DLC InFamous: First Light zawstydza podstawową wersję gry – recenzja Spider’s Web
„Syndrom silnika graficznego”- tak lubię nazywać dolegliwość, na którą cierpi wiele gier wydawanych wraz z premierami nowych konsol. Producenci śpieszą, aby zdążyć na debiut platformy, skupiając się na warstwie graficznej znacznie bardziej niż na dopieszczeniu rozgrywki. Właśnie taki problem miała podstawowa wersja InFamousa i właśnie tego problemu unika zaskakująco dobre First Light.
Ryse: Son of Rome, Killzone Shadowfall, Knack czy nawet InFamous Second Son – bez problemu jesteśmy w stanie wskazać kilka iście next-genowych produkcji, które zachwycają od strony wizualnej. Niestety, każdej z wymienionych gier brakuje pewnej głębi, pewnego doszlifowania i pazura w aspekcie samej rozgrywki. Tworząc narzędzia, które będą służyć producentom przez następne 8 lat, ci siłą rzeczy nie mają często czasu na dopieszczenie "duszy", smagani batami terminów.
Już po kilku minutach z InFamous: First Light czuć, że twórcom z Sucker Punch bardzo przydała się chwila oddechu.
Skoro producenci mieli już powodujący opad szczęk silnik graficzny, najwyższa pora na jego odpowiednie wykorzystanie. Za sprawą wielu zmienionych detali i szlifów w First Light gra się po prostu bardziej przyjemnie, niż w podstawową wersję gry. Wszystko tutaj zagrało – główna bohaterka, sposób narracji, efektowne moce, poboczne zadania, poruszanie się po otwartym mieście, a nawet nowy, oparty na rywalizacji między graczami system. No ale po kolei.
InFamous: First Light jest prequelem. Gra opowiada historię Fetch – jednej z pobocznych postaci w oryginalnej, „męskiej” wersji gry. Kobiecy, ale równie buntowniczy punkt widzenia doskonale wpływa na rozgrywkę. O ile po prostu nie cierpiałem hałaśliwej nastolatki w podstawowej wersji, tak tutaj ta spisuje się doskonale. Co więcej, ma się wrażenie, że kampania dla jednego gracza jest o wiele bardziej nafaszerowana emocjami niżeli przygody Delsina. Krew, pot i łzy – jest tutaj wszystko, niekoniecznie właśnie w takiej kolejności.
Zupełnie nowa perspektywa pozwala na pokazanie graczom nieco innego środowiska.
Chociaż ponownie wracamy do otwartego dla gracza, deszczowego Seattle, to nieco różni się od miasta, które poznaliśmy w InFamous: Second Son. Akcję obu gier dzielą aż dwa lata, co pozwala graczowi na zobaczenie aglomeracji przed interwencją sił DUP, stworzonych z myślą o polowaniu na ludzi z nadprzyrodzonymi zdolnościami. Chociaż zamiana DUPowców na wojnę policji i gangsterów to w zasadzie kosmetyka, miło popatrzeć na Seattle bez tych wszystkich szlabanów i rogatek, punktów kontrolnych oraz militarnych posterunków.
Miło jest również słuchać opowiadania Fetch, które jest przerywane brutalnymi powrotami do czasów teraźniejszych. Chociaż buntowniczka z nadprzyrodzonymi umiejętnościami mówi o wydarzeniach z Seattle, sama trzymana jest w zakładzie dla ludzi takich jak ona, gdzie od czasu do czasu musi przejść odpowiednie szkolenie pod okiem Brooke Augustine – „tej złej” z podstawowej wersji gry. Treningi w szczelnie zamkniętej, połowicznie tajnej placówce to również zupełnie nowy system rywalizacji między graczami.
Tak oto zakład, w którym umieszczona jest Fetch, stanowi idealną arenę do wykonywania zadań oraz rywalizowania z innymi graczami.
Ochrona zakładników czy próba przetrwania ataku kolejnych fal przeciwników – gracz wybiera interesujący go poziom trudności, po czym rzuca się w wir walki. Odpowiednie kombinacje, wykorzystanie mocy oraz czas przekładają się na punkty. Im ich więcej, tym wyżej dzierżyciel kontrolera ląduje w światowym rankingu. Wyniki graczy aktualizowane są w czasie rzeczywistym, toteż miłośnicy pobijania rekordów na pewno znajdą coś dla siebie. Nowy system rankingowy zdecydowanie wydłuża żywotność dodatku i oraz stanowi całkowitą nowość w serii.
Sam główny wątek fabularny przeszedłem w około 5 – 6 godzin. Przy okazji wykonałem wszystkie zadania poboczne. Ich obecność w podstawowej wersji często męczyła, podczas kiedy w InFamous: First Light to czysta zabawa. Bieganie za kulami energii, szukanie policyjnych dronów czy znajdywanie neonowych mocy z trudnodostępnych miejscach – wszystko to daje znacznie więcej frajdy, niż za czasów kampanii Delsina. O ile InFamous: Second Son cieszył najbardziej w misjach fabularnych, tak w dodatku satysfakcjonuje praktycznie wszystko.
Nie da się również nie napisać o neonowej mocy, którą twórcy nieco rozwinęli.
O ile większość z palety ruchów pozostała bez zmian względem podstawowej wersji gry, tak producenci znacząco zmodyfikowali sposób szybkiego poruszania się po mieście oraz tych najpotężniejszych ataków. Dzięki specjalnym neonowym „bramkom” Fetch porusza się szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, z kolei najpotężniejsza neonowa ofensywa po prostu wgniata w fotel. Oczywiście nic nie jest tak efektowne jak Orbital Drop Delsina, ale taki popis naprawdę trudno pobić.
Co najlepsze, InFamous: First Light to samodzielny dodatek
Uważam, że to naprawdę świetna okazja, aby zapoznać się z serią w oprawie godnej platform nowej generacji. Jeżeli wahaliście się z zakupem InFamous: Second Son, przygody Fetch mogą okazać się strzałem w dziesiątkę. Tanie, samodzielne DLC zachwyci was warstwą graficzną oraz zapozna z mechaniką stojącą za serią. Przy okazji poznacie wydarzenia sprzed Second Son, toteż nie zepsujecie sobie zabawy, jeżeli zdecydujecie się kiedyś ograć „podstawkę”.
First Light zrobiło na mnie zaskakująco dobre wrażenie. Gra jest lżejsza, bardziej dynamiczna, bardziej zróżnicowana (pojawiają się nawet zimowe lokacje!) oraz znacznie bardziej satysfakcjonująca niż Second Son. Idealna produkcja dla kogoś, kto nie miał kontaktu z serią oraz wartościowy dodatek dla tych, którym spodobała się podstawowa wersja gry. Przyjemne zaskoczenie w formie samodzielnego dodatku.