej charakterystyczne otwory głośników na dole, czy wreszcie, okrągły przycisk pod wyświetlaczem. Tak, określenie „chiński iPhone” może być tutaj jak najbardziej na miejscu.
Czy jednak celowo, czy zupełnie przypadkiem, podobieństwa kończą się przy zerknięciu na bok urządzenia. Tu bowiem Meizu MX4 przestaje być iPhone’owy - metalowa ramka „zamyka się” w inny sposób, przechodząc (niestety z udziałem zauważalnej, acz małej, szczelinki) w plastikową, zdejmowalną pokrywę niewymiennego wymiennego akumulatora (3100 mAh). Tę wykonano oczywiście z tworzywa sztucznego - bardziej matowego niż błyszczącego, a jednocześnie dość miękkiego i przyjemnego w dotyku.
Jak to jednak bywa w przypadku wielu smartfonów, taki „plastikowy” tył, w zestawieniu z metalową ramką i szklanym frontem może budzić dość mieszane uczucia. W zamian za to możemy w dowolnej chwili wymienić akumulator, albo - jeśli pojawią się odpowiednie akcesoria - odrobinę zmienić wygląd naszego smartfonu.
Wymienialny akumulator nie jest zresztą jedynym nawiązaniem do klasyki, na jakie zdecydowało się Meizu.
Dzięki temu, że nie próbowano przesadnie odchudzić MX4 i ma on „aż” 8,9 mm grubości, możliwe było takie wyprofilowanie sprzętu, aby mimo swoich wielkich rozmiarów świetnie leżał w dłoni. Nie udało się wprawdzie całkowicie zamaskować jego wymiarów, wymuszonych przez spory ekran, ale i tak jego obsługa jest zaskakująco wygodna. Oczywiście nie na tyle, że nagle kciukiem będziemy w stanie sięgnąć przeciwległego, górnego rogu ekranu, ale i tak jest dobrze.
Kosztujący 1300 zł MX4 został więc przygotowany starannie, w większości z naprawdę dobrych i dobrze spasowanych materiałów, a do tego jest całkiem poręczny. Czy więc haczyk tkwi w specyfikacji?
Cóż, i tak i nie. Czego brakuje? Na pewno gniazda pamięci na karty microSD. Już na samym początku, w trakcie zakupu, musimy wybrać, czy wystarczy nam 16 GB, czy może potrzebne jest 32 GB albo 64 GB.
Potem już jednak wszystko wskazuje na to, że nie brakuje niczego.
2 GB RAM powinno całkowicie wystarczać, a w połączeniu z procesorem MediaTek MT6569 zapewnia wydajność, przynajmniej benchmarkową, wyższą, niż zdecydowana większość innych telefonów z Androidem na rynku (przynajmniej na razie).
W trakcie wstępnych oględzin faktycznie trudno było znaleźć dla MX4 jakiekolwiek zadanie, które przekraczałoby jego możliwości. Żadna gra, aplikacja czy inny proces nie były dla Meizu wyzwaniem. Sam system też działał właściwie idealnie płynnie, nie przeskakując nawet jednej klatki animacji. Czy taka sytuacja utrzyma się przez cały okres testów - zobaczymy.
W kwestii systemu operacyjnego, w tym przypadku Androida 4.4.4, trzeba powiedzieć jedno - wygląda pięknie. Nawet pomimo tego, że dostępny jest już Android 5.0, projektantom chińskiej firmy udało się zrobić wszystko, żeby Zielony Robocik w końcu wyglądał tak, żeby od patrzenia na niego nie wypływały oczy. I co ciekawe, wcale nie wygląda to jak kopia iOS-a, co zdarza się niektórym producentom.
Flyme 4 jest tutaj praktycznie do bólu konsekwentny, spójny i jednocześnie atrakcyjny dla oka.
Prawie wszystkie ikony (z wyjątkiem nieszczęsnej ikony z Instrukcją) są proste, minimalistyczne, przyjemne w odbiorze i czytelne. Wszystkie systemowe aplikacje zmodyfikowane przez producenta wyglądają faktycznie, jakby pochodziły z jednej fabryki, a nie z kilkunastu rozrzuconych po całym świecie, a do tego elegancko komponują się z pozostałymi elementami systemu.
Niestety temu zachwytowi towarzyszy jedno rozczarowanie, tym bardziej bolesne, że MX4 z hukiem wszedł na polski rynek. Teoretycznie Flyme 4 (jak i jego poprzednie wersje) miałby być doskonale dopasowane do wielkich ekranów. I teoretycznie są, ale to dostosowanie po prostu nie radzi sobie z naszym językiem.
Widać to szczególnie (a właściwie wyłącznie) w menu ustawień telefonu. Pomimo prawie 1200 pikseli w poziomie, poprzez dodanie po lewej stronie belki z zakładkami, tak naprawdę… nie wiemy co ustawiamy.
„Budzenie gestem” jeszcze się mieści, ale już „Przesuń w prawo na ekr…”, „Kontrolka przycisku e…”, „Inteligentne ukrywani…” czy „Dostęp do pełnego e…” wyglądają po prostu źle. Ba, nie tylko wyglądają źle, ale są też całkowicie niefunkcjonalne. Większości z tych opcji nie da się rozwinąć, a menu ustawień nie obraca się do poziomu. Nie pomaga dłuższe przytrzymanie, czy jakiekolwiek inne czary - nie wiemy, o co chodzi i tyle. Gdyby tego było mało, przeważnie opcje te nie mają żadnych ustawień poza „Włączone/Wyłączone”, więc nawet nie można się domyślić, o co w nich chodzi. Trzeba zmienić język na taki, gdzie te opcje się zmieszczą. Podpowiedź: nie zawsze jest nim angielski.
Kiedy jednak metodą prób i błędów odkryjemy do czego służą dane opcje, widać, że Meizu naprawdę się postarało. Oprócz trybu jazdy (powinien być obowiązkowy i automatycznie włączany we wszystkich telefonach!), obsługi kilku prostych gestów czy wybudzania ekranu podwójnym kliknięciem, mamy tu jeszcze całkiem sporo udogodnień. Może i nie niesamowicie innowacyjnych, ale działających i przydatnych. I aż trzy klawiatury do wyboru na dzień dobry.
Przyznam się, że nie spodziewałem się po Meizu czegokolwiek konkretnego. Ot, kolejny telefon, który chce na rynku zawalczyć głównie ceną. Pierwsze wrażenia są jednak zupełnie zaskakujące. Bardzo dobra jakość wykonania, system na nakładką (choć to może zbyt małe słowo), która sprawia wrażenia przemyślanej od początku do końca, również pod względem estetycznym, a do tego bardzo obiecujące podzespoły (wliczając w to aparat).
Wszystko to w sumie może dać produkt, który w swoim przedziale cenowym nie będzie miał zbyt wielu konkurentów. Nawet jeśli wygląda jak nieco zmutowany iPhone.
Aktualizacja: Jak słusznie zwrócono uwagę, smartfon nie ma wymiennego akumulatora. Ten tylko... tak wygląda.