Czy to koniec dziecięcej pornografii w Sieci? Mam nadzieję, że tak
Trzy wielkie firmy - Google, Microsoft i Yahoo - wzięły się w końcu za poważny problem, jakim jest dziecięca pornografia w Internecie. Nowe rozwiązania i mechanizmy mają zablokować tego typu treści.
Jeszcze w czerwcu Google zapowiadało, że zamierza usunąć ze światowej Sieci całą pornografię dziecięcą. Było to w pewien sposób następstwem słów wypowiedzianych przez premiera Wielkiej Brytanii, Davida Camerona. W jednym ze swoich wystąpień domagał się on, aby największe firmy internetowe usunęły z Sieci treści pornograficzne, na których mogą znajdować się dzieci. Niestety, całkowite usunięcie nie jest łatwe, ale Google – jak informuje Daily Mail - postanowiło temu zaradzić.
Dosłownie kilka godzin temu Eric Schmidt – dyrektor wykonawczy i były prezes Google – ogłosił spore zmiany w algorytmie wyszukiwania, dzięki którym internauci będą mieli dużo większy problem z trafieniem na nieodpowiednie treści. Zmiany mają dotyczyć ponad 100 tys. różnych wyszukiwań.
Warto odnotować, że informacja została ogłoszona przed dzisiejszym spotkaniem na Downing Street, gdzie swoją rezydencję ma premier Wielkiej Brytanii, które ma dotyczyć właśnie problemu dziecięcej pornografii. Najprawdopodobniej w jego trakcie podobne zmiany ogłoszą Microsoft (Bing) oraz Yahoo.
To jednak nie koniec nowości od Google. Internetowy gigant nie tylko zmienił algorytmy wyszukiwania, aby użytkownicy mieli problemy ze znalezieniem treści pedofilskich, ale także opracował specjalny mechanizm, który ma zapobiegać rozprzestrzenianiu się takich treści. Zarówno w teorii, jak i w praktyce, jego działanie ma być banalnie proste. Jeśli Google znajdzie jakieś treści z dziecięcą pornografią to po pierwsze, będzie usuwać je z wyników wyszukiwania, a po drugie, oznaczać specjalnymi tagami, dzięki czemu nawet gdy zostaną skopiowane na inny serwer, to wciąż internauci nie będą w stanie ich wyszukać. Co ważne, dotyczy to zarówno zdjęć, jak i filmów.
Poza tym w autouzupełnianiu nie pojawią się także frazy, które mogłyby posłużyć do odnajdywania nieodpowiednich materiałów, a sam mechanizm ma się też uczyć tego, jak pedofile trafiają na tego typu strony i także zapobiegać temu.
Google już ogłosiło, że system najpierw wystartuje w Wielkiej Brytanii, a następnie w innych państwa anglojęzycznych. W ciągu 6 tygodni algorytm ma zostać zaktualizowany w sumie w aż 158 wersjach językowych, czyli na 99,9% także w polskiej wyszukiwarce. Eric Schmidt ogłosił także, że jego firma jest gotowa udostępnić swoje rozwiązania pozostałym graczom, także swoim konkurentom.
Afer w Wielkiej Brytanii wybuchła z powodu dwóch osób – Marka Bridgera, który zabił 5-latkę, oraz Stuarta Hazella, który z kolei zamordował 12-latkę. W obu dochodzeniach okazało się, że mężczyźni mieli dostęp do treści pedofilskich, co mogło mieć wpływ na ich późniejsze postępowanie i w konsekwencji doprowadziło do tragedii.
Co ważne, nowy algorytm Google ucieszył premiera Wielkiej Brytanii, ale natychmiast dodał on, że to dopiero pierwszy krok, że największe firmy internetowe cały czas czeka sporo pracy w udoskonalaniu swoich narzędzi i utrudnianiu życia wszystkim pedofilom, którzy chcieliby odnaleźć w Sieci nieodpowiednie treści.
Nad mechanizm pracowało około 200 pracowników Google. Warto też wspomnieć, że zarówno Google, jak i Microsoft podjęły także współpracę z brytyjską agencją ds. walki z przestępczością zorganizowaną (National Crime Agency) w celu monitorowania skuteczności swoich nowych rozwiązań. Interesujące jest też to, że owa agencja rozpoczęła swoją działalność zaledwie miesiąc temu.
Nie ma chyba co dyskutować nad tym, czy tego typu działania są potrzebne. Dla mnie jasne to oczywiste. Firmy internetowe powinny zrobić wszystko, co tylko są w stanie, aby internauci, przypadkowo czy też celowo, nie trafiali na dziecięcą pornografię. Bardzo cieszy mnie to, że wzięły się za to właśnie Google, Microsoft i Yahoo. Tylko dwie pierwsze pokrywają 95% wszystkich wyszukiwani w Sieci, więc mają ogromny wpływ na to, co widzimy w swoich przeglądarkach.