Brak sprzętu i załoga bez wykształcenia - samobójcza misja na Marsa może okazać się wielką porażką
Mars One to komercyjna misja, która ma polegać na umieszczeniu kolonistów na Marsie do roku 2024. Ten ambitny cel ma być osiągnięty w nietypowy sposób - Mars One zamierza sfinansować misję sprzedając ją jako produkt rozrywkowy. Rodzaj reality show, do którego mogą się zgłaszać poszukujący pomysłu na życie absolwenci lub znudzone gospodynie domowe.
Jednak, w odróżnieniu od innych reality show, ich praca nie będzie polegała na efektownym kłóceniu się przed kamerami, czy na publicznych zalotach. W ich scenariuszu jest śmierć przed kamerami - bo Mars One jest z założenia misją samobójczą - biletem w jedną stronę na Czerwoną Planetę.
I tutaj mamy pierwszy z problemów, jakie widzę z Mars One - dobór personelu. Dotychczasowe doświadczenia z misjami kosmicznymi mówią nam, że potrzebni są tam ludzie z odpowiednim wykształceniem, przeszkoleniem, stanem zdrowia, i umiejętnościami. Jak Mars One zamierza to zapewnić, wybierając spośród uczestników konkursu?
Poniżej możemy zobaczyć przykładowe wymagania, jakie publikuje NASA dla kandydatów. Piszą tam wprost: "Jakość przygotowania akademickiego ma duże znaczenie" - czyli potrzebują nie tylko kandydatów, którzy skończyli studia, ale przede wszystkim takich, którzy zrobili to na dobrej uczelni! Jak zresztą kiedyś powiedział były kapitan Międzynarodowej Stacji Kosmicznej: "Na stacji wszyscy mają doktoraty".
Tymczasem kandydaci wyłonieni przez Mars One kompletnie nie przystają do tej wizji. Zadałem sobie trud przejrzenia kilkudziesięciu z nich. Tutaj ciekawostka dla tych, którzy teraz wybierają studia: odniosłem wrażenie, że bardzo duży odsetek to absolwenci "stosunków międzynarodowych".
Wielu z nich, tak jak Zaskia zapomina użyć wielkich liter, nawet w swoim imieniu i podkreśla, że są uduchowieni ("spiritual"). Być może standardy się obniżają, ale wciąż nie wróży to dobrze misji Mars One.
Kolejnym problemem, który widzę z tym projektem jest... brak sprzętu. Brak zarówno pojazdów kosmicznych, jak i symulatorów szkoleniowych. Zarówno naziemnych laboratoriów jak i stacji kontroli misji. Oczywiście nie trzeba tego mieć na własność. Agencje kosmiczne na świecie ze sobą współpracują, udostępniając sobie sprzęt i personel. Misje kosmiczne są tak kosztowne, szczególnie przy dzisiejszym braku dużego wsparcia ze strony polityków, że są trudne lub wręcz niemożliwe do udźwignięcia dla pojedynczej agencji.
Sęk w tym, że Mars One nie nawiązał odpowiednich kontaktów i nie jest w dobrych stosunkach z żadną agencją kosmiczną.
To właśnie widzę jako kolejny problem z Mars One - praca w całkowitej izolacji. To że wyprawa na Marsa nie jest łatwa, niech zilustruje jeden prosty fakt: z ponad 40 bezzałogowych (!) misji na Marsa powiodła się mniej niż połowa!
Przewidywanie trudności i planowanie nie jest dobrą stroną kierownictwa Mars One. Twierdzą oni na przykład, że koszt wysłania ludzi na Marsa zamknie się w 6 mld dolarów - kwota, która jest po prostu śmieszna w porównaniu z kosztem jakiejkolwiek wyprawy załogowej na Marsa planowanej przez NASA czy inne agencje. Holenderski przedsiębiorca i szef Mars One, Bas Landsorp, twierdzi, że Mars One nie będzie miał takich kosztów, bo nie jest "taki polityczny jak NASA".
Jeśli chodzi o planowanie, to aby w 2024 roku mieć osadników na Marsie i mieliby tam choć trochę przeżyć, trzeba by zacząć zrzucać im sprzęt i zasoby, które później będą używane. Każda poważna planowana misja marsjańska to zakłada - na Marsie przecież, zupełnie dosłownie, nic nie ma! To wszystko jest ze sobą powiązane. Ponownie nawiążę to słów Hedfielda, który powiedział, że nie znając rozmiarów i typu statku, nie można wybrać załogi. Tak samo nie można jej dobrać, nie znając ilości i rodzajów zasobów, które na Marsie zastaniemy (zrzuconych wcześniej).
Gwoździem do trumny dla Mars One (choć tylko z naszego punktu widzenia, Bas Landsorp nie traci dobrego humoru) jest oświadczenie opublikowane przez prestiżową amerykańską uczelnię MIT.
Naukowcy z MIT powiedzieli: sprawdzam! i postanowili obliczyć, na ile koncepcje Mars One mają szansę powodzenia. Okazało się jednak, że nic nie trzyma się kupy.
Założenie, że osadnicy będą sami sobie uprawiać żywność, prowadzi do wniosku, że w atmosferze habitatu pojawi się niebezpieczna ilość tlenu. Tlenu, którego w warunkach marsjańskich jeszcze nie potrafimy z niej usunąć. Podobnie koncepcja ekstrakcji wody pitnej z marsjańskiego gruntu nie jest jeszcze realna w warunkach tej planety.
Naukowcy wzięli też pod lupę każdy aspekt życia na Marsie. Ile każdy osadnik będzie potrzebował tlenu. Ile kalorii pożywienia. Ile będzie potrzeba części zamiennych (których na Marsie wyprodukować się nie da), w skali roku. Ile te części zamienne zajmą miejsca w kapsułach wysyłanych na Marsa... i tak dalej, i tak dalej. I porównali koncepcję marsjańskiej wyprawy, tak jak ją widzi Mars One, do... planowania 50 letniej wycieczki samochodem, z założeniem że w kabinie wieziemy ze sobą części zamienne, i wymieniamy je w trakcie jazdy. Pewnie możliwe, ale maksymalnie utrudnione.
Ani MIT, ani ja nie możemy powiedzieć ze 100% pewnością, że Mars One będzie nieudaną wyprawą. Może dopracują szczegóły, opóźnią wylot, zmienią załogę (która im się w międzyczasie zestarzeje) i wszystko się powiedzie. Ale ja, prywatnie, myślę sobie, że to skok na kasę i popularność jakiegoś programu telewizyjnego, który będzie przedstawiał przygotowania do lotu.
I nic więcej.
Źródło: MIT